Выбрать главу

Ruth wyjęła długopis i mały notes.

– No dobrze, jestem gotowa, doktorze Holcombe. Opowiedz, nam o swoich utalentowanych lolitach.

– To nie było tak! W waszej wersji one wychodzą na nastolatki, a nie były nimi! Wszystkie były dojrzałymi muzykami i wszystkie je kochałem, w ich czasie.

– W ich czasie – powtórzył Savich, nie spuszczając wzroku z twarzy Gordona. – Która wytrzymała najdłużej?

Gordon zamarł.

– Nie chcę o tym mówić. Dix, każ im przestać. Nic nie zrobiłem.

– Ruth trzyma długopis i notes, Gordonie. Podaj jej nazwiska. Kto był przed Erin Bushnell?

Zapadła pełna napięcia cisza. Gordon wziął głęboki oddech i zwrócił się do Ruth:

– Przed Erin była Lucy Hendler, pianistka, cudowna rozpiętość palców, niewiarygodna technika i pasja, idealne wyczucie.

Lista zalet, z których żadna nie opisywała Lucy jako kobiety, jako indywidualności.

– Jakie daty?

– Jak to „daty”?

– Doktorze Holcombe, romans z Lucy nie mógł być tak dawno temu – powiedziała Ruth.

– Na recitalu w lutym zeszłego roku odegrała fenomenalnie Scarlattiego. Dostała owację na stojąco, a to nie jest łatwe przy publiczności złożonej z zawodowych muzyków. Później mi powiedziała, że tak naprawdę nie cierpi Scarlattiego, bo jest przestarzały i nudny, zbyt przewidywalny. Uznałem, że to zabawne i słodkie, taki brak kontekstu historycznego. Jak ktokolwiek może lekceważyć Domenica Scarlattiego, na miłość boską? A ona miała tylko dwadzieścia jeden lat. Co ona wiedziała?

– Więc rzucił ją pan, bo nie była miłośniczką Scarlattiego?

– Nie, oczywiście, że nie. Nasz związek stał się głębszy. Pamiętam, że pokłóciliśmy się trochę przed jej dyplomem. Był pierwszy maja i mieliśmy na kampusie ozdobny słup. Pomyślałem, że byłoby wspaniale, gdyby wokół słupa usiadł chór i śpiewał irlandzkie pieśni ludowe, a inni studenci mogliby tańczyć ubrani w kostiumy wieśniaków. Wyśmiała mnie. Możecie to sobie wyobrazić?

– Gdzie jest Lucy Hendler, doktorze Holcombe?

– Skończyła szkołę w czerwcu. Przyjęto ją na nasze studia podyplomowe, ale nie została.

– Niech zgadnę, zmieniła zdanie po święcie majowym.

– Nie, jestem pewien, że to nie miało nic wspólnego z jej decyzją o opuszczeniu Stanislausa. Miała przyjaciółkę w Nowym Jorku, pojechała ją odwiedzić i postanowiła zostać. Ostatnio słyszałem, że została przyjęta do Juilliard.

Ruth skinęła głową.

– Czy czuje się pan odpowiedzialny za to, że Stanislaus stracił utalentowaną studentkę?

Dix nic nie mówił. Ruth radziła sobie jak profesjonalistka, podpuszczała Gordona tak, że mówił rzeczy, których Dix nigdy by z niego nie wydobył.

Wrócili do tematu i Gordon opowiedział im o Lindsey Farland, studentce sprzed około dwóch i pół roku, sopranistce o niewiarygodnej skali, którą poznał, gdy śpiewała partię Cio – Cio – San, zdradzonej młodej kobiety w „Madame Butterfly”. Nie nadawała się do tej roli, bo była czarna, ale gdy usłyszał jej głos i jak wzięła wysokie C w „Un Bel di”, zakochał się bez pamięci.

– To jedna z moich ulubionych arii – powiedziała Ruth i wszyscy przy stoliku wiedzieli, że mówi prawdę. – Gdzie jest teraz Lindsey?

– Nie wiem. Skończyła szkołę dwa lata temu. Nie kontaktowała się ze mną.

– Znajdziemy ją bez trudu.

Ruth wyciągnęła z niego sześć nazwisk, ale o kobietach pamiętał niewiele. Daty też pamiętał słabo.

– Nic więcej nie pamiętam. Chwila, chwila, była jeszcze jedna. Nazywała się Kirkland. Miała niezwykłe imię, coś jak Anoka. A potem była… Nie, to nieważne. Słuchajcie, muszę przejrzeć kartoteki w szkole, sprawdzić, jak dokładnie brzmiało jej imię.

To Sherlock go przycisnęła…

– Proszę nam powiedzieć, kogo pan pominął, doktorze Holcombe. Dlaczego nie chce nam pan o niej opowiedzieć? Kim ona jest?

Dix potrząsnął głową.

– Wiem, dlaczego nie chce nam powiedzieć. Ona jest stąd, prawda? Jest z Maestro.

– Nie, nie było nikogo więcej. Rozumiem, Dix, że będziesz dzwonił do tych wszystkich dam, żeby potwierdzić moje słowa. Czy mogę pierwszy się z nimi skontaktować i je uprzedzić?

– Jeszcze nie, Gordonie. Powiem ci, kiedy uznam, że nadszedł odpowiedni czas na telefony.

Teraz chcę, żebyś tu został i pomyślał o kobiecie, której nazwiska nie chcesz nam powiedzieć. Oczywiście jest stąd. Czy jest mężatką? Przysięgałeś jej zachowanie tajemnicy? Chcę usłyszeć jej nazwisko, Gordon. Masz czas do jutra rana albo sam po ciebie przyjdę.

– Nie ma żadnej innej cholernej kobiety!

– Podasz jej nazwisko albo cię aresztuję – powiedział Dix spokojnie.

– Na litość boską, jak możesz tak mówić, Dix, jestem wujem Christie!

Szeryf powoli wstał.

– Może dlatego popełnię ten błąd, nie aresztuję cię od razu i nie zabiorę twojej wygarniturowanej osoby do mojego miłego, ciepłego aresztu. Na razie B.B. będzie miał na ciebie oko. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.

Rozdział 25

Motel Buda Baileya

Maestro, Wirginia

Czwartek, późne popołudnie

– Muszę wziąć prysznic i się ogolić, zanim pojedziemy do Dixa – powiedział Savich, ale nie ruszył się z miejsca.

Pogłaskał Sherlock po szyi, rozkoszując się dotykiem jej włosów na twarzy.

– Możesz iść pierwszy. – Ugryzła go lekko w ramię, pocałowała i wciągnęła głęboko jego zapach. – Chyba jeszcze z tobą nie skończyłam.

– Chyba?

Piętnaście minut później Sherlock rozciągała się na podłodze, zastanawiając się, czy Gordon Holcombe powiedział im wszystko.

Uśmiechnęła się, gdy usłyszała jak Dillon śpiewa pod prysznicem „Baby, the Rain Must Fall” swoim pięknym barytonem. Już miała do niego dołączyć gdy zadzwoniła jego komórka. Sherlock odebrała telefon.

– Halo?

Żadnej odpowiedzi, tylko urywany oddech.

– Kto tam?

– Och, kurczę, co za niespodzianka. Mój szczęśliwy dzień.

– Kobieta – nie, dziewczyna, młody, wysoki głos.

– Claudia? Czy to Claudia Grace?

– Trafiłaś w dziesiątkę, dziewczyno. Tak naprawdę chciałam rozmawiać z twoim starym, no wiesz, rozgrzać go moim seksownym głosem, ale zajmę się nim później. Fajnie będzie pogadać z tobą. Super imię, Claudia Grace, nie sądzisz? Może powinnam wyjść za Mosesa i zacząć je nosić. On jest słodziutki, nie można temu zaprzeczyć, ale problem polega na tym, że prawie wcale mu nie staje, nawet kiedy chodzę dla niego nago po domu. Dałam mu trochę Viagry, ale nawet to nie pomogło. Więc się znudził i gdzieś wyszedł, a ja wzięłam jego telefon, żeby do was zadzwonić. Pomyślałam: „A dlaczego tylko on ma mieć z tego radochę”?

Sherlock usłyszała w tle jakieś głosy. Więc tym razem nie byli w samochodzie.

– Gdzie jesteś, Claudio?

Usłyszała, że Savich zakręcił wodę. Podeszła do drzwi łazienki, otworzyła je i zobaczyła, jak Dillon wychodzi spod prysznica. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył ją z telefonem przy uchu.

– Claudia – powiedziała bezgłośnie.

Niemal na nią skoczył, wyciągając rękę po telefon, ale Sherlock potrząsnęła głową, mówiąc bezgłośnie:

– Jeszcze nie.

Minął, ją kapiąc wodą, podszedł do MAX – a, nacisnął kilka klawiszy i wsunął w ucho słuchawkę bezprzewodowego telefonu.

– Gdzie jestem? Pytanie brzmi, gdzie wy jesteście. Moses mówi, że ukrywacie się przed nami. Chowacie się?

– Nie, Claudio, nigdy w życiu.