– Miał pojawiać się co tydzień na spotkaniu grupy wsparcia, ale legalnie miał prawo opuścić szpital, dlatego rozciął bransoletkę z nadajnikiem i dwa lata temu wrócił do Stanów. Dalej nic o nim nie wiemy aż do chwili, w której poznał Claudię i pobił tego bezdomnego osiem miesięcy temu w Birmingham.
– Wiesz, on chyba widzi w Claudii drugą Tammy.
– Prawdopodobnie. Claudia jest w tym samym wieku, I teraz razem wyruszyli po krwawe żniwo.
Savich otworzył na ekranie zdjęcia.
– Jeszcze nie widziałaś tego, Sherlock. Zrobiono je na trzy tygodnie przed rozprawą Mosesa.
Nachyliła się, żeby popatrzeć na fotografię dystyngowanego mężczyzny w średnim wieku, o gęstych siwych włosach, szczupłej ascetycznej twarzy i rzymskim nosie. Miał na sobie elegancki tweedowy garnitur, w którym wyglądał jak bankier.
– Nigdy bym nie powiedziała, że to Moses Grace – zdziwiła się głośno. – W restauracji wszyscy przyznali, że wyglądał jak stulatek, a nie minęło nawet dwanaście lat, od kiedy zrobiono to zdjęcie.
Savich skinął głową i zaczął masować jej szyję i ramiona, żeby zmniejszyć napięcie.
– Dobrze by było, gdybyśmy mieli zdjęcie z czasów, gdy wyszedł po dziewięciu latach ze szpitala. Wciąż nad tym pracujemy.
Sherlock jeszcze raz przyjrzała się fotografii.
– Od tamtych czasów postarzał się ze trzydzieści lat.
– On jest bardzo chory, Sherlock, i pewnie dlatego tak staro wygląda. Już w szpitalu leczono go na gruźlicę, ale nie dokończono kuracji, bo uciekł. Kiedy opowiedziałem doktorowi Breakerowi o jego symptomach, powiedział, że według niego infekcja doszła do etapu, w którym pojawiają się jamy gruźlicze – w płucach powstają wielkie dziury. Doktor Breaker myśli, że to już końcowe stadium.
– Kiedyś gruźlica była bardziej powszechna, więc pewnie odnowił się wirus, którego złapał w dzieciństwie. Przynajmniej dopadnie go sprawiedliwość.
– Jeśli to satelitarne połączenie z centrum komunikacyjnym się sprawdzi, to sami wymierzymy mu sprawiedliwość – powiedział Savich.
– Mam nadzieję, DiIlon, inaczej nigdy się nie wyśpimy.
– Mamy jeszcze trochę czasu do północy. – Savich pociągnął żonę na kolana, pocałował ją za uchem i pogłaskał po włosach. – Odpocznij chwilę. Nie minęły nawet dwa dni, odkąd zostałaś ranna.
Popatrzył na zegarek z Myszką Miki.
– Ostatnim razem Moses zadzwonił dokładnie o północy.
Nie będziemy czekać dłużej. Dane i Ben powinni już tu być.
Punktualnie o dwunastej zadzwoniła komórka Savicha. Dillon wyjechał z podjazdu i zaparkował przy krawężniku. Uniósł kciuk do góry i odebrał telefon.
– Hej, Moses, jak leci? Kaszlesz krwią? Jesteś już jedną nogą w grobie, co, staruszku?
Savich go zaskoczył. Zapadła długa cisza.
– No, synku, wiesz, że moja Claudia nie pozwoliłaby na to. Jestem w wystarczająco dobrej formie, żeby się tobą zająć.
Zanim Moses skończył zdanie, na mapie Waszyngtonu pojawił się pulsujący, żółty punkt lokalizujący dzwoniącego. Byli w ruchu. Sherlock powiększyła mapę, skinęła Savichowi głową i wskazała wprost przed siebie. Volvo ruszyło gładko z miejsca.
– Nadal myślisz, że uda ci się mnie zabić? Nie ma szans, staruszku – powiedział Savich.
– Zobaczymy, w końcu teraz wiem, gdzie mieszkasz. – Zarechotał, a Savich usłyszał bulgotanie śliny w ustach starca.
– Chcesz wiedzieć, skąd mam twój adres? Znalazłem u panny Lilly, zanim odpaliłem naszą małą bombę. Claudia uznała, że skoro twoja żonka nam umknęła, to pora zabrać się do roboty i jak najszybciej spróbować jeszcze raz, więc chciałem cię uprzedzić, że nie ukryjecie się już przed nami. Całkiem nieźle mi poszło w piątek wieczór, co?
Sherlock wskazała w lewo na Clement Street i Sherlock gładko skręcił. Dane Carver i Ben Raven siedzieli z tyłu i słuchali przez komórki wiadomości z centrum komunikacji z Budynku Hoovera, po czym przekazywali wszystkim agentom współrzędne lokalizacji Mosesa.
– Zrobiłeś furorę, Moses. Pozdrów ode mnie Claudię, dobrze? To Claudia Smollett z Cleveland w Ohio, prawda? Wygląda ślicznie na fotografii. Jesteś pewien, że chcesz, żebym się z nią spotkał?
Usłyszeli stłumiony, pełen wściekłości głos Mosesa:
– Cholera, Claudia, namierzyli cię. Co ja mam z tobą zrobić, skoro ty mnie w ogóle nie słuchasz?
Migający żółty punkt zniknął z mapy. Moses musiał wjechać w martwą strefę, gdzie GPS nie działał. Na szczęście ku powszechnej uldze wszystkich pasażerów volvo, po chwili kropka pokazała się znowu, tak samo jasna i wyraźna jak przedtem.
– Nie złość się na nią, Moses. Nie tylko ona była taka beztroska. Tak naprawdę nie nazywasz się Moses Grace, prawda? Twój tata miał na imię Moses, a mama Grace. Myślisz, że byliby zadowoleni, gdyby wiedzieli, że zabijasz ludzi, posługując się ich imionami? Wydaje mi się, że byli bardzo miłymi ludźmi.
Moses zaczerpnął gwałtownie powietrza i zaczął kaszleć, aż w końcu udało mu się wykrztusić:
– Proszę, proszę. Zgadywałeś czy nasz harcerzyk odrobił pracę domową?
Sherlock uniosła kciuk i powiedziała bezgłośnie:
– Dwie minuty.
– A może ja będę mówił, kiedy ty krztusisz się własną krwią, Moses? – zaproponował Savich. – Nazywasz się Malcom Gilliam, urodziłeś się w Youngstown w Ohio. Wyrzucili cię ze studiów inżynierskich, potem spędziłeś trochę czasu w Kanadzie. A tak przy okazji, powinieneś popracować nad tą rolą niedouczonego prostaka.
– Powiesz mi, skąd się tego wszystkiego dowiedziałeś? Savich tylko się roześmiał.
– Nieźle sobie poradziłeś, wsadzili cię do tego szpitala w Kanadzie tylko na dziewięć lat. Jak ci się to udało?
Usłyszał, jak krew i flegma bulgocze w gardle Mosesa.
Starzec przełknął, ale bulgotanie nie ustało.
– No wiesz, chłopcze, zacząłem brać Zenadrin, żeby trochę schudnąć i, niech mnie diabli porwą, jeśli kłamię, zacząłem słyszeć głosy. Okropna sprawa, powiedzieli adwokaci, coś strasznego. Ale wyobraź sobie, że ci świętoszkowaci kretyni i tak trzymali mnie na oddziale psychiatrycznym przez dziewięć lat! Dziewięć lat musiałem odgrywać tę rolę i robić wszystko, co mi kazali! Mówię ci, nawet nie wiesz, ile mnie to kosztowało, żeby grać dokładnie tak, jak tego chcieli, i udzielać właściwych odpowiedzi na tych ich idiotycznych testach, ale teraz mam to już za sobą i oto jestem, synku, ja, twój najgorszy koszmar.
– Jedzie na południe – wyszeptała Sherlock. – W tej chwili przeciął Delancy Street i kieruje się do dzielnicy willowej. Jest nie dalej niż sześć przecznic od nas. Dane, Ben, macie go?
– Kto tam z tobą jest, chłopcze? I tak pora już kończyć naszą pogawędkę. Wiem, jak bardzo lubisz namierzać mnie po telefonie, mimo że za każdym razem jestem szybszy.
Savich musiał utrzymać go na linii jeszcze chwilę dłużej.
– To Sherlock, Moses, nie musisz się bać. Przecież jesteśmy starymi przyjaciółmi, skoro jesteś dziadkiem Tammy.
Zaskoczenie Mosesa było niemal namacalne w ciszy, która zapadła. Gdy się odezwał, Savich usłyszał w jego głosie nutkę strachu.
– Skąd, do diabła, o tym wiesz?
– Wiem o tobie wszystko, Malcolm. Ostatnim razem, gdy widziałeś Tammy i Tommy'ego, dałeś im plik banknotów i wyjechałeś do Kanady.
Po długiej chwili ciszy Moses wyszeptał:
– Zamordowałeś mojego biednego Tommy'ego i odstrzeliłeś Tammy rękę. Wie o tym tylko jedna osoba, córka Marvy. Jak ona ma na imię? Marilyn. A ja myślałem, że ona już nie żyje. Nigdy jej nie lubiłem, mała zaryczana suka, ale Tommy lubił mieć ją pod ręką. No cóż, znajdę ją, dam na chwilę Claudii, a potem wytnę jej serce. – Ostatnie słowa zagłuszył atak gwałtownego kaszlu.