Выбрать главу

Sherlock bez wahania otoczyła go ramionami i przytuliła.

– Tak mi przykro, panie Rafferty. Dowiemy się, kto to zrobił. – Savich wiedział, że ona się tym zajmie i on, Dix i Ruth wyszli z kuchni.

Szeryf znowu mamrotał pod nosem:

– Jestem skończonym idiotą. To moja wina, niczyja inna, tylko moja.

– Nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że Helen Rafferty jest w niebezpieczeństwie – powiedział uspokajająco Savich. – Poprosiłeś ją, żeby z nikim o tym nie rozmawiała. Myślisz, że ktoś podsłuchał waszą rozmowę w świetlicy?

– Muszę powiedzieć to głośno: Helen mogła zadzwonić do Gordona i przekazać mu, co nam powiedziała.

– I czego nie powiedziała – dodał Savich. – To bardzo prawdopodobne. Bez wątpienia obie kobiety, Erin i Helen, były bardzo blisko z doktorem Holcombe'em. Powiedziałbym, że to stawia go na pierwszym miejscu naszej listy podejrzanych.

– Jeśli nie przyjdzie dzisiaj do pracy, będziemy musieli go znaleźć i zabrać na posterunek – powiedział Dix. – Teraz nic możemy podważyć alibi, które Helen dała mu na piątek.

Zobaczył, że Sherlock rozmawia z doktorem Himple. Skinęła głową, uścisnęła mu dłoń i podeszła do nich.

– Lekarz mówi, że została uduszona. Nie ma śladów walki, bo zabójca prawdopodobnie podkradł się do niej, kiedy spała, zarzucił pętlę na szyję i szybko zacisnął. Założę się, że dzwoniła do doktora Holcombe'a, Dix. Z miłości czy lojalności?

Savich skinął głową.

– Mówiliśmy o tym samym. Musimy prześledzić jej ruchy wczoraj, po waszym wyjściu. Dix, przydziel do tego kilku dobrych ludzi.

– Kiedy widzieliśmy się z nią wczoraj, wuja Gordona nie było w szkole, tak, jak ci mówiłem. Był w Gainsborough Hall, wielkim audytorium koncertowym, i słuchał utworów, które mają zostać zagrane na koncercie w przyszłym miesiącu. Ustalimy, z kim jeszcze się spotkał, zanim opuścił kampus. Sprawdzimy billingi, może dzwoniła do niego do audytorium.

– Może Helen dzwoniła do kogoś innego – powiedziała Ruth. – Może nie pamiętała wszystkich nazwisk, a wiedziała, że ktoś jeszcze je zna, albo dzwoniła do którejś z tych kobiet.

Dix wyjął komórkę, zadzwonił do biura i powiedział do dyspozytorki:

– Amalee, wezwij Penny, Emory' ego i Clausa. Za dwadzieścia minut spotkamy się w moim biurze. – Słuchał przez chwilę, po czym zamknął telefon i schował go do kieszeni. – Amalee już wiedziała. – Potrząsnął głową. – No pewnie, że wiedziała. – Wsunął czubek buta pod róg dywanu i zaklął pod nosem.

Przeszukali mały dom Helen Rafferty od piwnicy aż po dach.

Nie mieli dużo pracy, bo, jak powiedział jej brat, parę lat temu Helen postanowiła uprościć swoje życie i ograniczyła ilość posiadanych przedmiotów do minimum. Ale uwielbiała zdjęcia. Były wszędzie, na każdej powierzchni. Głównie fotografie rodzinne. W szufladzie z bielizną znaleźli małe pudełko obwiązane wstążką, a w nim liściki sprzed pięciu lat, które pisał do niej doktor Holcombe. Żadne namiętne czy romantyczne listy, ale notki w stylu: „Kolacja dzisiaj u ciebie?” czy „Spotkajmy się w moim domu o szóstej”.

Ruth pomyślała, że to bardzo smutne.

Puste biurko Helen Rafferty w Stanislausie było nieskazitelne, ani jednej luźnej kartki na blacie, ani pyłku kurzu na monitorze. Ponieważ doktor Holcombe jeszcze nie przyszedł, powoli przejrzeli wszystkie szuflady jej biurka, ale nie znaleźli nic ciekawego. Wkrótce wszyscy w kampusie dowiedzą się, co się stało, będą przestraszeni i zdezorientowani – najpierw Erin Bushnell, teraz osobista asystentka dyrektora. Niedługo wszyscy będą przerażeni, pomyślał Dix.

Odpalał silnik range rovera, gdy zadzwoniła jego komórka.

Odebrał i po chwili się rozłączył.

– To był Chappy. Powiedział, że Twister jest w Tarze, pije kawę, je placuszki pani Goss i jest do niczego. Twister powiedział mu, że Helen została uduszona, i teraz płacze jak bóbr. Chappy był zdegustowany.

Nie było słońca, po stalowoszarym niebie płynęły ciemne, śniegowe chmury i wydawało się, że jest tak zimno jak na równinach Południowej Dakoty, które Dix odwiedził kilka lat temu z Christie i chłopcami.

Dix trzymał się bocznych dróg i jechał dużo szybciej, niż pozwalały przepisy. Zobaczył, że Ruth obejmuje się ramionami, i podkręcił ogrzewanie.

– Śnieg – rzucił w przestrzeń. – Pewnie będzie padał po południu.

Dwanaście minut później wjechali w długi podjazd Tary.

– Ciekaw jestem, gdzie są moje patrole drogowe – powiedział Dix. – Przez całą drogę przekraczałem dozwoloną prędkość. – Jesteś szeryfem – odparła Ruth. – Mieli cię zatrzymać? Nie sądzę. Kiedy ostatni raz któryś z twoich ludzi zatrzymał cię za przekroczenie prędkości?

– Święta racja. Zatrzymał samochód:

– Wolałbym nie pytać wuja o romans z Erin i innymi dziewczynami przy Chappym. Pewnie skonałby ze śmiechu, powiedziałby, że uważał Twistera za impotenta czy coś w tym stylu, i gadałby o tym do końca świata. Naprawdę nie możemy go tu przesłuchiwać.

– To twój wuj i twoje śledztwo, Dix – odpowiedział Savich.

– Zrobimy, jak zechcesz.

Drzwi znowu otworzył Chappy ubrany w jasnobłękitny kaszmirowy sweter i czarne wełniane spodnie.

– Bertram ciągle jest chory? – spytał Dix.

– Tak, jego siostra powiedziała, że narzeka za każdym razem, gdy wstaje z łóżka. Niezbyt wdzięczny pacjent z tego naszego Bertrama. Dobrze, że wreszcie przyjechałeś, Dix. Wiem, że Twister zabił Helen. Chodź i zakuj w kajdanki tego żałosnego dupka, zabierz go stąd, bo robi mi się niedobrze na jego widok. Widzę, że wciąż ciągasz ze sobą federalnych. – Cofnął się o krok i zaprosił ich gestem do środka.

Gordon Holcombe stał przy kominku z filiżanką kawy w dłoni. W ciemnoszarym garniturze, białej koszuli i idealnie zawiązanym niebieskim krawacie wyglądał jak wycięty z żurnala. Wydawał się smutny, ale spokojny, co Ruth uznała za dziwne. Czy naprawdę było mu przykro z powodu śmierci Helen? Czy czuł ulgę?

Gordon nie odezwał się ani słowem, gdy weszli do salonu, tylko stał i patrzył na nich.

– Gordonie – powiedział Dix – bardzo mi przykro z powodu Helen.

– Dlaczego mówisz mu, że ci przykro? – wrzasnął Chappy, machając pięścią w stronę brata. – Ten płaczliwy psychopata pewnie ją zabił. No, dalej! Spytaj go!

– Czy zabił pan Helen Rafferty, doktorze Holcombe? – spytała Ruth.

Gordon westchnął i odstawił filiżankę na półkę nad kominkiem.

– Nie, agencie Warnecki, oczywiście, że nie. Bardzo lubiłem Helen. Znałem ją, od kiedy zacząłem pracę w Stanislausie. Była wyjątkową kobietą. Nie wiem, kto ją zabił. – Zrobił złośliwą minę. – Dlaczego nie zapytacie Chappy' ego, skoro już tu jesteście? To on jest tu czarnym charakterem. Jak myślicie, dlaczego jest taki bogaty? Doszedł do tego po trupach. Spytajcie go!

– Ha! To było kiepskie, Twister, naprawdę kiepskie. Po co miałbym zabijać twoją byłą kochankę? Sam Bóg wie, że to ty miałeś motyw, nie ja. No, dlaczego to zrobiłeś?

– Skąd wiesz, że ona nie żyje, Gordon? – spytał Dix.

– Dzwoniłem do Helen, bo chciałem zapytać ją o parę szczegółów dotyczących koncertu ku czci Erin Bushnell. Odezwała się automatyczna sekretarka i pomyślałem, że to dziwne, bo wszyscy wiedzą, że Helen zawsze siada przy biurku punkt siódma trzydzieści, więc zadzwoniłem do recepcji w Blankenship i poprosiłem o połączenie z nią. Mary powiedziała, że jeszcze jej nie widziała. Kiedy zatelefonowałem do domu, odebrał jej brat. Biedak płakał. Powiedział mi, że nie żyje, że została zamordowana, a wy dopiero co wyszliście.

Byłem załamany i osłupiały. Nie wiedziałem, co robić, więc przyjechałem tutaj. – Posłał bratu mordercze spojrzenie. – Chyba jestem idiotą. Żadnego współczucia od tego Charlesa Mansona, zimnokrwistej starej pijawki.

Savich postanowił to przerwać.

– Kiedy ostatni raz widział pan Helen, doktorze Holcombe?

– Wczoraj po południu, ale tylko przez chwilę, po powrocie z Gainsborough Hall. Byłem zły, bo musieli zastąpić Erin inną studentką, z zupełnie innej ligi. Zwykle Helen zostawała dłużej, ale wczoraj wyszła, prawie się do mnie nie odzywając. Oczywiście pomyślałem, że martwi się zabójstwem Erin.

Pamiętam, że patrzyłem, jak idzie do swojej toyoty, i pomyślałem, że trochę przybrała na wadze. Patrzyłem, jak wsiadła i odjechała. – Głos mu się załamał. – Wtedy widziałem ją po raz ostatni.

Chappy chrząknął ironicznie.

– To było bardzo wzruszające, Twister. Zaraz się popłaczę. Na szczęście pani Goss stanęła w drzwiach, niosąc wielką srebrną tacę.

Sherlock zapatrzyła się w piękny, srebrny serwis, tak wypolerowany, że widziała w nim własne odbicie. Gdy pani Gos – wyszła, zwróciła się do Chappy'ego, który siedział rozparty na krześle i wyglądał na w pełni usatysfakcjonowanego.

– Dlaczego powiedział pan, że pański brat płacze, panie Holcombe? Nie widziałam ani jednej łzy.

Chappy tylko wzruszył ramionami.

– Bo ronił, zanim przyszliście, krokodyle łzy. Twister w całym swoim beznadziejnym życiu nie płakał za niczym, chyba że byłoby to coś, czego pragnął, a czego nie mógł mieć.

– Cóż, nie pragnąłem śmierci Helen – powiedział Gordon nienaturalnie spokojnym głosem. – I dobrze o tym wiesz, Chappy. Próbujesz narobić mi kłopotów i nic w tym nowego, ale to nie jest żart, ty mały sadysto. Helen nie żyje, Erin nie żyje. Nawet Walt nie żyje. Ktoś próbował zabić agentkę specjalną Warnecki. Nie rozumiesz, ty stary durniu, wszystko trafił szlag! – Stopniowo podnosił głos aż do krzyku. Chappy wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Panie Holcombe, gdzie pan był w piątek po południu? – spytała Ruth.

– Co? O co tu chodzi? Erin… Myślicie, że z jej morderstwem też mam coś wspólnego? Wielki Boże, to nie może dziać się naprawdę..

– Co pan robił w piątek po południu? – powtórzył Savich. Gordon machnął ręką.

– Nie wiem. Nie pamiętam… poczekajcie, poczekajcie. Całe popołudnie doradzałem zidiociałym studentom. Doprowadzali mnie do pasji. – Zwrócił się do Dixa: – Nikogo nie zabiłem! Ty jesteś cholernym szeryfem! Kto będzie następny? Co robisz, żeby złapać tego potwora? Powiem ci, to ktoś, kto mnie nienawidzi, kto chce zniszczyć mnie i Stanislausa.

– Czy Helen dzwoniła do pana wczoraj wieczorem, doktorze Holcombe? – spytała Ruth.

– Helen? Do mnie? Nie, a dlaczego miałaby dzwonić? Tak naprawdę to ja zastanawiałem się, czy do niej nie zatelefonować, ale tego nie zrobiłem. Tym bardziej żałuję.

– Dlaczego chciał pan do niej dzwonić?

Gordon wzruszył ramionami.

– Byłem przygnębiony. Chyba chciałem, żeby poprawiła mi humor, ale nie zadzwoniłem. Nie pamiętam dlaczego.

Dix odczekał chwilę, a potem spytał:

– Znasz Jackie Slatera, Gordon?

– Jackie Slater? Nie. A dlaczego miałbym znać? Kto to jest?

– A Tommy'ego Dempseya?

– Nie, do cholery. Nie znam tych ludzi. Dlaczego mnie o to pytasz?

– To prawdopodobnie oni próbowali zabić agentkę specjalną Warnecki w sobotę wieczór.

– Poczekaj. Dempsey… to nazwisko wydaje się znajome…

– Jack Dempsey był znanym bokserem, ty ignorancie.

– Zamknij się, Chappy! Dlaczego zadajesz mi te idiotyczne pytania? Na litość boską, Dix, idź i zabierz się do swojej roboty! – Proszę nam powiedzieć, gdzie pan był zeszłej nocy, doktorze Holcombe – zażądał Savich głosem ostrym jak brzytwa i równie srogą miną.

Gordon zamarł na dźwięk jego tonu. Popatrzył na Savicha i zbladł jeszcze bardziej.

– Chcecie, żebym dał wam… alibi? Ja? To niedorzeczne, ja… ja… bardzo dobrze, przepraszam, po prostu… Dobrze, rozumiem, że to standardowa procedura, a ja znałem ją bardzo dobrze. Zjadłem kolację w domu córki, Marian Gillsepie, byliśmy sami. Zostałem gdzieś do dziewiątej, grałem na pianinie, a ona próbowała odegrać utwór na klarnet, który wczoraj dostała od George' a Wootena, muzyka z Indiany. Skończyła, zanim wyrwałem sobie paznokcie. To było niewyobrażalnie okropne. – Marian gra jak anioł – wtrącił się Chappy. – A Twister jest pieprzonym perfekcjonistą. Nikt nie robi nic na tyle dobrze, żeby go usatysfakcjonować.

– Muzyka była okropna, głupcze, nie gra Marian. Wooten uważa, że każdy dysonans oznacza geniusz, wiecie, jak ci nowocześni artyści, którzy rozsmarowują na płótnie co popadnie. Zanim mnie oskarżysz o perfekcjonizm, Chappy, spójrz, jak ty traktujesz Tony' ego, który tak dobrze prowadzi twój bank.

– Co robił pan potem? – przerwała mu Sherlock, ostentacyjnie ignorując Chappy' ego i patrząc uważnie na Gordona.

– Co potem robiłem? Nic. Pojechałem do domu, to zwykle robią ludzie, którzy chcą iść spać. Jadą do domu. Tak, jak powiedziałem, byłem przygnębiony i zły, bo jakiś maniak zamordował Erin. Cały czas o niej myślałem. Naprawdę do mnie dotarło, że już nigdy więcej jej nie zobaczę i nigdy nie usłyszę, jak gra.

Głos Savicha stał się jeszcze ostrzejszy.

– Proszę nam powiedzieć, o której godzinie wrócił pan do domu i co pan robił.

– Dobrze, dobrze. Wróciłem około w pół do dziesiątej. Przejrzałem pocztę, bo wcześniej nie miałem na to czasu. Obejrzałem wiadomości w telewizji, wypiłem szkocką, poszedłem do łóżka. Próbowałem nie myśleć o Erin. Nie mogłem zasnąć, więc pooglądałem jeszcze trochę telewizję, ale nie mogłem pozbyć się myśli o Erin. A teraz Helen też nie żyje.

– Czy ktoś może to potwierdzić, Gordonie? – spytał Dix.

– Nie, mieszkam sam, jak dobrze wiecie. Pomoc domowa znika przed piątą po południu.

Zapadła cisza, którą przerwała Ruth, przenosząc wzrok z jednego brata na drugiego.

– Jesteście bardzo do siebie podobni. Wybaczcie mi, ale jestem tu nowa i nigdy nie widziałam, żeby bracia traktowali się w taki sposób jak wy. Dlaczego oskarżasz brata o morderstwo, Chappy? Możesz mi to wytłumaczyć?

Chappy roześmiał się, kładąc ręce na brzuchu.

– No, dalej, agentko Ruth, popatrz na tego pompatycznego, afektowanego profesorka! Możesz mnie winić? Ten żałosny kłamca w życiu nie zrobił nic przyzwoitego poza grą na skrzypcach. – Czknął, zakrył dłonią usta i czknął znowu.

– Proszę nie zwracać uwagi na tego zazdrosnego pawiana, agentko – odezwał się Gordon. – Po śmierci naszych rodziców postanowił, że zostanie moim tatą, ale nigdy mu się to nie udało, nie mogłem się doczekać, żeby się od niego uwolnić. Jedyne, co udało mu się w życiu, to zrobić fortunę. – Kiwnął głową w stronę brata. – Mam zamiar pochować cię w trumnie wypełnionej banknotami jednodolarowymi, Chappy, niech dotrzymują ci towarzystwa.

– Zamień je na tysiąc dolarowe, to może coś z tego będzie, ty tani łajdaku – powiedział Chappy, kopiąc nogą w stronę brata.

Ruth odchrząknęła.

– A mimo wszystko przyjechał pan tutaj, doktorze Holcombe, kiedy nie wiedział pan, co ze sobą zrobić.

– Prawda jest taka, że mimo iż przez całe życie muszę znosić tego nadętego osła, lubię jego kawę. – Zasalutował do brata filiżanką.