– Prosiliśmy Helen, żeby nikomu nie mówiła o naszej rozmowie, zwłaszcza doktorowi Holcombe' owi – wtrąciła Ruth. – Zapytaliśmy o jego rozkład zajęć w piątek i kiedy po raz ostatni widziała Erin. Wtedy oczy o mało nie wyszły jej z orbit, zdała sobie sprawę, że możemy podejrzewać go o zabicie Erin Bushnell. Zaczęła się jąkać, powtarzać raz po raz, że on nie miał takich skłonności. Kochany doktor Holcombe nie uderzyłby mocniej w klawisz pianina, nigdy nikogo by nie skrzywdził, a już na pewno nie studentkę Stanislausa. Helen była tego pewna, powiedziała nam to wszystko tylko dlatego, że nie chciała kłamać przed policją, a poza tym według niej będzie lepiej dla doktora Holcombe' a, jak to od razu wyjdzie na jaw. Wiedziała, że nic nam nie powiedział, kiedy rozmawialiśmy z nim w poniedziałek, i uznała, że nawet o tym nie pomyślał, był zbyt rozbity. Potem zaczęła pochwalną przemowę, jak to cudowni studenci doktora Holcombe'a koncertują na całym świecie, obdarzając słuchaczy pięknem i dobrem, wręcz inspirując pokój na świecie.
– Czy ona jest szalona? – zdumiała się Sherlock.
– Myślę, że jest kompletnie ślepa, jeśli chodzi o wuja Gordona. Powiedziała, że od kiedy dowiedział się o Erin, nie je, przestał komponować i grać na instrumentach, milczy, nie potrafi poradzić sobie z pracą ani stawić czoła światu. Tak bardzo jest jej go żal. Co do tego, co robił w piątek, Helen twierdzi, że przez cały dzień miał spotkania ze studentami i w ogóle nie opuszczał kampusu. A potem spojrzała na nas triumfalnie, bo dała mu alibi. Ale czy ona mówi prawdę? – Dix wzruszył ramionami.
– A co powiedział doktor Holcombe, kiedy spytaliście go o to, gdzie był? – chciała wiedzieć Sherlock.
– Nie rozmawialiśmy z nim dzisiaj – odparł Dix. – Helen przekonała go, żeby poszedł na próbę. Porozmawiamy z nim i jeszcze raz z Helen jutro rano. – Dix odwrócił się do Ruth i spytał nagle: – Jak ty się czujesz? Nie boli cię głowa?
Zamrugała powiekami zaskoczona, a potem uśmiechnęła się.
– Lekko mnie boli za lewym uchem, ale to nic poważnego, Dix.
– Przyniosę ci aspirynę. Lepiej, żebyś wzięła coś teraz zanim ból stanie się dotkliwy. – I wyszedł z salonu.
Zadzwonił telefon, ale tylko raz. Dix musiał od razu podnieść słuchawkę. Savich popatrzył na Ruth i uniósł brew.
Ku jego zaskoczeniu agentka specjalna Ruth Warnecki, twarda, zrównoważona i ostra jak brzytwa, zarumieniła się.
Życie czasami bywało zaskakujące, pomyślała Sherlock i wstała.
– Jest późno i oboje jesteśmy padnięci. Rano wcześnie zaczniemy.
Dix wrócił do salonu, podał Ruth dwie aspiryny i szklankę wody i stał nad nią, kiedy brała leki, po czym zwrócił się do Savich i Sherlock.
– Musicie to usłyszeć, zanim pójdziecie. Przed chwilą dzwonił detektyw Morales z posterunku w Richmond. Powiedział mi, że dwa znane zbiry nie pojawiły się tam, gdzie powinni byli ani do nikogo się nie odezwali. Jeden z nich, Jackie Slater, jest poszukiwany za kradzież samochodu, a drugi, Tommy Dempsey, ma dziewczynę, która nęka policję od niedzieli rano, twierdząc, że jej chłopak zaginął i że ktoś musiał mu coś zrobić.
Detektyw Morales słyszał, co tu się stało w sobotę, o skradzionej tacomie, która wybuchła, i dwóch zabitych mężczyznach i zastanawiał się, czy to nie oni. Moi ludzie przefaksowali mu rysopisy i zdjęcie sygnetu, który miał na palcu jeden z mężczyzn, i dziewczyna go poznała. To był Tommy Dempsey.
Slater wyszedł z więzienia stanowego Red Onion cztery miesiące temu i prawdopodobnie próbował wrócić do interesów. Dempsey był poszukiwany, podejrzewają, że był zaplątany w jakieś lokalne włamania, ale nie mają pewności.
– Za co Slater siedział? – spytała Ruth.
Napaść na policjanta i utrudnianie aresztowania pod zarzutem kradzieży samochodu. Dziesięć lat ternu został aresztowany za zabójstwo podczas napadu, ale z braku dowodów musieli wycofać oskarżenie. Dlatego detektyw Morales pomyślał, że Slater byłby w stanie zaplanować coś takiego i wciągnął w to Dempseya. Obaj byli agresywni i niespokojni. Poprosiłem go, żeby spróbował się dowiedzieć, dla kogo ostatnio pracowali.
Kiedy powiedziałem mu, że próbowali zabić agenta FBI, o mało nie spadł z krzesła. Odpowiedział: „nigdy nie myślałem, że ci dwaj są aż tak głupi”.
Ruth zatarła ręce.
– Hura dla detektywa Moralesa. Muszę mu wysłać kartkę na Gwiazdkę.
– Nasze biuro może zapewnić detektywowi Moralesowi każdą pomoc, jakiej potrzebuje – obiecał Savich. – Mogą popytać w więzieniu, porozmawiać z dziewczyną Dempseya, wytropić jego wspólników.
– Jestem pewien, że będzie wdzięczny. Nie będziemy musieli sami jechać do Richmond.
– O której mamy przyjść rano?
– Chłopcy wcześnie wychodzą, więc śniadanie będzie przed świtem. Jesteście zaproszeni.
– Świetny dowcip, Dix – mruknęła Ruth. – Przyjdźcie po ósmej, zrobię jajecznicę.
– Och, zapomniałem, Dix – powiedziała Sherlock. – Mówiłeś, że doktor Holcombe ma córkę.
– Tak, nazywa się Marian Gillespie, mieszka w małym domku przy Meadow Lake, uczy w Stanislausie muzyki i klarnetu. Christie zawsze ją lubiła, mówiła, że żyje według własnych zasad. Tak, masz rację, jutro z nią porozmawiamy.
– Czy kiedykolwiek zauważyłeś jakieś konflikty między ojcem a córką, Dix? – spytał z namysłem Savich.
– Nie. Nic takiego nie pamiętam.
Telefon Dixa zadzwonił parę minut przed pół do siódmej we czwartek rano. Podskoczył na łóżku, obawiając się złych wieści.
I były złe. Helen Rafferty została znaleziona martwa przez jej brata i partnera od joggingu, Dave'a Rafferty'ego.
Rozdział 22
Wolf Ridge Road
Mestro, Wirginia
Czwartek wcześnie rano
D ix nie mógł przestać mamrotać pod nosem. Czuł się jak idiota, że naraził Helen Rafferty na niebezpieczeństwo.
Czy zginęła, bo ktoś wiedział, że z nimi rozmawiała, albo obawiał się tego, co wiedziała?
Przyjechali pięć minut po Savichu i Sherlock i zastali doktora Himple i ekipę techników w sypialni, gdzie brat znalazł Helen.
Dix i Ruth zamienili parę słów z doktorem Himple i dołączyli do Savicha i Sherlock, którzy rozmawiali w kuchni z Dave'em Raffertym. Brat Helen dobiegał pięćdziesiątki, miał szczupłą budowę biegacza i przerzedzone jasnobrązowe włosy. Jeszcze się nie golił i twarz pokrywał mu lekki zarost. Był cały roztrzęsiony.
Savich chciał pomóc mu wziąć się w garść, więc spytał: – Panie Rafferty, gdzie pan pracuje?
– Co? Och, uczę matematyki w Liceum im. Johna T. Tuckera w Mount Bluff. To jakieś dwanaście mil od Maestro.
– Co pan robił tutaj tak wcześnie?
Dave Rafferty wskazał na swój dres i adidasy.
– Helen i ja biegamy trzy razy w tygodniu. Kiedy zadzwoniłem o szóstej, nie otworzyła. Nie przejąłem się tym, no wiecie, może była zmęczona i zaspała. Och, Jezu, zawołałem, żeby zwlokła tyłek z łóżka, dalej, czas leci, ale ona nie mogła mnie usłyszeć, nie mogła mówić. To zabije mamę. Ona i Helen były ze sobą tak blisko.
Przełknął łyk czarnej kawy i wziął głęboki oddech. Sherlock położyła dłoń na jego ramieniu, a Dave uniósł głowę.
– Wiecie, kiedy zobaczyłem ją w łóżku, wciąż myślałem, że śpi. „Hej, leniuchu” – zawołałem – „dosyć tego spania. Dalej, ruszaj tyłek”. Ale ona się nie ruszyła. Leżała na plecach, przykryta do pasa. Miała na sobie tę niebieską flanelową koszulę. Oczy miała otwarte i patrzyła wprost na mnie. Próbowałem ją obudzić, ale oczywiście nie mogłem, a ona cały czas wpatrywała się we mnie. Wtedy zobaczyłem ślady na jej szyi. To szaleństwo. Ona nigdy nikogo nie skrzywdziła. – Zadrżał, opuścił głowę na splecione ramiona i zaszlochał. – Ona nie żyje, do cholery, moja siostra nie żyje.