– Mogło być więcej map – powiedział Dix. – Złodzieje na ogół sobie nie ufają.
Ruth wzruszyła ramionami.
– Może. W każdym razie warto było spróbować.
– Ale skoro wydaje się, że inni dotarli do jaskini przed tobą – zauważył Savich – złota już pewnie dawno tam nie ma.
– Masz rację, Dillon. Moja mapa też zniknęła.
– Jutro pojedziemy do jaskini. Dowiemy się, co ci się przydarzyło.
Ruth złapała go za rękę.
– Myśl o powrocie tam naprawdę mnie przeraża. Czuję się, jakby na zewnątrz czaiły się tygrysy szablo zębne, a ja siedzę przy ogniu, który i tak mnie nie ochroni.
Sherlock zadrżała.
– Chciałabym powiedzieć, że cię nie rozumiem, ale czułam to samo wtedy, w tym tunelu.
Ruth posadziła sobie Brewstera na kolanach, pogłaskała jego miękkie uszy i zapatrzyła się w ogień buzujący na kominku.
Dix pochylił się w jej stronę. – Dobrze się czujesz, Ruth?
– Tak, przepraszam, na chwilę odpłynęłam. To wszystko, co wydarzyło się od piątku… trochę mnie przerosło. – Otarła łzy i zrobiła hardą minę. – Ale nie będę już o tym mówić. Jestem twardą laską i zamierzam się tak zachowywać.
– Możesz wyć do księżyca, jeśli masz ochotę – roześmiał się Dix. – Po tym, co przeszłaś, Ruth, nawet takiemu macho jak ja spadłyby skarpetki.
– Najważniejsze jest to, że jesteśmy tu wszyscy razem i dotrzemy do sedna sprawy – powiedziała Sherlock. Objęła Ruth i mocno ją przytuliła, a Brewster usiłował wsunąć między nie nos. – Jesteś twardą sztuką i nie zapominaj o tym. A teraz chcę, żebyś mi powiedziała, że chodzenie po jaskiniach nie jest takie trudne. Ani Dillon, ani ja nigdy nie zboczyliśmy z wytyczonego chodnika w jaskini.
Ruth wzięła się w garść.
– Musicie być bardzo ostrożni. Nie widziałam w Jaskini Winkela żadnych trudnych przejść, nawet w miejscach, których nie było na mapie, pewnie dlatego żołnierze ją wybrali. Chodzi o to, że nigdy nie powinno się wchodzić do jaskini samemu i ja zachowałam się jak prawdziwa idiotka. Byłam taka podekscytowana, myślałam, że nie potrzebuję Luthera.
– Tak. – Dix skinął głową. – Masz rację. Zachowałaś się jak idiotka. Ja jestem zwolennikiem sportów grupowych i nie poszedłbym sam do nieoznaczonej części jaskini nawet uzbrojony w milionwatową żarówkę.
– Dziękuję, profesorze Noble – powiedziała Ruth, po czym zwróciła się do Sherlock: – Uwielbiam, kiedy mężczyzna się ze mną zgadza. W każdym razie ja was poprowadzę, nie mam mapy, ale dosyć dobrze pamiętam drogę. Obiecuję, nie będzie tak źle. Bywałam w dużo gorszych jaskiniach, gdzie musiałam czołgać się na brzuchu po zimnej wodzie, zjeżdżać po pionowej ścianie, nie wiedząc, co czeka na mnie na dnie – i modląc się, żeby w ogóle było jakieś dno – albo przeciskając się przez przejścia za wąskie dla dwunastolatka.
W Jaskini Winkela nie ma nawet żadnych klaustrofobicznych miejsc, w których cierpłaby ci skóra, przynajmniej ja ich nie widziałam. Nie spotkałam też żadnych nietoperzy ani zwierząt. Będzie chłodno, ale nie będziemy musieli taplać się w żadnych strumieniach. Nie zostaniemy tam na tyle długo, żeby dostać hipotermii. Będziemy potrzebowali mnóstwo latarek, to jest najważniejsze.
Zamilkła na chwilę.
– Muszę się dowiedzieć, na co natknęłam się w tej pieczarze.
Tak bardzo chciałabym sobie przypomnieć. Czy zobaczyłam coś, czego nie powinnam? Czy ktoś mnie stamtąd wyciągnął? Ale jeśli chcieli mi pomóc, to dlaczego uderzy li mnie w głowę i zostawili nieprzytomną w lesie szeryfa? Prawda jest taka, że gdyby Brew ster mnie nie znalazł, pewnie bym umarła. A potem ci dwaj mężczyźni, którzy próbowali włamać się do domu i mnie zastrzelić. Jeśli chcieli mnie zabić, to dlaczego nie zrobili tego od razu?
– Przestań tak bardzo się martwić, Ruth, wszystkiego się dowiemy – powiedział Dix. – Hej, Madonna, poznaliśmy już twoje imię.
Dobrze było pośmiać się, pozwolić, żeby strach z Jaskini Winkela zniknął choć na chwilę.
– Jak mnie znaleźliście? – spytała Ruth Savicha, a on roześmiał się.
– Uwierz mi, Ruth, wielu ludzi wie, że szeryf znalazł w lesie kobietę. I wszyscy dowiedzieli się o wczorajszym szalonym pościgu na autostradzie i jak ci dwaj bandyci próbowali zabić kobietę, która mieszka w domu szeryfa.
– Rozesłali nawet twoje zdjęcie Internetem – dodała Sherlock i poklepała dłoń Ruth. – A teraz zostaniemy tutaj, dopóki nie wyjaśnimy całej sprawy.
– Ależ, Dillonie, ja prowadzę sprawę Tillera.
– Zadzwonię do Dane'a. On się tym zajmie, nie martw się.
– Ale on za dwa tygodnie bierze ślub.
– W takim razie będzie miał motywację, żeby jak najszybciej zamknąć sprawę – uznała Sherlock. – Sprawa Tillera? – spytał Dix.
– Farmer w Maryland orał świeżo zakupione pole i natrafił na ludzkie szczątki. Usiłujemy odkryć, co się stało.
– Słyszałem w radiu, że znaleźliście martwą ofiarę porwania pochowaną na cmentarzu w Arlington w grobie żołnierza wojny koreańskiej. O co w tym chodziło?
Sherlock i Savich wymienili spojrzenia. Savich wzruszył ramionami.
– No dobrze, chyba nadeszła pora, żebyśmy opowiedzieli ci o Mosesie Grace i Claudii, Ruth. Pamiętasz, że zostawiłaś Connie swoją komórkę? Zadzwonił do niej Rolly.
Opowiedział Ruth i szeryfowi o nieudanej akcji w Motelu Hootera, jak znaleźli ciało Pinky'ego na cmentarzu i Connie została postrzelona.
– Przykro mi, Ruth, ale Moses Grace sugerował, że zabił też Rolly'ego. Nie wiemy, kim są Moses Grace i Claudia. Okazało się, że on dzwonił do mnie z telefonu Pinky'ego. Operator potwierdził, że telefon przeszedł. przez wieżę w Arlington. Zostawiliśmy otwarte konto na wypadek, gdyby znowu chciał do mnie zadzwonić. Jeśli on jeszcze kiedyś włączy ten telefon, od razu go namierzymy. Myślę, że mimo slangu, jakim mówi, i fatalnej gramatyki, jest całkiem bystry. Pewnie już się pozbył telefonu Pinky' ego.
– Naprawdę próbował zastrzelić Sherlock?
– Poluje na nas oboje. Przed przyjazdem do Maestro zostawiliśmy Seana u jego babci – powiedział Savich, po czym wyjaśnił Dixowi: – Już kiedyś przechodziliśmy przez coś takiego.
– Powinnam być tam z wami, Dillon. Powinniście byli do mnie zadzwonić.
– Nie, sami wystarczająco dobrze spieprzyliśmy sprawę. Ruth zerwała się na równe nogi i zaczęła chodzić w tę i z powrotem z wierzgającym Brewsterem na rękach.
– Nie mogę uwierzyć, że przyjechaliście mnie tu szukać, kiedy w Waszyngtonie tyle się dzieje.
– Rodzina to rodzina, Ruth. Masz rację, Moses Grace jest przerażający, już zdążyłem się o tym przekonać. Wziął mnie na cel z jakieś powodu, może chodzi o zemstę, więc zaczęliśmy przeglądać moje dawne sprawy. Facet jest stary i wydaje się chory, ciągle kaszle.
– Claudia jest młoda – ciągnęła Sherlock – rysuje serduszka nad literą „i”. Nazywa ją kochaniem. Nie wiemy, czy jest jego córką czy wnuczką, a może po prostu nastolatką, która uciekła z domu. Usiądź, Ruth, bo zaczyna kręcić mi się w głowie.
Ruth usiadła świadoma tego, że Dix na nią patrzy. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał przyzwyczaić się do żargonu policyjnego, którego używała Ruth. W niczym nie przypominała teraz Madonny.
– Wciąż próbujemy znaleźć samochód Ruth – powiedział.
– Później sprawdzę numery rejestracyjne, ale na razie wiemy, że został gdzieś ukryty albo wywieziony poza nasz okręg.
Savich zwrócił się do szeryfa, który przyglądał się im bacznie od kilku minut:
– Nie wiesz nawet, jak bardzo jestem ci wdzięczny za to, że znalazłeś i zaopiekowałeś się Ruth.
Dix machnął ręką.
– Chyba rozpoznaję twoje nazwisko, Ruth. Kilka miesięcy temu pisali o tobie w „Washington Post”, prawda? Pomogłaś odnaleźć nauczyciela matematyki, zanim zabił go jakiś zazdrosny wariat, prawda?