Выбрать главу

Gdy wracali do samochodu, Dix czuł na sobie spojrzenie Ruth, ale nie widział jej oczu ukrytych za lustrzanymi szkłami ciemnych okularów. Usiadła na siedzeniu pasażera otulona w czarną skórzaną kurtkę, z fioletowym szalikiem na szyi i naciągnęła na uszy wełnianą czapkę w tym samym kolorze. Dix zauważył, że na stopach ma własne skarpetki, nie te ciepłe, które pożyczył jej Rafe, i podkręcił ogrzewanie.

Rozdział 30

Wrócili do domu parę minut przed szóstą. Gdy Dix otwierał drzwi, zadzwoniła komórka Ruth i ona odwróciła się, żeby ją odebrać. Rozłączyła się po kilku minutach. – Dzwoniła Sherlock. Wszystko zaczyna się układać. Zostaną z Dillonem w Waszyngtonie, chyba że będą nam potrzebni. Powiedziałam jej, że świetnie sobie radzimy.

Dix pośpiesznie otworzył drzwi, bo słyszał, jak Brewster wściekle drapie w drewno pazurami.

– Brewster, poczekaj! Pamiętaj, Ruth, jeśli na ciebie skoczy, trzymaj go z daleka.

– Nie, Brewster nie nasiusiałby na kogoś, kto nakarmił go hot dogiem.

Dix otworzył drzwi, a Ruth złapała Brewstera w objęcia.

Przytuliła psiaka mocno, śmiejąc się i całując go po mordce, a on ani na chwilę nie przestał szczekać i machać ogonem.

– Och, rety – powiedziała. – Brewster, jak mogłeś?

Psiak popatrzył na nią i polizał po brodzie.

– Jutro zaniesiemy twoją kurtkę do pralni. Wiem z doświadczenia, że potrafią pozbyć się tego zapachu. I nie będzie plam na skórze.

Ruth roześmiała się.

– Ty mały niewdzięczniku, czego więcej ode mnie chciałeś? Bułki do hot doga? A może musztardy?

– Poczekaj, musisz ją zdjąć – powiedział Dix, przyciągnął Ruth do siebie – Brewster wciąż dziko szczekał między nimi – i pocałował ją.

Odsunął się niemal natychmiast.

– Przepraszam, nie miałem zamiaru… Nieprawda, miałem. Wyjął psiaka z jej rąk, uściskał go i postawił na podłodze. Ku jego zaskoczeniu Brewster nie poczuł się urażony, patrzył na nich z łebkiem przechylonym na jedną stronę i machał ogonem.

Ruth nie mogła dojść do siebie. Przełknęła ślinę, odchrząknęła…

– Cóż, mnie też nie jest przykro. Tak naprawdę ja…

– Tato!

– Co to za zapach? Och, Brewster cię dopadł, Ruth?

– Niestety, Rafe. Cześć, chłopaki. Co robicie na kolację?

Rafe i Rob wymienili spojrzenia.

– W sumie to czekaliśmy na was.

– Pizzę – powiedział Rob. – Zaraz mogę włożyć mrożoną pizzę do piekarnika.

– Chcecie powiedzieć – zaczęła powoli, przenosząc wzrok z jednego chłopca na drugiego – że zwalacie całą robotę na tatę? – Czasami różne panie przynoszą nam jedzenie.

– Robimy pranie i sprzątamy nasze pokoje.

– Tak naprawdę to tata nie musi ciągle gotować. Bardzo chętnie będziemy częściej jeść pizzę.

– Upiekę rybę i ziemniaki – powiedział Dix. – Rob, Rafe, macie godzinę na skończenie lekcji.

Dobrze, tato.

– Ja nie mam nic zadane.

I ja mam w to uwierzyć. Obaj marsz do pokojów i macie się uczyć. Żadnej telewizji ani słuchawek na uszach.

– Tato?

Dix usłyszał w głosie Rafe' a jakąś dziwną nutę. Zastanawiał się, czy chłopcy widzieli, jak pocałował Ruth. Wolałby, żeby nie widzieli, było jeszcze za wcześnie.

– O co chodzi, Rafe?

Rafe rzucił spojrzenie bratu, po czym wbił wzrok w swoje trampki.

– Pani Benson, moja nauczycielka matematyki, płakała dzisiaj w szkole. Wiesz, przez tych wszystkich zamordowanych ludzi.

Dix podniósł Brewstera, schował go za pazuchę i przytulił obu chłopców do siebie.

– Wiem, że jest wam ciężko i możecie być pewni, że ani Ruth, ani mnie też nie jest lekko. Wczoraj powiedziałem wam wprost: złapię tego, kto popełnił te morderstwa, obiecuję wam.

Rafe spróbował się uśmiechnąć.

– Do wtorku. – Ukrył twarz na ramieniu ojca. – Powiedziałem tak pani Benson, a ona odpowiedziała, że ma taką nadzieję, bo głosowała na ciebie.

– Czy jest coś jeszcze, o czym chcecie porozmawiać? – spytał Dix, powoli przenosząc wzrok z jednego syna na drugiego.

Rafe uściskał ojca, a Rob postąpił krok w tył tak, żeby móc mu spojrzeć prosto w twarz. Dix zauważył ze zdumieniem, że Rob już nie był od niego niższy. Kiedy tak wyrósł? Nabierał też tężyzny, miał mniej kościste ramiona, szerszą klatkę i bary.

– Powiedz mi, co się stało, Rob.

Ruth stała bez słowa, wiedząc, że prawdopodobnie powinna odejść, ale nie mogła się zmusić do żadnego ruchu. Rob zerknął na nią.

Widziałem, jak pocałowałeś Ruth, tato.

Rafe aż podskoczył i wpatrywał się z niedowierzaniem w ojca i Ruth.

– Pocałowałeś ją? Kiedy?.

– Minutę temu – odpowiedział Rob.

– Tak – potwierdził Dix. – Pocałowałem. Nie zamierzałem, ale zrobiłem to.

– Jeśli tak naprawdę nie zamierzałeś… – zaczął Rob i przyjrzał się ojcu uważnie.

– To nie do końca prawda. Chciałem, wiedziałem, że nie powinienem, ale mimo wszystko to zrobiłem. Któryś z was ma z tym problem?

Zapadła pełna napięcia cisza, aż w końcu Rob wyszeptał:

– Chodzi o mamę.

Dix wiedział, że prędzej czy później nadejdzie chwila, w której w jego życiu pojawi się jakaś kobieta. Po zaginięciu Christie poruszał się spowity mgłą bólu, zbyt zajęty poszukiwaniami, żeby wyjaśnić wszystko chłopcom. Kiedy kilka tygodni później zaczął myśleć nieco jaśniej, zdał sobie sprawę, że chłopcom bardzo brakuje rozmowy o matce. Zrozumiał też, że on potrzebuje ich tak samo mocno jak oni jego, dlatego był z nimi tak szczery, jak tylko mógł. Dzięki temu nabrali zwyczaju opowiadania mu o wszystkim, co czuli. W każdym razie wierzył, że tak było. Sam zakopał swój ból głęboko, dla dobra chłopców, i nauczył się z nim żyć. Aż do teraz, kiedy pocałunek z Ruth zerwał ich niewypowiedzianą umowę.

Dix przesunął dłonią po włosach syna, czując, jak ogarnia go fala miłości, bólu i poczucia winy. Nic nowego, ale teraz doszła jeszcze Ruth.

– Chodzi o mamę – powtórzył Rob.

– Wiem, Rob, wiem. Ale wasza mama zniknęła już prawie trzy lata temu.

– Billy Caruthers – zaczął Rafe – wiesz, ten kretyn z drużyny, którego trener nie wybrał, tylko mnie, kłapał dziobem na wszystkie strony, że mama pewnie uciekła z facetem, którego poznała na siłowni. Ja w to nie wierzę, ale jeśli to prawda, to może wróci.

Dix poczuł, jak rośnie w nim dzika, gorąca wściekłość.

– Wiesz, że tak nie było, Rob.

Oczy Roba zaszły łzami, ale głos brzmiał pewnie.

– Tak, ja wiem. Powiedziałem mu, że mama nie zrobiłaby czegoś takiego, i wtedy zaczęliśmy się bić.

– A wujek Tony powiedział nam – wtrącił Rafe – że może mama była bardzo chora i nie chciała, żebyśmy patrzyli, jak umiera, dlatego odeszła. Ale jeśli to prawda, tato, to dlaczego do nas nie napisała?

– Wujek Tony tak wam powiedział? Kiedy to było, Rafe'?

– Jakieś trzy miesiące temu.

Rob skinął głową.

– Spytałem wujka Tony' ego czy mama miała raka, ale po wiedział, że nie wie, ale to musiało być coś naprawdę poważnego, czego nie da się wyleczyć.

Chłopcy nie chcieli przyjąć do wiadomości, że ich matka nie żyła. Dix świetnie to rozumiał, bo sam często tak czuł.

– Posłuchajcie mnie, wasza mama nigdy by nas nie opuściła, nigdy. Żadna choroba, nic nie zmusiłoby jej, żeby zostawiła nas bez słowa. Dlaczego żaden z was mi o tym nie powiedział?

Rob unikał wzroku ojca. Potrząsnął głową, patrząc na Brewstera.