– Jak się miewa Cynthia? – spytał Dix, podając szwagrowi kubek czarnej kawy z dwiema kostkami cukru.
– Tak jak powiedziałem, jest przygnębiona. Chciała, żebym dowiedział się, co robicie, co wiecie. Słyszałem, że znaleźliście ją w Jaskini Winkela. Macie jakiś pomysł, kto mógł to zrobić! – Tak, Tony, znaleźliśmy ją w Jaskini Winkela, morderca tam ją zostawił. W jaki sposób Cynthia poznała Erin Bushnell?
– Spotkały się w zeszłym roku na koncercie w Stanislausie, ale to teraz nieważne. Dix, gdybyś nie poszedł do Jaskini Winkela, gdyby mój ojciec nie pokazał ci tylnego wyjścia, nikt nigdy nie dowiedziałby się o jej śmierci.
– To prawda.
– Po prostu by zniknęła, tak jak Christie.
Twarz Dixa była nieprzenikniona. Skinął głową.
Tony zwrócił się do Ruth, która sączyła kawę. Dodała hojnie śmietanki, bo zdała sobie sprawę, że jeśli tego nie zrobi, kawa zetnie jej krew.
– Słyszałem, że szukałaś jakiegoś skarbu i odnalazłaś komnatę, o której nikt wcześniej nie wiedział.
– Tak było – przyznała Ruth. A więc strzępy informacji rozeszły się po okolicy, co nie było takie złe, oczywiście w granicach rozsądku.
Chappy przekazał Tony'emu kilka faktów, pomyślał Dix, ale, dzięki Bogu, nie wszystkie. Chappy nigdy nie potrafił trzymać buzi na kłódkę, chyba że chodziło o pieniądze. Widział, że Ruth ocenia Tony'ego jak policjant podejrzanego. Patrzył, jak odgarnia włosy za ucho, robiła to co chwilę, bo za kilka sekund włosy opadły znowu. Gęste, ciemne, lekko kręcone włosy.
– Tata poprosił mnie, żebym zaprosił was na lunch. Powiedział, że nie będziecie mogli przyjść na kolację, bo wieczorem wracają tamci agenci.
– Skąd twój ojciec o tym wie? – spytała Ruth. Bez zastanowienia łyknęła kawy i wzdrygnęła się.
– Rozmawiał rano z Raferem, spotkali się w drodze do szkoły. Chłopak powiedział mu, że agent Savich i agent Sherlock polecą specjalnym helikopterem do Filadelfii w sprawie śledztwa. Nie wiedział jakiego, ale mówił, że wrócą na kolację.
Dix chrząknął. Będzie musiał pomówić z synami. Zastanawiał się, czy którykolwiek z nich w ogóle znał słowo „dyskrecja”.
– Dlaczego tak nagle wyjechali do Filadelfii?
– To sprawa FBI, Tony – powiedziała Ruth. – Bardzo chętnie zjem lunch z twoim tatą. Czy ty też będziesz z żoną? Mogłaby mi opowiedzieć o Erin Bushnell i ich siostrzanych uczuciach.
Oczy Tony'ego Holcombe'a pociemniały, podejrzewał sarkazm, ale gdy nic takiego nie usłyszał, skinął głową i odstawił kubek na biurko Dixa.
– Muszę wracać do pracy. – Wsunął na dłonie niewiarygodnie miękkie rękawiczki ze skóry.
– Jak tam sprawy w banku, Tony?
Tony Holcombe wzruszył ramionami, otwierając drzwi.
– Wszystko idzie dobrze, ale znasz tatę, on nigdy tego nie przyzna, mówi, że odkąd ja zostałem dyrektorem, bank schodzi na psy.
Słyszeli, jak witał się z policjantami w drodze do wyjścia. – Wydaje się całkiem sympatyczny – odezwała się Ruth.
– Nie chciałabym być na jego miejscu.
– Tony zawsze znajdował się w cieniu Chappy'ego. Gdybym był na jego miejscu, już dawno wyjechałbym z tego stanu i uciekł tak daleko od Chappy'ego, jak to tylko możliwe. Chciałbym teraz pojechać do Ginger Stanford, córki Glorii, i dowiedzieć się, co ona ma do powiedzenia o Erin Bushnell. Jak na razie Erin jest ukochaną, utalentowaną przyjaciółką mojej szwagierki Cynthii, a uwierz mi, to przerażające i niewiarygodne.
Ginger Stanford była właścicielką czteropiętrowego domu z czerwonej cegły, wciśniętego między pasmanterię a pizzerię. W czasie krótkiego spaceru wszyscy chcieli pomówić z szeryfem i przyjrzeć się Ruth, jak gdyby agentka miała trzecią rękę albo drugą głowę. Dix był cierpliwy, ale powściągliwy, trzymanie języka za zębami wychodziło mu dużo lepiej niż jego chłopcom.
Sekretarzem Ginger był staruszek zgarbiony za wielkim mahoniowym biurkiem. Na środku stała drewniana tabliczka z napisem „Henry O.”.
– Szeryfie – zaskrzeczał staruszek, skinął Ruth i wbił wzrok w monitor. – Mam tu prawdziwą zagadkę. Pięć słów, a każde z nich zawiera trzy inne słowa.
– Przyszliśmy zobaczyć się z Ginger, Henry. Zadzwoń, proszę, do niej.
– Pracuje nad testamentem starego pana Zrzędy.
– Nigdy nie słyszałam o takim nazwisku – powiedziała Ruth.
Henry O. powoli wstał. Miał na sobie wykrochmaloną białą koszulę i odprasowane czarne spodnie, podciągnięte niemal do piersi.
– Tylko ja go tak nazywam. Mówię o Amosie McQueenie, on jest jeszcze starszy ode mnie. Nie mogę uwierzyć, że wciąż oddycha. Powinien był się zawinąć w siedemdziesiątym pierwszym, kiedy przejechała go żniwiarka, ale wyszedł z tego. – Henry podreptał do zamkniętych drzwi i zapukał. Ruth dostrzegła, że na małych, wąskich stopach miał nowe buty od Ferragamo.
– Proszę.
Henry uchylił drzwi i wsunął przez nie głowę.
– Panno Ginger, przyszły gliny, ale są całkiem mili, więc ja bym współpracował.
Ruth stanęła jak wryta na widok Ginger Stanford. Bez dwóch zdań była przepiękną kobietą, o wysokich, ostro zarysowanych kościach policzkowych, naturalne blond włosy miała spięte w kok. Kiedy wstała, Ruth pomyślała, że musiała mieć co najmniej metr osiemdziesiąt wzrostu i nogi tak długie, że wyglądały, jakby kończyły się pod uszami. Obeszła biurko i obdarzyła Dixa pięknym, szerokim uśmiechem, wyciągając dłoń. Uwagi Ruth nie umknął wyraz jej oczu. Ginger bardzo lubiła szeryfa.
Wymienili uprzejmości. Dix przedstawił jej Ruth i Ginger obrzuciła agentkę szybkim, taksującym spojrzeniem, znanym każdej kobiecie, która przeczuwa w drugiej rywalkę.
– Jestem agentką FBI, panno Stanford.
– Tak, słyszałam. Nie widzę żadnej rany na głowie.
Ruth automatycznie dotknęła małego plastra ukrytego pod włosami.
– Już prawie się zagoiła – powiedziała. Dix potrząsnął głową.
– W tym mieście wszyscy wszystko wiedzą.
– To prawda. – Ginger wskazała zadbaną dłonią sofę. – Słyszałam, że Brewster znalazł panią za stertą drewna obok domu Dixa.
Ruth zastanawiała się, w ilu jeszcze miejscach mógł znaleźć ją Brewster.
Ginger usiadła z powrotem za biurkiem, splotła dłonie i powiedziała z namysłem:
– Moja matka bardzo przeżywa śmierć Erin, Dix. Była tak zmartwiona, że wczoraj zostałam u niej na noc. Nie mogła przestać płakać. Proszę, powiedz mi, że wiesz, kto jest za to odpowiedzialny. I jeszcze Walt McGuffey. Co tu się dzieje, Dix?
Wzruszył ramionami.
– Chciałbym, żebyś opowiedziała nam o Erin Bushnell. Ginger odchyliła się na oparcie fotela, zamknęła na chwilę oczy, po czym je otworzyła i mrugnęła powiekami kilka razy, a na usta wypłynął jej leniwy uśmiech. Ruth zastanawiała się, jakie wrażenie takie gierki robiły na sędziach. Pewnie doprowadzały facetów do szaleństwa.
– Poza tym, że leciała na doktora Holcombe'a, to była całkiem bystra – powiedziała w końcu.
– Co?!
– Wiem, wiem, jest wystarczający stary, żeby być jej ojcem, ale tak to bywa. Ciągle kręciła się wokół niego, proponowała, że coś dla niego zrobi: zmieni strunę w skrzypcach, nastroi klawikord, wypoleruje róg, cokolwiek. Chodziła na wszystkie zajęcia, które prowadził, parę razy była nawet u niego w domu, tak mi mówiła mama.
– Twoja matka nic nam o tym nie wspomniała.
– Pewnie, że nie. Ona to zbywała, mówiła, że to zauroczenie, nic więcej i w ogóle się tym nie przejmowała. Postrzegała doktora Holcombe' a jako bezpiecznego kochanka, który rozumiał swoją rolę i którego Erin bez problemu zostawi za sobą, gdy ruszy w drogę do sławy. Próbowałam jej wytłumaczyć, że Erin świata poza nim nie widzi, że położyłaby się przed jego autem, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale mama nie chciała słuchać. Zawsze potrząsała głową i mówiła, że Erin podbije cały świat i nic jej nie powstrzyma. – Ginger przerwała i popatrzyła na jedną z afrykańskich masek wiszących na przeciwległej ścianie. – Ale powstrzymało.