Prawie godzinę i cztery placuszki później Rob i Rafe poszli wreszcie do łóżek z głowami pełnymi przerażających i kompletnie nieprawdziwych historii o piekle, które przeszli Savich i Sherlock w Filadelfii. Dix odczekał jeszcze kilka minut, al. w sypialni na górze zrobiło się zupełnie cicho, po czym skinął głową.
– No dobrze, mamy ich z głowy. Opowiedzcie nam, co naprawdę wydarzyło się w Filadelfii. Czy ta biedna kobieta potrafiła cokolwiek powiedzieć o Mosesie Grace i Claudii?
– Tak – odpowiedział Savich. – Nazywa się Elsa Bender i wyjdzie z tego. To znaczy myślę, że ma przed sobą całkiem nie złą przyszłość. – Popatrzył na Dixa i Ruth, którzy siedzieli na sofie na przeciwko niego i Sherlock, Brewster spał między nimi. Wyjął z kieszeni fotografię. – To jest córka Benderów, Annie. Na tym zdjęciu ma siedemnaście lat: wysoka, szczupła, prawie białe włosy i wielkie, błękitne oczy. Elsa Bender mówi, że jest bardzo podobna do Claudii.
Ruth przyjrzała się fotografii.
– Wygląda jak cheerleaderka, której największym problemem jest decyzja, z kim pójść na randkę po meczu w sobotę wieczór. Rozesłałeś już to zdjęcie po całym Beltway, prawda, Dilon?
– Oczywiście.
– Elsa powiedziała, że Moses Grace jest tak stary, jak wydawało się nam po głosie, ma co najmniej siedemdziesiąt lat odezwała się Sherlock. – Twarz ma pomarszczoną od słońca, 1'0 sugeruje, że mógł spędzić większość życia na farmie, platformie wiertniczej czy pracując jako więzień – do wyboru, do koloru. Elsa powiedziała, że jest szczupły i żylasty, ale nie wygląda zdrowo, jest jakiś szary. Mówiła, że głos Claudii w jednej chwili był słodki, a w drugiej piskliwy, ze środkowozachodnim akcentem. Co do Mosesa to sami słyszeliśmy jego przeciągłą wymowę i fatalną gramatykę. Elsa mówiła też, że ciągle kaszlał i pluł, a to było dwa miesiące temu. Teraz jego głos brzmi o wiele gorzej.
Dix pochylił się do przodu, biorąc Brewstera na ręce.
– Mieliście owocny dzień…
– Ale chyba nie aż tak ekscytujący jak my – przerwała mu Ruth, nie mogąc już dłużej ukryć podniecenia. – Spodoba się wam to. Zacznę od wizyty u Ginger Stanford, a potem opowiem wam o lunchu z Chappym i jego małym teatrzykiem.
– A na koniec – dodał Dix – nasz piece de resistance: Helen Rafferty.
Rozdział 21
– I kiedy dojechaliśmy do Stanislausa, zabraliśmy Helen Rafferty do świetlicy dla pracowników. Ruth nie dała jej ani chwili na pozbieranie myśli, tylko od razu, prosto z mostu, spytała o doktora Holcombe'a i Erin Bushnell.
Ruth gładko podjęła opowieść, jakby od dawna pracowali razem w jednym zespole.
– Zaczęła płakać i uspokoiła się, dopiero jak jej przypomniałam, jakie to teraz ważne, gdy Erin nie żyje.
– Wytarła oczy i spytała, czy napijemy się kawy – ciągnął Dix. – Powiedziałem, że tak, bo chciałem dać jej chwilę, żeby się wzięła w garść.
– Przeprosiła Dixa, bo wiedziała, że doktor Holcombe jest jego wujem, ale przemyślała to i musiała to z siebie wyrzucić. Przyznała, że ona i doktor Holcombe – inaczej go nie nazywa – przez jakieś trzy miesiące pięć lat temu byli kochankami. Powiedziała, że to było latem, kiedy w szkole zostało niewielu uczniów. On zerwał, powiedział jej, że bycie z nią go wyczerpuje. To wam się spodoba: powiedział, że bycie z nią przypomina związek ze starożytnym błogosławieństwem, które straciło swą moc, a teraz go dusi i on już dłużej nie może z nią być. Powiedziała nam, że tak naprawdę doktor Holcombe miał pewną słabość, o której ona wiedziała jeszcze przed romansem. Przez te wszystkie lata sypiał z utalentowanymi studentkami i nie miał zamiaru przestać. Spytała go o to wprost, a on odpowiedział, że jego dusza potrzebuje takiego pokarmu, ich niewinnej miłości do muzyki i życia, bez tego nie może tworzyć, nie może komponować i w ogóle nie może żyć. Uśmiechnęła się lekko i przyznała, że wie, jak to brzmi, ale on w to wierzył.
Jednak Helen nie uważa go za starego rozpustnika, tylko za wspaniałego człowieka z nieszkodliwą słabością. Więc pogodziła się z sytuacją. Pewnie nie miała innego wyjścia, bo wciąż go kocha i podziwia. Powiedziała, że Erin Bushnell była tylko jeszcze jedną utalentowaną młoda studentką, która służyła duchowym potrzebom doktora Holcombe' a. To oczywiście jej słowa.
Dix pochylił się do przodu i oparł dłonie na kolanach.
– Potem zmarszczyła brwi i powiedziała, że może się myli, może doktor Holcombe czuł coś więcej do Erin niż do innych. To było dziwne, tak słuchać, jak ona opowiada o jego romansach, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, skoro inspirują jego muzykę. Wszystko mu przebaczyła.
– Powiedziała, że doktor Holcombe ma niewiarygodną energię – kontynuowała Ruth – przez ostatnich kilka miesięcy skomponował parę wspaniałych utworów. Ale teraz jest załamany, przypomina własny cień i ona bardzo się o niego martwi. Wspomniałam, że nie wydawał się taki załamany, kiedy powiedzieliśmy mu o zamordowaniu Erin, a ona odrzekła, że on nigdy nie chciałby obciążać innych swoim bólem. – Ruth parsknęła.
– Zdobyliście nazwiska pozostałych dziewcząt, które „służyły” doktorowi Holcombe'owi? – spytała Sherlock.
– Uff… – Dix wyjął notes i przekartkował go. – W czasie, gdy Helen dla niego pracowała, czyli przez czternaście lat i cztery miesiące, według niej miał romanse z ośmioma studentkami, poza nią samą, zarówno przed, jak i po dyplomie. Musiały mieć nie więcej niż dwadzieścia trzy, cztery lata. Helen podała mi kilka nazwisk, żadnej z tych kobiet nie ma już w Stanislausie i obiecała, że sprawdzi pozostałe.
– Wyobraźcie sobie – dziwiła się głośno Ruth – mężczyzna w wieku mojego ojca uważa, że jestem zbyt stara, żeby się ze mną przespać. Helen powiedziała, że kiedy doktor Holcombe „zwalniał” studentkę, one zostawały w szkole aż do dyplomu. Wydawały się zadowolone z takiego obrotu spraw, traktowały to chyba jako część procesu edukacji. Kto wie, może nawet sprawiało im radość, że dzięki nim wielki człowiek znowu przez chwilę błyszczał?
– Wydaje się, że doktor Holcombe potrafi dokonać doskonałego wyboru i ma wyjątkowy instynkt samozachowawczy. Na pewno pomagało mu to, że jako dyrektor szkoły miał też ogromny wpływ na ich karierę. Jestem zaskoczona, że nikt więcej w szkole nie wiedział o skłonności doktora Holcombla. wtedy krążyłyby plotki, groziłaby mu zawiść ze strony studentek, które nie zostały wybrane, może nawet oburzenie kolegów uznających jego zachowanie za niewłaściwe.
– Helen powiedziała, że według niej nie wiedział nikt poza tymi dziewczętami – wyjaśniła Ruth. – Sama nigdy nie słyszała żadnych plotek.
Savich potrząsnął głową.
– Trudno w to uwierzyć. Zwykle jeśli więcej niż dwoje ludzi wie o czymś nielegalnym, zwłaszcza o czymś tak pikantnym jak to, prędzej czy później wszyscy dowiadują się o każdym najbardziej wstydliwym szczególe.
– Helen powiedziała nam, że sama pomagała mu chronić jego prywatność – rzekła Ruth. – Czytaj: pomogła mu trzymać brudy w tajemnicy.
– On mieszka sam – dodał Dix. – I wiem, że od wielu lat ma domek za miastem. Tam mógł z nimi jeździć. I jeszcze coś: gdyby Chappy o tym wiedział, wiedziałby też każdy w promieniu stu mil. A Chappy tak by to opowiedział, że jego brat nic miałby szans na zostanie w szkole. Może wiedzieli niektórzy studenci czy profesorowie, ale na pewno nikt spoza Stanislausa.
– Musi mieć doskonałą gadkę – uznała Sherlock. – Mam nadzieję, że pozostałym dziewczynom nic się nie stało.
– My też się nad tym zastanawialiśmy – zgodził się Dix. Dwie już namierzyliśmy, wszystko u nich w porządku. Gdy Iv1ko dostaniemy resztę adresów, zlokalizujemy pozostałe.