– O tak, okłamałeś. Twierdziłeś, że – torturowałem kobietę, a” krzyczała z bólu, a potem ją zamordowałem. To kłamstwo. Nigdy nikogo nie torturowałem, nigdy nie zamordowałem, ani kobiety, ani mężczyzny. Tylko ty i ta psychopatyczna lolita robicie takie rzeczy. Po co wymyśliłeś takie brednie, Moses? Jesteś już tak żałosny, że musisz opowiadać takie bzdury, żeby poczuć się ważny?
Savich usłyszał bulgotanie flegmy w gardle starca, który dyszał przez chwilę, po czym wybuchnął:
– Niczego nie wymyśliłem, ty sukinsynu! Nie okazałeś jej odrobiny litości i sam też jej nie zaznasz!
Savich ściszył głos i warknął:
– Jesteś kłamcą, Moses. Dlaczego kłamiesz?
– Poczekałeś, aż będzie wolna, i wtedy ją zamordowałeś.
Pożałujesz tego. Obiecuję ci, chłopcze, że zanim umrzesz, dowiesz się, kim była. Powiem ci przed samą śmiercią. Wszystko dotychczas było dla zabawy, ale koniec z tym. Teraz cię dopadnę i sprawię, że będziesz cierpiał tak jak ona. Zapłacisz mi za to. – Moses rozkaszlał się głośno i przerwał połączenie.
Savich schował telefon do kieszeni koszuli i odwrócił się do żony.
– Bulgocze, jakby tonął. Dzwoniłaś do agenta Arnolda, a ja zadzwonię do Maitlanda, niech wyślą policjantów za Mosesem. Potem zdejmiemy z ciebie to ubranie.
Sherlock dotknęła dłonią jego policzka.
– Świetnie ci poszło, Dillon. Dużo ci powiedział?
– Tak, wydaje mi się, że wiem już, o kogo chodzi. Moses powtarzał, że zabiłem kobietę, z którą był związany. Pomyśl o tym, Sherlock. Dziś wieczorem Moses podłożył w moim samochodzie bombę, chociaż dokoła kręciły się dziesiątki policjantów. Nikt go nie widział w motelu ani na cmentarzu, ani w okolicach restauracji Denny'ego, chociaż musiał gdzieś tam być. Kto z osób, które znamy, potrafił zrobić coś takiego? Sprawić, żeby ludzie widzieli tylko to, co ta osoba chciała, łącznie z nią samą?
Popatrzyła na niego uważnie.
– Tylko Tammy Tuttle.
– Bingo. Mogła uczyć się od niego.
– Ale przeglądaliśmy jej akta. Nie znaleźliśmy żadnych powiązań.
– Myliliśmy się.
Sherlock wstała.
– Arnold ma za chwilę oddzwonić, a potem dopadniemy tego starego wariata. – Położyła mu palec na ustach. – Nie, nic rozbieraj mnie i nie kłóć się ze mną. Siedzimy w tym razem. Nic zemdleję, może nawet zaśpiewam ci jeszcze jakąś piosenkę.
O pół do jedenastej w sobotę rano Savich otworzył drzwi i zobaczył Ruth z Brewsterem na ręku, a za jej plecami szeryfa Dixona Noble'a i jego roześmianych synów.
– A to dopiero niespodzianka! Ruth, mówiłem ci wczoraj, że wszystko w porządku. Nie powinnaś była przyjeżdżać, ty…
– Milcz, Dillon, w ogóle nic nie mów. Tak się martwiłam, że musiałam sama sprawdzić. Gdzie jest Sherlock? – Ruth objęła Savicha, Brewtser szczekał między nimi jak szalony. – Te wszystkie straszne sceny, które pokazywali w wiadomościach. Wyglądały jak obrazy z piekła. Proszę, powiedz mi, że Sherlock nic się nie stało.
– Nic jej nie jest, słowo.
– Dobrze, dobrze. Nie mogliśmy tego znieść, musieliśmy się upewnić.
– Inaczej mówiąc – powiedział Dix, wyciągając dłoń do Savicha – Ruth obawiała się, że kłamiesz, że tak naprawdę leżycie oboje w szpitalu podziurawieni kulami i kawałkami płonącego metalu, a my martwiliśmy się tak samo jak ona. Powiedziała, że wygarbuje wam skórę, jeśli nie będziecie uśmiechnięci i na nogach, jak tu przyjedziemy. Twoje porsche… w wiadomościach pokazywali, jak podjeżdżasz pod klub, a potem jak samochód płonie. Niezły widok.
– No dobrze, Brewster, chodź tutaj.
– Uważaj, Savich, wiesz, jaki on jest – ostrzegł Dix.
– Tak, wiem. – Savich pozwolił Brewsterowi polizać się po brodzie i lekko odsunął go od siebie, ale psiak się nie zsiusiał. – Pół godziny ternu byliśmy z nim na spacerze – wyjaśnił Rafe. – Pewnie jego bak jest pusty.
– Jestem pewien, że ma zapasowy – mruknął Dix.
– Rob mówi, że jak się prowadzi taki samochód jak pana porsche, to można poderwać każdą dziewczynę – powiedział Rafe.
– Pewnie – odrzekł Dix. – Ale na to auto już nikogo nie da się poderwać.
Do przedpokoju wszedł Sean, a zaraz za nim Sherlock.
Chłopiec zatrzymał się i wpatrzył w Brewstera, który lizał jego ojca po twarzy.
Ruth dostrzegła temblak na ramieniu przyjaciółki.
– O mój Boże, Sherlock, Dillon powiedział, że zostałaś ranna w ramię, ale mówił, że lekko. Co się stało?
– Nic mi nie jest, naprawdę. To był kawałek rozgrzanego metalu, ale ledwo mnie drasnął. Cześć, Rob, Rafe, Dix. Cieszę się, że was widzę. Wejdźcie, wejdźcie. Och rety, Dillon, szybko, zdejmij Brewstera z dywanu, on siusia.
Pół godziny później czwórka dorosłych siedziała przy kuchennym stole, piła kawę i herbatę i pogryzała placuszki z rodzynkami z nowej piekarni „Słodkości” na Potomac Street. Chłopcy zjedli po sześć ciastek każdy i teraz bawili się z Brewsterem w salonie pod czujnym okiem Gracielli, która siedziała na kanapie, robiła sweter na drutach i uśmiechała się do dzieci i najsłodszego psiaka, jakiego widziała w życiu.
– Znowu rzuciłeś mu wyzwanie – powiedziała Ruth do Savicha. – Myślałeś, że uda ci się go złamać.
Savich wzruszył ramionami.
– Za nic nie mogłem dojść, kim on jest. Nigdy nie zabiłem żadnej kobiety, ale po wczorajszym wybuchu i telefonie Mosesa chyba już wiemy, o kim mówił.
Ruth pochyliła się do przodu, opierając łokcie na stole. Savich musiał coś dostrzec w oczach żony bo wstał, wziął z blatu proszek przeciwbólowy i podsunął jej do ust. Kiedy przełknęła pigułkę, usiadł z powrotem i wzniósł filiżankę w geście toastu w stronę Ruth.
– Jesteś gotowa? Ta kobieta to Tammy Tuttle. Ruth zamarła.
– To było, zanim dołączyłam do oddziału, ale dużo o niej słyszałam, o jej umiejętności sprawiania, że ludzie widzieli to, co chciała – wyjaśniła Dixowi.
– Masowa hipnoza? – spytał Dix, unosząc brew. – Jesteście pewni? To dosyć dziwaczne.
Savich skinął głową.
– Nie musisz mi mówić. Bardzo trudno było nam ją wytropić, mimo że dwa razy mieliśmy ją na widoku. Dzięki Bogu nie udało jej się wszystkich oszukać. Kiedy zbliżyła się do mnie, nie wiadomo dlaczego, ale rozpoznałem ją. Moses miał rację tylko w jednej kwestii: prawie odstrzeliłem jej ramię. Chciała zabić dwóch nastolatków, których porwała razem ze swoim zwariowanym bratem bliźniakiem, Tommym. Musiałem postrzelić ją w ramię, przez co straciła rękę. Uciekła ze szpitala i zaczęła mnie ścigać, z taką zaciętością jak Moses.
– Ale Dillon jej nie zabił – powiedziała Sherlock. – Wtedy mieszkała u nas jego siostra. Tammy porwała ją z naszego domu i ukryła w stodole w Plum River w Maryland, gdzie to wszystko się zaczęło. Siostrze Dillona udało się zabić Tammy i uratować. Przyjechaliśmy, jak już było po wszystkim.
– Twojej siostrze nic się nie stało? – spytał Dix.
– Nie, nic.
Ruth ugryzła ze smakiem placuszka.
– Chcę wyjść za faceta, który to upiekł.
– Arturo waży ze dwieście kilo – uprzedził Savich.
– No dobrze, może nie jest idealnym kandydatem. – Ruth uśmiechnęła się szeroko. – W takim razie kim jest Moses Grace? Dziadkiem Tammy Tuttle?
– Być może. To ciekawe, Moses nie wspomniał nic o bliźniaku Tammy, Tommym. Zastanawiam się dlaczego.
– Jedyna rodzina, o jakiej wiemy, to Tommy i kuzynka Tammy, Marilyn Warluski – powiedziała Sherlock. – Do niej należała stodoła w Plum River i dzięki temu MAX ich namierzył. Marilyn nie zrobiła nic złego, była trochę opóźniona i podatna na wpływy albo kuzyni po prostu ją pobili. Manipulowali nią i wykorzystali, ale przeżyła. Wszyscy modlimy się, żeby wiedziała coś o Mosesie Grace, może będzie potrafiła nam podać jego prawdziwe nazwisko.