Выбрать главу

Tylko Ruth się roześmiała. Zapadła cisza, którą znowu przerwała Ruth, opowiadając o popołudniu spędzonym z Gordonem Holcombe'em.

– Przeszukaliśmy centymetr po centymetrze jego biuro, dom i domek na wsi. Trzeba przyznać, że był skory do współpracy. Rozmawialiśmy nawet przez telefon z jego trzema byłymi kochankami, wszystkie są zdrowe i całe, a w czasie morderstw były poza Maestro.

– Jutro jeszcze raz porozmawiam z Gordonem. – Dix zmarszczył brwi i popatrzył na swoje dłonie. – Nie mogę pogodzić się z faktem, że dwie ofiary były jego kochankami. Może i opowiedział nam wszystko o studentkach, ale Helen nie była jedną z nich, prawda?

Rozdział 27

Quantico

Piątek rano

O dziesiątej doktor Emmanuel Hicks wszedł do małego biura Savicha w Quantico i pociągnął nosem.

– Pepperoni. – Popatrzył na młodego Murzyna wyciągniętego na krześle obok Savicha. – Z bufetu?

Chłopak kiwnął głową.

– Podwójna pepperoni.

– Ach, moja ulubiona, czasem nawet na śniadanie. Nazywam się doktor Hicks i jestem niegroźny. – Uścisnął dłoń chłopaka. – To będzie bardzo łatwe, Dewayne, nie poczujesz żadnego dyskomfortu, jak zapewne już ci powiedział agent Savich. Pomożemy ci tylko przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, które już są zapisane na twoim twardym dysku. – Doktor Hicks popukał się palcami w głowę.

– Super – odpowiedział Dewayne.

Dziesięć minut później Savich przysunął swoje krzesło bliżej Dewayna i położył lekko dłoń na ramieniu chłopaka.

– Chciałbym, żebyś pomyślał teraz o pierwszej chwili, w której zobaczyłeś wczoraj w restauracji tego starszego mężczyznę i młodą dziewczynę, Dewayne. Widzisz ich?

Dewayne skinął głową.

– Dobrze. Powiedz mi, co widzisz. Ona zdejmuje te wielkie okulary przeciwsłoneczne i rozgląda się dokoła. Jest niezła… ładna, naprawdę ładna i dobrze o tym wie. Flirtuje ze wszystkimi.

– A co ze staruszkiem?

– Siedzi rozparty w boksie, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i się szczerzy. W ogóle nie robi nic innego. Jest naprawdę stary, całą twarz ma pooraną bliznami i zmarszczkami. Wygląda tak staro, że myślę, że może ona jest jego praprawnuczką. Ona przegląda menu, nie śpieszy się. On nawet nie otwiera karty, tylko zamawia hamburgera.

– Melinda ich obsługiwała?

– Tak. Kiedy przyszła do kuchni przekazać zamówienie, powiedziała nam, że powinniśmy ją obejrzeć, ale już i tak wszystkie chłopaki to zrobiły. Ona wie, że wszyscy kelnerzy o niej mówią. Człowieku, na zewnątrz jest prawie mróz, a on1l ma na sobie tę maleńką bluzeczkę i pępek na wierzchu.

– Ma kolczyk w pępku?

– Tak, małe, srebrne kółeczko. I kurde, jej brzuszek jest naprawdę słodki, trochę pulchny, ale słodki.

– Czy podszedłeś na tyle blisko, żeby usłyszeć, o czym mówią?

Cisza, a potem powolnie skinięcie głową.

– Tak. Idę z jedzeniem dla tej pary, która siedzi dwa stoły dalej, ale zwalniam, bo ona do mnie mruga, naprawdę puszcza do mnie oko, uśmiecha się szeroko i potrząsa włosami. W prawym uchu ma cztery złote kolczyki.

– Słyszałeś, co mówili, zanim ona cię zauważyła i mrugnęła? Dewayne pokiwał głową.

– Coś o jakimś rudzielcu, ten stary mówił. On wygląda na wariata. Te bojówki, te głupie glany, całe zdarte i obłocone, jakby wracał prosto z pola bitwy. Nie wiedziałem, o kim mówią, ale chciałem posłuchać jej głosu, więc zwolniłem. Ona mówi Coś w stylu: „Myślę, że następny przystanek powinniśmy zrobić w banku, Moses. Co o tym sądzisz?”. A staruch uśmiecha się jeszcze szerzej i potrząsa głową „Nie wydaje mi się, pączuszku”. Niemal ryknąłem śmiechem, gdy ten stary sęp tak nazwał tę małolatę. Wtedy tamci ludzie zaczęli domagać się swojego żarcia i musiałem iść. Nie, poczekajcie chwilę, słyszałem jeszcze coś. Staruch powiedział coś takiego: „On pewnie wystawił się jak kozioł ofiarny i czeka na mój telefon”.

Savich odczekał chwilę, ale chłopak milczał.

– Doskonale, Dewayne. No dobrze, teraz wychodzisz na zewnątrz na papierosa. Palisz i widzisz, jak ta ładna dziewczyna wychodzi z restauracji, prawda?

Dewayne zabrzęczał monetami, które miał w kieszeni.

– Tak, wychodzi.

– Powiedz mi dokładnie, co widzisz.

– Włożyła z powrotem tę puchatą kurtkę, ale ona nie zakrywa jej pośladków. Człowieku, ma piękny tyłek, naprawdę świetny i kręci nim po całym parkingu. Wie, że na nią patrzę, nawet uśmiecha się do mnie, ale tak naprawdę nie poświęca mi wiele uwagi, bo rozmawia przez komórkę. Staruch wybiega z restauracji, wściekły, może dlatego, że ona telefonuje. Zaczyna na nią wrzeszczeć. Przez chwilę myślę, że ją uderzy, a ona mówi coś w stylu „Nie rób mi krzywdy”. On ciągle krzyczy, zabiera jej telefon i wpycha ją do furgonetki.

– Spójrz na samochód, Dewayne. Widzisz go? – Gdy chłopak skinął głową, Savich ciągnął dalej: – Chcę, żebyś przyjrzał się teraz furgonetce, nie dziewczynie. Powiedz mi, co widzisz.

– Człowieku, to trudne.

Savich czekał.

– Wciąż patrzę na nią, mam nadzieję, że staruch jej nie uderzy. Ona wkłada te swoje wielkie okulary przeciwsłoneczne, odwraca się do mnie i posyła mi pocałunek. Ale tupet! No dobrze, furgonetka. To stary ford aerostar, biały, bardzo brudny, aż zastanawiam się, co za flejtuch doprowadziłby swój samochód do takiego stanu. To jedna z tych furgonetek przewozowych, z oknami tylko z jednej strony. Ma bagażnik na dachu i rozsuwane drzwi z boku.

– Czy widzisz coś jeszcze z boku furgonetki poza brudem? Dewayne zmarszczył brwi i zagrzechotał monetami.

– Nie śpiesz się, Dewayne, popatrz uważnie – poradził Savich.

Dewayne Malloy podrapał się po uchu, zaczął wybijać stopą o podłogę jakiś rytm, nie przestając bawić się monetami. Niesamowita koordynacja, pomyślał Savich.

– Tak, agencie Savich, tam jest jakiś rysunek, chyba kosiarka do trawy. Tak, to kosiarka.

Doktor Hicks myślał przez chwilę, że Savich skoczy na równe nogi i klaśnie w dłonie z radości, ale zamiast tego agent spytał ostrożnie:

– Kosiarka… Taka jak na furgonetce ogrodnika?

– Tak, chyba tak. Pod rysunkiem jest jakiś napis, ale strasznie brudny. Nie mogę go odczytać.

Masz świetny wzrok, Dewayne. Patrz dalej, nie myśl o niczym innym poza tymi literami. Jakiego są koloru?

– Czarne.

– Słowa?

– Tak chyba są jakieś słowa.

– Napisane równo pod kosiarką?

– Nie, ukośne, jakby miały się wyróżniać. Litery są grube, z takimi zawijasami.

– Świetnie, Dewayne. Masz doskonały wzrok, zauważasz każdy szczegół. No dobrze, popatrz na pierwsze słowo, widzisz je?

Dewayne potrząsnął głową.

– Człowieku, przepraszam, ale nie mogę odczytać słów. Savich poklepał chłopaka po ramieniu.

– W porządku, Dewayne. Patrz na furgonetkę. Powiedz mi, czy widzisz jeszcze coś niezwykłego.

– Nic więcej, tylko brud.

– No dobrze, facet wyjeżdża z parkingu. Widzisz tablice rejestracyjne?

– Staruszek pali gumę, czuję smród. Nie mam czasu spojrzeć na tablice, nawet gdyby przyszło mi to do głowy. Też są bardzo brudne, tak, jak cały samochód. Poczekajcie chwilę. Białe. Tablice rejestracyjne są białe.

Savich wypytywał Dewayna jeszcze przez kilka minut, aż w końcu doktor Hicks położył dłoń na ramieniu agenta.

– Jego twardy dysk jest już pusty, Savich.

Savich skinął głową, a doktor Hicks powiedział Dewaynowi, jak cudownie będzie się za chwilę czuł, i wy budził chłopaka.

Na pożegnanie uścisnął mu dłoń i zdradził, że w bufecie mają też przepyszną pizzę z kiełbasą.