Byłem załamany i osłupiały. Nie wiedziałem, co robić, więc przyjechałem tutaj. – Posłał bratu mordercze spojrzenie. – Chyba jestem idiotą. Żadnego współczucia od tego Charlesa Mansona, zimnokrwistej starej pijawki.
Savich postanowił to przerwać.
– Kiedy ostatni raz widział pan Helen, doktorze Holcombe?
– Wczoraj po południu, ale tylko przez chwilę, po powrocie z Gainsborough Hall. Byłem zły, bo musieli zastąpić Erin inną studentką, z zupełnie innej ligi. Zwykle Helen zostawała dłużej, ale wczoraj wyszła, prawie się do mnie nie odzywając. Oczywiście pomyślałem, że martwi się zabójstwem Erin.
Pamiętam, że patrzyłem, jak idzie do swojej toyoty, i pomyślałem, że trochę przybrała na wadze. Patrzyłem, jak wsiadła i odjechała. – Głos mu się załamał. – Wtedy widziałem ją po raz ostatni.
Chappy chrząknął ironicznie.
– To było bardzo wzruszające, Twister. Zaraz się popłaczę. Na szczęście pani Goss stanęła w drzwiach, niosąc wielką srebrną tacę.
Sherlock zapatrzyła się w piękny, srebrny serwis, tak wypolerowany, że widziała w nim własne odbicie. Gdy pani Gos – wyszła, zwróciła się do Chappy'ego, który siedział rozparty na krześle i wyglądał na w pełni usatysfakcjonowanego.
– Dlaczego powiedział pan, że pański brat płacze, panie Holcombe? Nie widziałam ani jednej łzy.
Chappy tylko wzruszył ramionami.
– Bo ronił, zanim przyszliście, krokodyle łzy. Twister w całym swoim beznadziejnym życiu nie płakał za niczym, chyba że byłoby to coś, czego pragnął, a czego nie mógł mieć.
– Cóż, nie pragnąłem śmierci Helen – powiedział Gordon nienaturalnie spokojnym głosem. – I dobrze o tym wiesz, Chappy. Próbujesz narobić mi kłopotów i nic w tym nowego, ale to nie jest żart, ty mały sadysto. Helen nie żyje, Erin nie żyje. Nawet Walt nie żyje. Ktoś próbował zabić agentkę specjalną Warnecki. Nie rozumiesz, ty stary durniu, wszystko trafił szlag! – Stopniowo podnosił głos aż do krzyku. Chappy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Panie Holcombe, gdzie pan był w piątek po południu? – spytała Ruth.
– Co? O co tu chodzi? Erin… Myślicie, że z jej morderstwem też mam coś wspólnego? Wielki Boże, to nie może dziać się naprawdę..
– Co pan robił w piątek po południu? – powtórzył Savich. Gordon machnął ręką.
– Nie wiem. Nie pamiętam… poczekajcie, poczekajcie. Całe popołudnie doradzałem zidiociałym studentom. Doprowadzali mnie do pasji. – Zwrócił się do Dixa: – Nikogo nie zabiłem! Ty jesteś cholernym szeryfem! Kto będzie następny? Co robisz, żeby złapać tego potwora? Powiem ci, to ktoś, kto mnie nienawidzi, kto chce zniszczyć mnie i Stanislausa.
– Czy Helen dzwoniła do pana wczoraj wieczorem, doktorze Holcombe? – spytała Ruth.
– Helen? Do mnie? Nie, a dlaczego miałaby dzwonić? Tak naprawdę to ja zastanawiałem się, czy do niej nie zatelefonować, ale tego nie zrobiłem. Tym bardziej żałuję.
– Dlaczego chciał pan do niej dzwonić?
Gordon wzruszył ramionami.
– Byłem przygnębiony. Chyba chciałem, żeby poprawiła mi humor, ale nie zadzwoniłem. Nie pamiętam dlaczego.
Dix odczekał chwilę, a potem spytał:
– Znasz Jackie Slatera, Gordon?
– Jackie Slater? Nie. A dlaczego miałbym znać? Kto to jest?
– A Tommy'ego Dempseya?
– Nie, do cholery. Nie znam tych ludzi. Dlaczego mnie o to pytasz?
– To prawdopodobnie oni próbowali zabić agentkę specjalną Warnecki w sobotę wieczór.
– Poczekaj. Dempsey… to nazwisko wydaje się znajome…
– Jack Dempsey był znanym bokserem, ty ignorancie.
– Zamknij się, Chappy! Dlaczego zadajesz mi te idiotyczne pytania? Na litość boską, Dix, idź i zabierz się do swojej roboty! – Proszę nam powiedzieć, gdzie pan był zeszłej nocy, doktorze Holcombe – zażądał Savich głosem ostrym jak brzytwa i równie srogą miną.
Gordon zamarł na dźwięk jego tonu. Popatrzył na Savicha i zbladł jeszcze bardziej.
– Chcecie, żebym dał wam… alibi? Ja? To niedorzeczne, ja… ja… bardzo dobrze, przepraszam, po prostu… Dobrze, rozumiem, że to standardowa procedura, a ja znałem ją bardzo dobrze. Zjadłem kolację w domu córki, Marian Gillsepie, byliśmy sami. Zostałem gdzieś do dziewiątej, grałem na pianinie, a ona próbowała odegrać utwór na klarnet, który wczoraj dostała od George' a Wootena, muzyka z Indiany. Skończyła, zanim wyrwałem sobie paznokcie. To było niewyobrażalnie okropne. – Marian gra jak anioł – wtrącił się Chappy. – A Twister jest pieprzonym perfekcjonistą. Nikt nie robi nic na tyle dobrze, żeby go usatysfakcjonować.
– Muzyka była okropna, głupcze, nie gra Marian. Wooten uważa, że każdy dysonans oznacza geniusz, wiecie, jak ci nowocześni artyści, którzy rozsmarowują na płótnie co popadnie. Zanim mnie oskarżysz o perfekcjonizm, Chappy, spójrz, jak ty traktujesz Tony' ego, który tak dobrze prowadzi twój bank.
– Co robił pan potem? – przerwała mu Sherlock, ostentacyjnie ignorując Chappy' ego i patrząc uważnie na Gordona.
– Co potem robiłem? Nic. Pojechałem do domu, to zwykle robią ludzie, którzy chcą iść spać. Jadą do domu. Tak, jak powiedziałem, byłem przygnębiony i zły, bo jakiś maniak zamordował Erin. Cały czas o niej myślałem. Naprawdę do mnie dotarło, że już nigdy więcej jej nie zobaczę i nigdy nie usłyszę, jak gra.
Głos Savicha stał się jeszcze ostrzejszy.
– Proszę nam powiedzieć, o której godzinie wrócił pan do domu i co pan robił.
– Dobrze, dobrze. Wróciłem około w pół do dziesiątej. Przejrzałem pocztę, bo wcześniej nie miałem na to czasu. Obejrzałem wiadomości w telewizji, wypiłem szkocką, poszedłem do łóżka. Próbowałem nie myśleć o Erin. Nie mogłem zasnąć, więc pooglądałem jeszcze trochę telewizję, ale nie mogłem pozbyć się myśli o Erin. A teraz Helen też nie żyje.
– Czy ktoś może to potwierdzić, Gordonie? – spytał Dix.
– Nie, mieszkam sam, jak dobrze wiecie. Pomoc domowa znika przed piątą po południu.
Zapadła cisza, którą przerwała Ruth, przenosząc wzrok z jednego brata na drugiego.
– Jesteście bardzo do siebie podobni. Wybaczcie mi, ale jestem tu nowa i nigdy nie widziałam, żeby bracia traktowali się w taki sposób jak wy. Dlaczego oskarżasz brata o morderstwo, Chappy? Możesz mi to wytłumaczyć?
Chappy roześmiał się, kładąc ręce na brzuchu.
– No, dalej, agentko Ruth, popatrz na tego pompatycznego, afektowanego profesorka! Możesz mnie winić? Ten żałosny kłamca w życiu nie zrobił nic przyzwoitego poza grą na skrzypcach. – Czknął, zakrył dłonią usta i czknął znowu.
– Proszę nie zwracać uwagi na tego zazdrosnego pawiana, agentko – odezwał się Gordon. – Po śmierci naszych rodziców postanowił, że zostanie moim tatą, ale nigdy mu się to nie udało, nie mogłem się doczekać, żeby się od niego uwolnić. Jedyne, co udało mu się w życiu, to zrobić fortunę. – Kiwnął głową w stronę brata. – Mam zamiar pochować cię w trumnie wypełnionej banknotami jednodolarowymi, Chappy, niech dotrzymują ci towarzystwa.
– Zamień je na tysiąc dolarowe, to może coś z tego będzie, ty tani łajdaku – powiedział Chappy, kopiąc nogą w stronę brata.
Ruth odchrząknęła.
– A mimo wszystko przyjechał pan tutaj, doktorze Holcombe, kiedy nie wiedział pan, co ze sobą zrobić.
– Prawda jest taka, że mimo iż przez całe życie muszę znosić tego nadętego osła, lubię jego kawę. – Zasalutował do brata filiżanką.
Rozdział 23
Marian Gillespie nie otworzyła drzwi, stanął w nich młody mężczyzna. Miał bose stopy, ubrany był w dżinsy i szarą koszulkę z napisem „Stanislaus”.
– Tak? Kim jesteście?
Dix uśmiechnął się i postąpił krok do przodu, wpychając chłopaka z powrotem do domu.