Ruth wyglądała na zmieszaną.
– Trudno to zrozumieć. Dlaczego, skoro ma pani takie zdanie o swoim ojcu, wciąż chce pani dla niego pracować, mieszkać w tym samym miasteczku?
Profesor Maria Gillespie nie wyglądała na urażoną. Uśmiechnęła się szeroko.
– Mówiłam pani, agentko Warnecki, jestem żałosna. W ramach rekompensaty mam tu stadko miłych, młodych mężczyzn. – Co się stało z pani matką, pani profesor? – spytała Sherlock, kierując rozmowę na właściwe tory – Proszę, mówcie mi Marian. Sherlock skinęła głową.
– Moja matka? Och, tata rozwiódł się z nią, kiedy byłam mała. Ona wyjechała i nigdy więcej jej nie widziałam. Od tamtej pory byłam sama z tatą.
– Wiesz, gdzie mieszka? – spytał Dix.
– Nie mam pojęcia. Może wuj Chappy wie, ale nie liczyłabym na to, że powie prawdę. Pamiętam tylko, że on nie lubił mojej matki. Pewnie mój ojciec też nie, skoro się z nią rozwiódł. – Widziałaś, że twój ojciec sypiał z Erin Bushnell? – spytał nagle Savich.
Na twarzy Marian odmalował się szok i przestrach. Albo była doskonałą aktorką, albo naprawdę nic nie wiedziała.
– To głupie kłamstwo. – Zerwała się na równe nogi, opierając dłonie na stole. – Dlaczego mówisz coś takiego? To niedorzeczne. Sypiał z Helen, ale ona była prawie w jego wieku. Ze studentką? Erin Bushnell? Absurd.
– To prawda, Marian – powiedział Savich. – Ginger Stanford wiedziała o tym, Helen Rafferty też.
– Helen wam to powiedziała? Jesteś pewien, Dix? Na litość boską, Erin była dużo młodsza ode mnie. W wieku Sama. Nie, nie mogę w to uwierzyć, po prostu nie mogę.
– Będziesz musiała – mruknął Dix. – Helen wszystko nam powiedziała. Dziwi mnie tylko, że wiedziałaś o romansie ojca Helen Rafferty, a nic nie wiedziałaś o Erin Bushnell. Marian powoli potrząsnęła głową.
– Nie miałam pojęcia. Z drugiej strony nie sądzę, żeby ojciec wiedział o Samie. Ale na Boga, on jest moim ojcem!
– Sam Moraga był załamany morderstwem Helen, bardziej niż oczekiwałbym po studencie, który dowiedział się o śmierci pracownika administracyjnego. Dlaczego? – spytał Dix.
Wzruszyła ramionami.
– Może też traktował ją jak matkę. Nie wiem. Nigdy o nil” nie rozmawialiśmy. To Helen przedstawiła mi Sama. Chodził na moje zajęcia z teorii muzyki, ale nigdy nie zwracałam na niego uwagi. A potem, na jednym z tych ciągnących się w nieskończoność przyjęć integracyjnych dla wykładowców i studentów, Helen nas sobie przedstawiła.
– Czy ktoś wie o Samie? Potrząsnęła głową.
– Jesteśmy dyskretni. – Dokończyła herbatę. – Gdybyście nie zastali Sama w moim domu sądzilibyście, tak, jak wszyscy. że żyję w celibacie. Przed Samem miałam jeszcze dwóch kochanków, obaj już wyfrunęli w świat. W zeszłym roku ojciec nazwał mnie zasuszoną cnotką. Pamiętam, że poprzedniej nocy spałam niecałe dwie godziny, więc tylko się roześmiałam. Nie rozumiał, dlaczego tak mnie to bawi, ale go nie oświeciłam. – Jej głos nabrał gorzkich nut. – Może powinnam była mu powiedzieć, wygląda na to, że moglibyśmy porównywać notatki. Niezła z nas para, co?
Dix dostrzegł łzy w jej oczach i poczekał, aż się uspokoi, Znal ją, odkąd pobrali się z Christie, a jednak… Potrząsnął głową. Kto tak naprawdę znał drugą osobę?
Marian popatrzyła na nich, krzywiąc się na widok ich profesjonalnie obojętnych twarzy.
– Czy były inne? Poza Erin Bushnell?
– Musisz o tym pomówić z ojcem, Marian – powiedział Dix.
– Jedziemy teraz do niego. Jeśli coś ci się przypomni, od razu do mnie zadzwoń. Mam ten sam numer komórki.
– Czy po mieście grasuje jakiś seryjny morderca, Dix?
– Sądzimy, że ten, kto zamordował Erin, próbował też zabić Ruth i to otworzyło puszkę Pandory.
– Ale dlaczego Helen? Czy to ma dla ciebie jakiś sens? – Wciąż próbujemy połączyć fakty.
Marian podeszła do okna, odwróciła się i popatrzyła na nich. – Muszę teraz znieść tyle bólu. Domyślam się, że będę też musiała wspierać Sama. Jak on mógł ją kochać tak samo jak ja? zastanawiam się nad tym, Dix. Myślisz, że mojemu ojcu w ogóle na niej zależało?
– Tak, Marian. Myślę, że tak.
Rozdział 24
Dix zadzwonił do policjanta, który miał śledzić Gordona Holcombe'a.
– Gdzie on jest, B.B.?
– To przedziwne, szeryfie. Kiedy doktor Holcombe opuścił Tarę, myślałem, że jedzie do Stanislausa, ale po drodze zmienił zdanie. Pojechał prosto do baru Coon Hollow. Siedzi tam już prawie od dwóch godzin. Powiedziałeś mi, żebym się nie ukrywał i nie robiłem tego. Wie, że go śledzę, ale wcale się nie przejął. W tej chwili parkuję między sosnami po drugiej stronie ulicy.
Dix kazał mu zostać na posterunku, powiedział, że niedługo przyjadą, i rozłączył się.
– Gordon nazywa ten bar swoim sanktuarium. To relikt sprzed drugiej wojny światowej, cały w skórze i drewnie, przyciemniane szyby i żwir na podjeździe.
Coon Hollow był oddalony niecałą milę od Maestro.
– Wygląda wspaniale – powiedziała Sherlock, podziwiając starodawny urok baru. – I ma paru wiernych klientów – dodała, wskazując na cztery samochody na podjeździe.
W środku nie było śladu słońca. Pachniało piwem, słonymi preclami i papierosami. Na najdalszej ścianie, nad drzwiami toalety, błyszczał jeden neon z reklamą Bud Light. Gordon Holcombe siedział przy barze, głowę miał opuszczoną, ramiona zgarbione. Przy kontuarze siedziało może sześciu innych mężczyzn, jedni rozmawiali przyciszonymi głosami, inni siedzieli w milczeniu jak Gordon.
Doktor Holcombe podniósł głowę, gdy drzwi otworzyły się i do środka wpadły promienie słońca. Ruth zauważyła, że nie wyglądała na zainteresowanego czymkolwiek poza drinkiem, który kołysał w dłoni.
– Gordonie – powiedział Dix.
Gordon spojrzał na niego przelotnie, po czym znowu opuścił wzrok.
– Ponieważ wszyscy jesteście glinami, nie sądzę, żebyście wiedzieli, co to jest. – Podniósł szklankę i zakręcił szkocką. – To Macallan, szkocka whisky, osiemnastoletnia. Uważa się ją za rolls – royce' a wśród whisky. Ojciec naszego barmana zamawia ją specjalnie dla mnie. Ostatnia butelka jest już niemal pusta, więc nie mogę was poczęstować. Dix, jeśli dowiesz się, kto zamordował Helen, kupię ci butelkę Macallan na gwiazdkę. Ktoś ma ochotę na piwo?
– Nie, Gordonie.
– To może mi powiesz, Dix, dlaczego B.B. mnie śledzi? Siedzi w radiowozie po drugiej stronie ulicy. Boisz się, że ucieknę, skoro jestem taki cholernie winny?
– Powiedz nam, co powiedziała ci Helen, kiedy dzwoniła do ciebie wczoraj wieczorem – rozkazał Dix.
– Helen często do mnie dzwoniła.
– Wczorajszy telefon, Gordon, czy mam zdobyć nakaz na przejrzenie billingów?
Ruth wydawało się, że Gordon drgnął, ale potem znowu wbił wzrok w szklankę i zakręcił whisky.
– No dobrze, dzwoniła do mnie. Nie powiedziałem wam przy Chappym, bo pękłby ze śmiechu, obiecałby, że odwiedzi mnie w więzieniu. Pewnie sam by się zgłosił, żeby zrobić mi śmiertelny zastrzyk.
– Gordon, telefon Helen.
Nagle wydał się stary i jakby mniejszy. Westchnął tak głęboko, że aż zaczął kaszleć.
– To była krótka rozmowa, Dix, nic więcej. Wielkie nieba, nie mogę uwierzyć, że jej nie ma. Tam grasuje jakiś maniak, jakiś szaleniec, który mnie nienawidzi, nienawidzi Stanislausa i chce wszystko zniszczyć.
– Jakie to dziwne, doktorze Holcombe – odezwała się Ruth.
– Pan wierzy, że w tym wszystkim chodzi tylko o pana, o nikogo innego. Nie sądzi pan, że to dosyć wąski punkt widzenia? Przecież siedzi pan tutaj, popija swoją whisky i jest pan żywy, podczas gdy Erin Bushnell, Walt McGuffey i Helen Rafferty nie żyją.