– Teraz rozumiem, że jesteś tą kobietą, którą Dix znalazł w piątek wieczór, śpiącą w swoim range roverze, niemal zamarzniętą, ale ci dwaj agenci FBI? Razem prowadzicie dochodzenie? Jak ja mogę wam pomóc?
– Jak dobrze znałeś Erin Bushnell?
Doktor Holcombe wyglądał na zaskoczonego.
– Erin Bushnell… bardzo utalentowana, gra na skrzypcach z wyjątkową pasją i emfazą. Pracowałem z nią nad kontrolą i spontanicznością, chociaż to dziwnie brzmi. Ale to właśnie robi prawdziwy artysta, kiedy go słuchasz, wydaje się, że muzyka wypływa z niego, jakby nigdy wcześniej nie grał dla nikogo innego, to jego dar, błogosławieństwo. Powinniście byli posłuchać Erin, jak grała Sonatę na Jedne Skrzypce Bartoka. Jest absolutnie fantastyczna. Poczulibyście się, jakbyście byli pierwszymi ludźmi.
Co jeszcze o niej wiem? Jest na czwartym roku, zrobi licencjat w maju. Myślę, że chce zostać na studiach magisterskich. Co się stało, Dix? Czy Erin coś zrobiła? Wiem, że nie bierze narkotyków, może trochę marihuany, mamy z tym mały problem w kampusie, ale nigdy nic mocniejszego. I lubi prowadzić tę swoją małą miatę naprawdę szybko. Och, chyba nie miała wypadku, prawda?
– Nie chodzi o narkotyki, Gordon, ani o wypadek samochodowy. Przykro mi, że muszę ci to powiedzieć, ale Erin Bushnell nie żyje. Znaleźliśmy jej ciało w Jaskini Winkela. Jak na razie nie znamy przyczyny śmierci, ale wygląda na to, że została zamordowana i pochowana w jaskini. Wyjścia były zasłonięte, morderca pewnie miał nadzieję, że nikt jej nie znajdzie.
Gordon wyglądał tak, jakby miał zaraz zemdleć, jego arystokratyczna twarz była tak biała jak kłykcie palców, którymi schwycił brzeg biurka. Poruszał ustami, ale jedyne, co powiedział, to:
– Nie, to niemożliwe. Nie, Dix, nie Erin. Była bardzo utalentowana, taka młoda i obiecująca. Musicie się mylić. Nie, to nie może być prawda. Jesteście pewni, że to ona?
Dix położył dłoń na ramieniu wuja.
– Bardzo mi przykro, Gordon, ale jesteśmy pewni. Uważamy, że została zabita krótko przed tym, jak Ruth weszła do jaskini w piątek. Pewnie morderca wciągnął ją tam przed przybyciem Ruth.
– Erin w Jaskini Winkela? A co, na Boga, ona miałaby tam robić? Miałem zamiar zadzwonić do niej w ten weekend w sprawie koncertu, który miała zagrać przed dyplomem, ale zająłem się pisaniem tej sonaty, nad którą pracuję, i zapomniałem. Och, biedne dziecko.
– Wszyscy bardzo źle to znosimy, doktorze Holcombe – powiedziała Ruth. – Ale potrzebujemy pomocy. Ktoś ją zabił. Musi pan nam o niej opowiedzieć, o jej przyjaciołach, nauczycielach, chłopakach, zwyczajach, wszystko, co może nam pomóc. Musimy się dowiedzieć, gdzie była w piątek.
Ruth widziała, że on nie był jeszcze gotów, żeby o tym myśleć. Nie mogła go winić. Gwałtowna śmierć zawsze była szokiem dla ludzi, którzy znali ofiarę.
Gordon zakrył dłonią oczy.
– Bardzo trudno jest mi to zrozumieć. Studentka, moja studentka, zamordowana. takie rzeczy nie zdarzają się w Stanislausie. Och, Boże. Jaki to będzie miało wpływ na szkołę, na fundusze? Chyba nie myślicie, że zamordował ją inny student? Wychowujemy tu muzyków, nie morderców. – Opuścił głowę, próbując wziąć się w garść. Kiedy uniósł twarz, nadal był blady, ale głos już mu nie drżał. – Erin uczyła się z Glorią Brichoux Stanford, starszą kobietą, wielce utalentowaną, o języku ostrym jak brzytwa. Dwanaście razy występowała w Carnegie Hall, wydała wiele płyt, grała z różnymi orkiestrami na całym świecie. Znaliście ją z Christie w Nowym Jorku, Dix.
– Christie i córka Glorii chodziły razem do szkoły w Carnegie Mellon. Gloria zaczęła pracę tu, w Stanislausie, jakieś pół roku po tym, jak się tu sprowadziliśmy, co było miłą niespodzianką. Jej córka też się tu przeprowadziła. Erin była jej studentką?
– Od początku jesiennego semestru grała z Glorią co najmniej dwie godziny dziennie. Powiedziałbym, że żaden nauczyciel nie znał Erin lepiej niż Gloria. Może będzie umiała wam powiedzieć… nie wiem, ale chyba powinna wiedzieć o chłopakach Erin, ludziach, których nie lubiła, czym się martwiła. – Przerwał i stał w ciszy oparty o biurko, wpatrując się w eleganckie włoskie buty. – Erin była taka młoda, miała dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata? Rozmawiałeś z jej rodzicami, Dix?
– Tak, to było bardzo trudne. Nie znali nikogo, kto nie lubił ich córki, nie mówiąc już o morderstwie. Nie wiedzieli o żadnych kłopotach z chłopakiem. Przyjadą, żeby zabrać ją do Iowa.
Helen dała nam adres Erin. Nie wiesz, czy miała współlokatorów? Czy mieszkała sama?
Gordon wzruszył ramionami. – Nie mam pojęcia.
– Nieważne. Dziękuję, Gordonie, za pomoc. Bardzo mi przykro. jestem pewien, że będziesz teraz miał mnóstwo roboty, zwłaszcza jak media się o tym dowiedzą.
– O tak, media zadbają, żeby nas wszystkich za to ukrzyżować. Będę musiał chronić przed nimi studentów. No cóż, poradzimy sobie z tym, nie mamy innego wyjścia. – Nie był już Gordonem, tylko doktorem Holcombe. – Proszę, dajcie mi znać, jeśli się czegokolwiek dowiecie. Sam zadzwonię do rodziców Erin. Urządzimy koncert ku czci jej pamięci.
Kiedy wyszli, Helen milczała, a w oczach błyszczały jej łzy. – To po prostu niemożliwe. Erin, martwa. Tak strasznie mi przykro. Była piękną młoda kobietą, zawsze była dla mnie miła. Parę razy spotkałam ją na wydziałowym przyjęciu, pamiętam, że niedużo piła i wydawała się raczej nieśmiała, ale przyjacielska. To tragedia, szeryfie, naprawdę.
Ruth poklepała ja lekko po ramieniu. – Dziękujemy za pomoc.
– Erin nie miała współlokatorów. Mieszkała sama. – Podała Dixowi kartkę.
Wychodząc, patrzyli, jak wchodzi do gabinetu doktora Holcombe'a i rozmawiają przez chwilę przyciszonymi głosami. Powietrze na zewnątrz wydało się im ciężkie i zimne.
– Co jest na tej kartce, którą dała ci Helen? – spytał Dixa Savich, gdy wsiadali do range rovera.”
– Numer telefonu i adres Glorii Brichoux Stanford. Jutro złożymy jej wizytę. Teraz pojedziemy do mieszkania Erin Bushnell, może coś tam znajdziemy.
– Najlepiej podarte i podpisane listy miłosne – powiedziała Ruth.
– Mnie wystarczą jakieś wyraźne odciski palców – odrzekł Dix. Kilka minut później skręcił w Upper Canyon Road. Domy były stare, niektóre wiktoriańskie, pomalowane na jasne kolory. Na trawnikach rosły sędziwe, przysypane śniegiem dęby.
– Mieszka na drugim piętrze. Tam.
Dom był duży, na każdym z trzech pięter mieściło się jedno mieszkanie. Na drzwiach na drugim piętrze nie było numeru.
Zadzwonił do drzwi, ale nie było żadnej odpowiedzi. Zapukał, odczekał chwilę i zapukał jeszcze raz. Krzyknął swoje nazwisko. Wciąż żadnej odpowiedzi. Nacisnął klamkę i drzwi się otworzyły.
– Zaufanie do bliźniego gra na naszą korzyść – rzucił przez ramię•
– Nie mogę uwierzyć, że nie zamknęła drzwi – powiedziała Ruth. – Frontowe drzwi to jedno, ale to jest proszenie się o kłopoty.
– Może morderca ją tu przyprowadził i to on nie zamknął drzwi – odezwała się Sherlock.
Weszli do dużego, wysokiego salonu, połączonego z jadalnią i kuchnią długim blatem kuchennym.
Mimo że nie zapalali światła, w pokoju było jasno, a rozjaśniały go jeszcze kolorowe poduszki i pastelowe ściany pokryte wielkimi plakatami, głównie z Bradem Pittem.
– No dobrze – powiedział Dix. – Rozdzielmy się i szybko przejrzyjmy mieszkanie. Moi ludzie przyjadą, żeby zebrać odciski palców, jak tylko skończą w jaskini.
Wiedzieli, co mieli robić, i dziesięć minut później znowu zebrali, się w salonie.
– Powinna była pójść na zakupy – powiedziała Ruth. – W lodówce jest torebka marchewek i karton odtłuszczonego mleka. Nie miałam ochoty go wąchać. W szufladach zwykły bałagan, żadnych notatek ani zapisków.