– Ale na razie nie macie żadnych tropów? – naciskał Chappy.
– Och, jakoś sobie radzimy – odpowiedział Dix gładko, odchylając się na krześle i splatając palce na brzuchu.
– Dix, słyszałem, że znaleźliście biednego starego Walta zamordowanego w jego własnym domu – powiedział nagle Chappy. – Jeszcze jeden taki szok, a mnie pochowacie w następnej kolejności. Kto chciałby go zabić? Och, rozumiem, pewnie ktoś pomyślał, że Walt zobaczył coś, czego nie powinien był, bo mieszka blisko wejścia do Jaskini Winkela.
– To możliwe – przyznał Dix. – Walt był cudownym człowiekiem i Christie bardzo go kochała. Był załamany, kiedy zniknęła. – Nie wspomniał o samochodzie Ruth w stodole, tylko zwrócił się do Cynthii: – Byłem zaskoczony, że ty i Erin Bushnell byłyście tak blisko. Nigdy nie widziałem, żebyś przyjaźniła się z jakąkolwiek kobietą w mieście.
– Dorastałam z trzema kobietami, Dix, i wszystkie były sukami pierwszej klasy, dlatego nie dziw się, że nigdy nie zadałam sobie trudu. Wydawało mi się, że Erin była inna, ale okazało się, że nie. Tak, robiła całe to przedstawienie z uczuciem do wuja Gordona, ale tylko po to, żeby odwrócić moją uwagę od prawdziwego celu, jakim był mój mąż. Dlatego spędzała ze mną tyle czasu tutaj, w Tarze. Chciała spotykać się z tobą, Tony.
– A może – powiedział Chappy z przebiegłym uśmiechem – obie leciałyście na starego Twistera?
– To nie jest śmieszne, Chappy. On jest prawie tak stary jak ty – powiedziała Cynthia. – Kiedy wreszcie dorośniesz?
– Myślisz, że Ginger myliła się, mówiąc, że Erin kochała doktora Holcombe'a? – spytał szybko Dix.
Cynthia wzruszyła szczupłymi ramionami okrytymi elegancką bordową bluzką od St. John.
– Ginger powiedziałaby wszystko, żeby cię uszczęśliwić, prawda, Dix? Wszyscy oprócz ciebie wiedzą, że z radością wskoczyłaby ci do łóżka. Ale jej matka, Gloria Stanford, to zupełnie inna historia.
Cynthia rzuciła tę bombę i skupiła całą uwagę na sałatce z krewetek.
– Gloria i Twister sypiają ze sobą? Nie, może kiedyś, dawno temu, ale teraz ona jest już dla niego za stara – powiedział Chappy. – Prawda jest taka, że Twister lubi młódki. Nawet Cynthia jest już za stara jak na jego gust. Lepiej przyjmij do wiadomości, że koniec się zbliża, Cynthio.
– A zatem Erin Bushnell była w odpowiednim wieku dla niego? – spytała Ruth.
– Dwadzieścia kilka lat? Tak, w idealnym, ale co ja mogę wiedzieć, agentko Ruth? Co ja mogę wiedzieć? Twister i ja nie mogliśmy się dogadać, jeszcze zanim ty przyszłaś na świat. Chyba jesteśmy do siebie zbyt podobni i dlatego tak działamy sobie na nerwy. Najwyższa pora, żebyście sami go spytali i popatrzyli, jak się wije. – Uśmiechnął się złowieszczo.
Pani Goss sprzątnęła ze stołu, przyniosła wielki sernik i ostentacyjnie postawiła go na środku stołu, po czym wręczyła nóż gospodarzowi. Gdy Chappy kroił ciasto, Ruth powiedziała:
– Bardzo podoba mi się twój dom, Chappy. Dlaczego nazwałeś go „Tara”?
– Bo kiedy przyprowadziłem tu mamę Tony' ego i Christie, powiedziałem jej, że już nigdy nie będzie głodna.
– Moja matka miała fundusz powierniczy wielkości budżetu stanu Rhode lsland – zauważył Tony.
Chappy roześmiał się.
– Ale to ładna historia. Podoba mi się ta nazwa, porusza we mnie jakąś głęboko ukrytą strunę. Architektura jest prawie identyczna, chociaż my mamy, oczywiście, mnóstwo pięknych łazienek.
Pół godziny później Dix wyjechał na długi podjazd.
– Przecież już mamy odciski palców tych dwóch mężczyzn, teraz bada je IAFIS – powiedziała Ruth. – Po co ta opowiastka o laboratorium FBI?
Dix chrząknął i włożył ciemne lotnicze okulary. – Wpuściłeś kota między gołębie, tak?
– Kto wie, co może z tego wyniknąć? Ci troje zawsze, powtarzam, zawsze, odstawiają przed gośćmi takie przedstawienie. Zaczynasz jakiś temat, a oni go ciągną dalej. Pewnie trudno ci w to uwierzyć, ale dzisiaj byli dosyć nudni, śmierć Erin Bushnell trochę ich przygnębiła. Walta zresztą też.
Ruth skinęła głową.
– Zgadzam się, że wszyscy darzyli Erin silnymi uczuciami, ale nie bardzo wiem, kto jakimi.
– Ci goście są dobrzy. Lata praktyki.
– Widywałam już dysfunkcyjne rodziny, sama pewnie z takiej pochodzę, ale ta trójka była nie do pobicia.
Dix roześmiał się.
– Trzeba było spytać Chappy' ego o niego i Erin, wtedy zobaczyłabyś ich miny.
– Przykro mi, że muszę zadać ci to pytanie, ale czy sądzisz, że ktoś z twojej rodziny był zamieszany w morderstwo Erin?
Milczał, skręcając w Mount Olive Road.
– Kiedy Christie zniknęła, brałem pod uwagę każdą ewentualność, łącznie z tym, że był w to zamieszany ktoś z rodziny. Po tych wszystkich latach musieliby naprawdę się postarać, żeby mnie zaskoczyć, ale nie widzę żadnego z nich w roli mordercy. I tak, już nieraz się myliłem.
Parę minut później stanęli przed biurkiem Helen Rafferty.
Dix zdjął okulary przeciwsłoneczne i uśmiechnął się do Helen, która wyglądała na zdenerwowaną.
– Muszę z tobą pomówić, Helen – powiedział, nachylając się nad nią. – Za pięć minut w świetlicy?
– Ja… cóż, rozumiem, że to nie może czekać, szeryfie?
– Raczej nie. To bardzo ważne.
W świetlicy dla personelu siedziały dwie osoby pochylone nad zielonym blatem stołu, z paczką czipsów między nimi. Dix pokazał odznakę i poprosił ich o wyjście.
Ruth usiadła obok Helen i przyglądała jej się przez kilka chwil, próbując ocenić jej nastrój, po czym powiedziała swoim głosem od przesłuchań, łagodnym i zachęcającym:
– Proszę nam opowiedzieć o doktorze Holcombe i Erin BushnelI, pani Rafferty.
Helen przeniosła spojrzenie z Ruth na Dixa, który stał oparty o ścianę, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, i wybuchnęła łzami.
Rozdział 20
Filadelfia
Środa
Savich i Sherlock siedzieli na przeciwko Elsy Bender w nowoczesnym salonie Jona Bendera na Linderman Lane. Mimo, że w pokoju było bardzo ciepło, kobieta przykryła nogi kaszmirowym pledem, a na zgarbione ramiona narzuciła gruby, wełniany sweter. Brązowe włosy miała związane w niski węzeł na karku. Co chwila nerwowo składała i rozkładała leżące na kolanach dłonie. Savich zauważył, że nie nosiła obrączki. Salon był jasno oświetlony, ale Elsa Bender wydawała się siedzieć w głębokim cieniu.
Na oczach nie miała już bandażu tylko ciemne okulary. Była zbyt chuda i chorobliwie blada, jakby w ogóle nie wychodziła na zewnątrz. Jednak zauważyli, że uśmiecha się do byłego męża, który stał obok z ręką na jej ramieniu. W dokumentach wyczytali, że John Bender był odnoszącym sukcesy sprzedawcą nieruchomości, który dwa lata wcześniej zamienił żonę na młodszy model, dokładniej mówiąc, na własną sekretarkę, ale nigdy się z nią nie ożenił. A teraz był tutaj, wielki mężczyzna, krępy, o silnie zarysowanej szczęce, a niewidoma była żona znów mieszkała w jego domu.
Savich przedstawił siebie i Sherlock i powiedział bez zbędnych wstępów:
– Stary człowiek i ta młoda dziewczyna, którzy chwalili się przede mną, że panią porwali… Nazywają się Moses Grace i Claudia. Nie znamy jeszcze nazwiska dziewczyny ani nie wiemy, co łączy ją ze starcem, ale to ci sami ludzie, którzy pochowali mojego przyjaciela Pinky'ego Wormacka w starym grobie na cmentarzu w Arlington.
Pan Bender przeniósł wzrok z Savicha na Sherlock, najwyraźniej zastanawiając się, czy ma powód do zdenerwowania. Skinął powoli głową.
– Słyszeliśmy o tym. Nie mieliśmy pojęcia, dopóki pan nie zadzwonił dziś rano… Cóż, przynajmniej macie imiona. Domyślam się, że rozmawialiście już z lokalną policją?