Salon, sypialnia i łazienka wyglądały niemal, jakby nikt tu nie mieszkał.
Ale nie pokój muzyczny Erin Bushnell. Był mały, w oknach wisiały zaciągnięte żaluzje, ale widać było od razu, że to tutaj młoda kobieta spędzała większość czasu. Wszędzie leżały sterty równo poukładanych nut z partiami na skrzypce i orkiestrę. Na krześle leżał otwarty futerał ze skrzypcami w środku. Sherlock wyjęła je i obejrzała.
– Zrobione przez Harta i Synów w Londynie w dziewiętnastym wieku. Rzadko się takie widuje. Są przepiękne.
Przejrzała nuty, ale nie zobaczyła w nich nic niezwykłego. Nie było żadnego notesu z adresami ani pamiętnika, żadnej luźnej kartki z notatkami czy godzinami spotkań. Erin miała małego laptopa, którego Dix wziął ze sobą.
– Poproszę naszego rezydenta, Weeniego *, żeby go sprawdził. – Zobaczył uniesioną brew Ruth i uśmiechnął się. – Naprawdę ma na imię Allen, ale wszyscy nazywają go Weenie. To mu się nawet podoba.
Ruth zamknęła za nimi drzwi mieszkania Erin.
– Jedynymi osobistymi akcentami w tym mieszkaniu były skrzypce i nuty.
– Chyba będziemy musieli poszukać gdzie indziej odpowiedzi na pytanie, dlaczego umarła – powiedział Dix, a ruszając spod starego domu, dodał: – No dobrze, na dzisiaj musimy skończyć. Chłopcy będą się zastanawiali, gdzie was ukryłem. Poza tym nie lubię, jak zbyt długo są sami w domu po szkole. Byli cali podnieceni, że znowu przyjadą do nas agenci FBI.
– Pewnie teraz rządzą w szkole – powiedziała Ruth. – Może nawet obiecali przyjaciołom, że d4iś wieczór wyciągną z nas wszystkie tajemnice.
Dix zatrąbił na samochód, który skręcał przed nimi. – Uważaj, żeby Brewster znowu cię nie obsiusiał.
– Teraz już wiem, że muszę uważać. Gdyby znowu to zrobił, nie mogłabym pójść na kolację z żadnym z moich adoratorów. I pewnie Rob już nigdy więcej nie pożyczyłby mi ubrań.
Komórka Dixa zadzwoniła, gdy szeryf usiłował przejechać przez wielką kupę śniegu usypaną na środku Stumptree Lane. Na czubku zaspy ktoś zatknął kulę śnieżną z marchewkę w miejscu nosa.
– Założę się, że Rob i Rafer maczali w tym palce. – Odebrał telefon. – Szeryf Noble, słucham.
Słuchał przez chwilę, po czym zatrzymał range rovera na poboczu.
– Powiedz mi, że żartujesz. Proszę. – Słuchał jeszcze przez chwilę, a następnie rozłączył się, i wsunął telefon do kieszeni.
Dzwonił lekarz sądowy, doktor Himple. Powiedział, że Erin Bushnell miała w krwioobiegu narkotyk, który udało mu się zidentyfikować. Sądzi, że to substancja chemiczna o nazwie BZ, który zapewne ją sparaliżował. Wtedy morderca wbił jej w klatkę piersiową cienkie ostrze lub igłę. – Wziął głęboki oddech. – Ale to, co zrobił po tym, jak ją zabił, to najbardziej pokręcona rzecz, o jakiej słyszałem.
Ruth pochyliła się i dotknęła jego ramienia.
– Co, Dix, co on takiego zrobił?
– Zabalsamował ją.
Rozdział 15
Savich posypał solą kolbę kukurydzy, wgryzł się w nią i westchnął z zadowoleniem.
– Rob, bardzo nam się podobał ten bałwan, którego zrobiliście na środku Stumptree Lane. I jeszcze ta marchewka. Niejeden samochód musiałby stanąć. Twój ojciec rozjechał go range roverem i pewnie zjadłby marchewkę, gdyby nie była zmarznięta.
Chłopcy wymienili spojrzenia, a Rob odchrząknął.
– To nie tylko my, tam było mnóstwo dzieciaków ze szkoły – powiedział, zerkając na ojca. – Więc nie możesz winić tylko nas. Skończyliśmy szkołę o trzeciej i nie mieliśmy ochoty na sanki. Śnieg na Breaker's Hill jest już do niczego.
– Chcecie jeszcze po hotdogu? – spytał Dix, a obaj chłopcy skinęli głowami, uśmiechając się z ulgą.
– Nie jesteś zły, tato? – upewnił się ostrożnie Rob. – Nie dasz nam szlabanu?
– Ziemia do taty – powiedział Rafe, pstrykając palcami.
– Słucham? Och, przepraszam, pamiętam, że kiedyś w Queens zrobiliśmy to samo i policjant zabrał nas na posterunek, żeby napędzić nam stracha. Tata sprał mi tyłek. Wiecie, chłopcy, jeszcze nie jesteście na to za duzi.
– Jesteśmy, tato – zaprotestował Rob. – Poza tym ty zawsze tak mówisz i nigdy tego nie robisz. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Jeśli naprawdę chcesz dać nam nauczkę, to może zamknij nas na noc w więzieniu? To byłaby odpowiednia kara, prawda?
Dix wzniósł oczy do góry.
– Mieliście szczęście, że ja pierwszy natknąłem się na waszą śnieżną barykadę i ją rozjechałem.
– Mieliśmy dzisiaj klasówkę z „Otella”, tato – powiedział Rafe. – Chyba nieźle mi poszło. Myślę, że odpowiedziałem dobrze na wszystkie pytania.
– To świetnie – pochwalił go Dix. – Mówiłem ci, że odziedziczyłeś umysł po matce.
– No, tak, a gdybym dostał co najmniej czwórkę z minusem, to czy mógłbym przyjąć tę pracę w sklepie żelaznym pana Fultona?
Zadzwoniła komórka Dixa i poszedł ją odebrać, a kiedy wrócił, wycelował palec w Rafe'a.
– Żadnej pracy, dopóki nie będziesz miał co najmniej czwórki z biologii i angielskiego, tak jak się umawialiśmy. Nie czwórki mniej, tylko pełnej, solidnej czwórki. Za trzy tygodnie koniec semestru, więc masz jasno określony cel. I żadnych jęków. Sherlock i Savich mają syna młodszego od was i nie musimy im pokazywać, co ich czeka.
– Nie jesteśmy tacy źli, agencie Savich – zapewnił Rob. – Tata tylko tak udaje.
Rafe posłał bratu ostre spojrzenie, po czym nachylił się ze wzrokiem wbitym w twarz ojca.
– Słyszeliśmy, że znaleźliście zamordowana studentkę w Jaskini Winkela. Wszyscy o tym mówią, najpierw ci dwaj faceci, którzy próbowali zabić Ruth, a teraz ta dziewczyna. Co się dzieje, tato?
– Tak, znaleźliśmy ciało w Jaskini Winkela. To nie był przyjemny widok.
– Dobrze, że masz agentów specjalnych FBI do pomocy – powiedział Rob.
– To prawda – odparł Dix oschle. – Doskonale.
– Czy pan ciągle widuje trupy, agencie Savich? – spytał Rob.
– Nie, nie ciągle. Tak naprawdę większość czasu spędzam, pracując na komputerze, nazywa się MAX. Przez te wszystkie lata wytropiliśmy całkiem sporo bandytów.
– Za to my – odezwała się Sherlock – agent Warnecki i ja mamy nosy jak psy myśliwskie. Pokazują nam trop, a my trafiamy do przestępców jak po sznurku.
– Tato, to trochę przerażające – powiedział Rafe. – Co się stało tej dziewczynie?
Niektórych sekretów nie wolno mi zdradzać, chłopcy. Nie chcę, żeby media poznały wszystkie szczegóły.
– Ale…
Dix potrząsnął głową.
– Mam parę pytań do Ruth w sprawie poszukiwaczy skarbów. Czy mają jakieś kluby, biuletyny czy coś w tym stylu?
Skinęła głową, bardziej w stronę chłopców niż szeryfa.
– Tak, mają to wszystko. Słyszeliście kiedyś o skarbie zakopanym na farmie Snow Hill, milę na południe od New Baltimore, tu, w Virginii?
Chłopcy, którzy jeszcze przed chwilą leżeli rozparci na krzesłach, teraz usiedli prosto i wpatrzyli się w Ruth. Rafe oparł brodę na ręku.
– Srebrne monety – ciągnęła. – I złote, wycenione na jakieś sześćdziesiąt tysięcy dolarów.
– Kto go zakopał? – spytał Rafe. – Ty go znalazłaś?
– Szkocki pirat, William Kirk, zakopał go w latach siedemdziesiątych osiemnastego wieku. Ale kiedy zmarł, po skarbie nie było ani śladu i wdowa po nim sprzedała farmę pułkownikowi Williamowi Edmondsowi, którego potomkowie wciąż są właścicielami Snow Hill. Ludzie szukali przez te wszystkie lata, ale nikt nie natrafił na żaden ślad oprócz kilku osiemnastowiecznych monet.