Выбрать главу

Rolly opowiedział Connie, jak testował to nowe ciemne piwo ze Słowenii czy innego równie szurniętego miejsca, które podobno zawierało domieszkę krwi, ale on nie mógł jej wyczuć i, dodał po namyśle, stał w sklepie całodobowym na Webster Street, kiedy podsłuchał tego starego faceta i młodą dziewczynę, którzy nie dalej niż sześć stóp od niego kłapali dziobami o tym, jak to zwinęli starego Pinky' ego wprost z jego mieszkania, gdy oglądał na kablówce powtórkę „Policjantów z Miami”.

Rolly powiedział, że facet brzmiał jak stara syrena – Rolly za bardzo się bał, żeby dokładnie mu się przyjrzeć – i mówił tak, jakby był bliski śmierci, a kaszlał, jakby miał wypluć płuca. Stary koleś mówił do dziewczyny „Claudia” i nazywał ją słoneczkiem i kochaniem. Ona nawijała jak karabin, taka lolitka, i rzucała więziennym slangiem jak stary recydywista.

Rolly był święcie przekonany, że ci dwoje byli szurniętymi świrami, mówili, że upchną Pinky'ego w Motelu Hootera w Maryland i śmiali się, wyobrażając sobie, jak to agent Dillon Savich i jego brygada będą biegali w kółko, rycząc jak trzynogie osły. Rolly nie wiedział, dlaczego wybrali akurat ten motel na wygwizdowie zachodniego Maryland. Claudia roześmiała się i powiedziała: „W każdym razie, Mosesie Grace, jeśli gliny pokażą swoje buziunie, ja zamierzam posmarować Pinky'ego masłem i wsadzić do wielkiego tostera”. Dlaczego zwróciła się do niego pełnym imieniem i nazwiskiem?

Kiedy Connie zaproponowała mu jeszcze jeden litr krwi, Rolly przypomniał sobie, że para wspominała coś o zabraniu Pinky'ego z motelu w sobotę przed świtem, ale nie powiedzieli dokąd. Głównie się śmiali, jak wariaci. Nawet Rolly wzdrygnął się, mówiąc o tym Connie.

To mogła być pułapka. Może. Najprawdopodobniej. Ale FBI i lokalna policja stawiła się na miejscu, bo nie mieli żadnego innego tropu. Wiedzieli tylko, że wszystko kręciło się wokół Savicha. W krótkim czasie przygotowali tę skomplikowaną akcję – zbyt skomplikowaną, zbyt wypracowaną, pomyślał Savich. I teraz czekali – strzelcy FBI w stanie pełnej gotowości – w bezlitośnie lodowatą, zimową noc, aż Moses Grace i Claudia wyjdą z pokoju, ciągnąc ze sobą biednego Pinky'ego.

Savich potarł dłońmi ramiona, po czym wycelował noktowizor w okna pokoju dwieście dwanaście, ostatniego pokoju na drugim piętrze Motelu Hootera. Stara furgonetka Mosesa, tak brudna, że nie można było odczytać tablic rejestracyjnych, stała na parkingu.

Raymond Dykes, właściciel motelu, powiedział Savichowi, że oba nazwiska wpisała dziewczyna, tym samym ozdobnym pismem. Nie potrafił jej dobrze opisać, bo ani na chwilę nie zdjęła ogromnych, ciemnych okularów, które zakrywały jej połowę twarzy, ale była biała, bardzo blado – biała i Raymond widział, że była ładna, z tymi puszystymi, długimi blond włosami i błękitnym sztucznym futrem, okrywającym jej bluzkę i dżinsy.

Wkroczyli do recepcji wieczorem, nie pamiętał o której godzinie. Może o ósmej, dziewiątej albo nawet dziesiątej? Pod pachami nieśli torby z jedzeniem z McDonalda i powiedzieli, że w samochodzie mają chorego brata. Pan Dykes dał im aspirynę dla niego. Moses Grace nazywał go Pinky, zabawne imię, dlatego właściciel je zapamiętał. Patrzył, jak ciągną Pinky' ego i torby z McDonalda do góry, do swojego pokoju. Pomyślał o frytkach i Big Macu i miał nadzieję, że Pinky nie zwymiotuje na dywan.

Kiedy Savich, Sherlock i agenci Dane Carver i Connie Ashley spotkali się z szeryfem Turni i szóstką jego funkcjonariuszy i przekazali im instrukcje, Moses Grace i Claudia ukryli się już z Pinkym w swoim pokoju. Do dwunastej piętnaście agenci ewakuowali pozostałych trzech mieszkańców motelu.

O pierwszej odbiornik Savicha zatrzeszczał i agent usłyszał stary, zdarty głos Mosesa:

– Ten dupek nie opowiedział nam ani jednego kiepskiego dowcipu. Tylko popatrz na niego, śpi jak niemowlę.

Claudia, która miała głos nastolatki, dodała od niechcenia: – Wiesz, mogłabym go obudzić delikatnym pocałunkiem noża w ucho, a koleś poderwałby się w try miga.

Starszy mężczyzna roześmiał się, zaczął charczeć i kaszleć, jakby flegma gotowała mu się w piersi, a potem zapadła cisza.

Savich popatrzył na odbiornik, jakby wzrokiem chciał zmusić go do działania, ale nikt nic więcej nie powiedział.

W ciągu paru następnych minut usłyszał tylko kilka ziewnięć i chrapanie. Odgłosy świadczyły, że porywacze zasnęli, ale czy mógł im ufać? W oknie widać było światło, jednak Savich nie dostrzegł żadnego ruchu.

O trzeciej nad ranem usłyszał wyraźny, starczy głos Mosesa:

– Wiesz, Pinky, chyba wbiję ci paznokieć głęboko w lewy policzek i pogmeram w twoich zatokach.

Żadnej odpowiedzi ze strony Pinky' ego, co oznaczało – Savich miał nadzieję – że mężczyzna został zakneblowany.

Claudia zachichotała.

– Szkoda, że nie zabraliśmy także twojego brata, Pinky. To taki słodki, gruby prosiak. Mogłabym go nafaszerować i upiec, zupełnie jakbyśmy byli na pikniku. – I znowu zachichotała.

Nie mogli wtargnąć do pokoju jedynie na podstawie słownych pogróżek. Musieli czekać i Savich wiedział, że to doprowadza wszystkich do szału.

– Stary wydaje się zmęczony i chory – wyszeptał Dane Carver. – A Claudia jest nakręcona, mówi tak szybko, że niemal widzę ślinę, która pryska jej z ust. Ona jest młoda, Savich, naprawdę młoda. Co ona robi z tym staruchem? Kim dla niego jest? Tak, jak Rolly powiedział Connie, to wariaci, nie ma żadnych wątpliwości.

Savich skinął głową.

– Masz jakiś pomysł, kim oni mogą być? I dlaczego to wszystko zostało wymierzone akurat przeciwko tobie?

Savich mógł tylko potrząsnąć głową. Dykes był jedyną osobą, która ich widziała, i nie mieli jeszcze czasu skonsultować jego zeznań ze specjalistą od portretów pamięciowych, ale Savich i tak nie pokładał w nim wielkiej nadziei, bo jego opis był zbyt ogólny i, szczerze mówiąc, nieprzekonujący. Na pewno gdyby się postarał, mógłby przypomnieć sobie jakieś szczegóły. To niepokoiło Savicha, zaczynał podejrzewać, że z Dykesem było coś nie tak. Z drugiej strony, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Savich już wkrótce ujrzy Mosesa Grace i Claudię na własne oczy.

W zimnej ciemności nocy Savich wiedział, że to wszystko nie ma absolutnie żadnego sensu. Nie było mowy, żeby Moses Grace zrobił to, co podsłuchał Rolly i wywiózł o świcie Pinky'ego z motelu. Dokąd miałby go zabrać? Coś było zdecydowanie nie w porządku. Może Rolly opowiedział Connie tylko to, co Moses chciał, żeby usłyszeli.

Dziesięć po czwartej za plecami Savicha pojawiła się agentka Connie Ashley, jak cała brygada ubrana na czarno, z twarzą niemal zupełnie zakrytą czarną czapką i szalem.

– Przed chwilą dzwonił Rolly. Chciał rozmawiać z Ruth, ale powiedziałam mu, że jej nadal nie ma i teraz to ja zarządzam krwią i telefonem. Rolly przypomniał sobie, że ten stary facet mówił, że chce wywieźć Pinky'ego przed świtem, żeby spokojnie dojechać na cmentarz w Arlington.

– I Rolly teraz sobie o tym przypomniał? W środku nocy?

– Rolly powiedział, że coś go obudziło z głębokiego snu i – bam! nagle mu się przypomniało.

– Ile krwi zażyczył sobie za tę informację?

– Jeszcze dwa litry.

– Ale dlaczego akurat cmentarz w Arlington? – zastanawiał się Savich. – W jakim celu?

– Rolly nie wiedział, powiedział, że tak mówił ten starszy facet. Wydaje mi się, że Rolly kłamie, Dillon. To nie daje mi spokoju. Chciałabym, żeby Ruth tu była, ona by wiedziała, czy kłamie czy nie. – Zamilkła na chwilę i popatrzyła w okna ostatniego pokoju na drugim piętrze, gdzie wciąż paliło się światło. – Przez te grube żaluzje w ogóle nie można zobaczyć, czy ktoś tam jest.