Savich popatrzył na Sherlock, która wyszeptała:
– Jest tylko parę przecznic przed nami, jedzie wolno.
– Claudia jest obok ciebie? Słucha naszej rozmowy?
– Moje słoneczko jest tuż obok mnie.
– Pewnie trzyma na kolanach pudełko chusteczek i łapie nimi krew, którą plujesz. Szkoda, że masz gruźlicę, Moses.
– Wysadzę twój dom w powietrze, słyszysz, synku? Wyślę ciebie i twoją żonkę prosto do piekła.
I Moses się rozłączył.
Savich dostrzegł granatową furgonetkę w tym samym momencie, w którym zauważyli ją Dane i Ben. Moses jechał wzdłuż parku Jacksona, niewielkiego skweru obsadzonego klonami, opustoszałego w tę zimową noc. W domach otaczających skwer świeciły się tylko nieliczne światła.
– Jest dokładnie przed nami – wyszeptał Dane do słuchawki.
– Wszyscy mają być cicho. Czekajcie na mój sygnał.
Nagle furgonetka przyspieszyła. Zdali sobie sprawę, że zostali namierzeni, ale było już za późno. O wiele za późno.
– Mam cię, staruszku. – Savich nacisnął na gaz i ruszył prosto na samochód przed nimi. Ben i Dane wychylili się przez okna i zaczęli strzelać w tylne koła furgonetki.
Obie opony wybuchły.
Claudia wychyliła się przez okno pasażera i strzeliła. Furgonetka zjechała z drogi i odbiła się od zaparkowanej toyoty. Moses przeciął chodnik i wjechał do parku, prześlizgując się między dwoma cienkimi klonami. Drzwi się otworzyły i z obu stron wyskoczyli Moses i Claudia, niosąc w rękach coś, co wyglądało jak strzelby AR – IS. Pobiegli w przeciwległych kierunkach i ukryli za drzewami.
Wokół parku zaroiło się od samochodów FBI, które hamowały z piskiem opon, zalewając skwer światłem reflektorów.
Savich wyskoczył z volvo, wrzeszcząc: – Na ziemię, wszyscy na ziemię!
Z parku wystrzeliła seria pocisków z broni automatycznej.
Savich usłyszał pomruk i zawołał bez chwili zastanowienia:
– Zestrzelcie ich!
Agenci zaczęli strzelać w stronę parku ze wszystkich kierunków i po chwili Savich usłyszał krzyk Claudii i zobaczył, jak dziewczyna wypuszcza broń z rąk i upada na ziemię, po czym próbuje odczołgać się dalej, trzymając się za bok.
By li wystarczająco blisko, żeby słyszeć kaszel i przekleństwa Mosesa. Na chwilę zapadła cisza, gdy zmieniał magazynek, a potem znowu zaczął strzelać.
W domach dokoła skweru pozapalały się światła tak, że w parku nie było ani jednego cienia. Claudia wrzasnęła i podpełzła do swojej broni. Jeden z saperów wziął ją na muszkę dokładnie w chwili, gdy złapała za strzelbę. Rozległ się huk, głowa dziewczyny eksplodowała, a jej ciało opadło martwe na ziemię.
Nagle strzelanina ucichła, bo Moses przestał strzelać i zniknął z pola widzenia.
Nigdzie nie było po nim śladu.
Savich puścił się biegiem do miejsca, w którym ostatni raz widział Mosesa, zgiętego niemal w pół od kaszlu, strzelającego bez przerwy aż do końca drugiego magazynka.
– Nie strzelać! – krzyknął. Był jakieś sześć stóp od miejsca, w którym stał Moses, ale zobaczył jedynie puste łuski po nabojach. Nagle po lewej stronie usłyszał kaszel i pobiegł w tamtym kierunku.
– Słyszę cię, Moses! A za sekundę będę cię widział. Nie jesteś tak dobry jak Tammy.
Padł strzał, a po chwili Savich zobaczył Mosesa Grace zgiętego w pół, jęczącego i kaszlącego krwią. Na jego brzuchu rozlewała się wielka plama krwi i nagle z ust trysnęła fontanna posoki. Savich podszedł do mężczyzny i wyjął mu broń z bezwładnej reki.
– Wszyscy cię teraz widzą, Moses. To koniec. Załatwione – krzyknął przez ramię.
Starzec nie przestawał pluć krwią, cały był w niej skąpany.
Zachwiał się i upadł ciężko na ziemię ze wzrokiem wbitym w twarz Savicha.
Jego twarz wykrzywiła się, gdy próbował przemówić, zakrwawiona pierś unosiła się w spazmatycznych oddechach. Savich ukląkł obok niego. Starzec otworzył zalane krwią usta i gdy Savich pochylił się nad nim, próbował go opluć. Ale nie starczyło mu już oddechu. Jeśli nie stracił przytomności, to ostatnią rzeczą, jaką widział w życiu, były twarze dwudziestu agentów FBI, którzy zebrali się wokół mego.
Savich sprawdził puls na szyi i potrząsnął głową. Przez długą chwilę wpatrywał się w leżącą przed nim ruinę człowieka.
Jimmy Maitland uklęknął obok Savicha.
– Nie wiedziałem, że w człowieku jest tyle krwi. Dzięki Bogu, że to już koniec. Odsuń się, Savich, on ma infekcję.
Maitland wstał, Savich też powoli się podniósł. Patrzyli, jak ludzie gratulują sobie nawzajem.
– No dobrze, chłopcy i dziewczęta – zawołał Maitland – zakończmy ten koszmar.
Z oddali słychać było wycie syren.
– Za chwilę będą tu media – powiedział Maitland do Savicha. – Mam nadzieję, że nigdy się nie dowiedzą, w jaki sposób to załatwiłeś. – Poklepał Savicha po plecach.
– Podziałało jak magia, co? – Savich wyszczerzył zęby. Dziesięć minut później Jimmy Maitland patrzył, jak technicy medycyny sądowej ostrożnie zapinają worki z ciałami Mosesa Grace i Claudii Smollett. Policja otoczyła kordonem cały teren, żeby trzymać gapiów z daleka. Z furgonetek telewizyjnych wyskakiwali mężczyźni i kobiety, uzbrojeni w mikrofony i kamery. Maitland patrzył, jak Savich uściskał Sherlock i pomógł jej wsiąść do samochodu, po czym obszedł auto dokoła i zajął miejsce kierowcy. Wydawało mu się, że agent skrzywił się, przekręcając kluczyk w stacyjce i uśmiechnął się do siebie, a następnie wyprostował ramiona i ruszył stawić czoło mediom.
Rozdział 36
Maestro, Wirginia
Niedziela południe
Chłopcy połknęli pierwszego hamburgera i pieczonego ziemniaka, jeszcze zanim skończyli mówić o pokoju okazań na posterunku policji w Richmond. Dopiero gdy zabrali się do komponowania drugiego hamburgera, Rob zmienił temat:
– Dziś rano lód na stawie był super, tato. Ścigaliśmy się i ja wygrałem. Bez trudu.
– Tylko raz byłeś lepszy ode mnie, Rob – uściśli Rafe – i to dlatego, że oszukiwałeś. A reszta dzieciaków miała po dwanaście lat.
– A Pete? On jest ode mnie starszy.
– To kretyn, nie wie, która noga jest która.
Ruth i Dix odchylili się na krzesłach i patrzyli, jak chłopcy jednocześnie jedzą i się kłócą.
– Niesamowite jest to, że pamiętam, jak siedziałem tak przy stole z moimi braćmi – powiedział Dix.
Ruth skinęła głową, ale widać było, że myśli o czymś innym. – Odwaliliśmy dziś rano kawał dobrej roboty, Ruth, daj swoim szarym komórkom odpocząć.
– Nie mogę.
– Ruth, jeździsz na łyżwach? – spytał Rob. – Myślisz, że przegonisz mojego brata? Jeśli tak, to będziesz mogła pościągać się ze mną.
– A zwycięzca będzie walczył ze mną, dobrze? – zaproponował Dix.
– Żeby z tobą przegrać, musiałby być upośledzony, tato.
– I ślepy – dodał Rafe.
– Taki jesteś dobry? – zainteresowała się Ruth.
– Wygraj z moimi chłopakami, a zobaczysz.
Ruth uśmiechnęła się i podała chłopcom musztardę.
Dix zauważył, że Rob nie zabrał się od razu do jedzenia, co było dziwne.
– Co się dzieje, Rob?
Chłopiec ostrożnie odłożył widelec na talerz.
– Nie wiem, ale coś jest z tobą nie tak, tato. Wydaje mi się, że jesteś bardzo spięty. Ruth też.
– Chyba masz rację. – Dix domyślał się, dokąd zmierza ta rozmowa.
– Rafe i ja rozmawialiśmy… – Rzucił bratu ostrzegawcze spojrzenie.
– Tak?
– Cóż, może… Nic takiego, tato. Możemy porozmawiać o tym później. – Rob odsunął krzesło, złapał hamburgera i wstał. – Idziemy na sanki. Dzięki za lunch.
– Poczekaj na mnie, Rob!
– Uważajcie na siebie! – krzyknęła za nimi Ruth.
Dix otworzył usta, żeby dowiedzieć się, o co chodziło, ale nic nie powiedział. Chłopcy słuchali plotek i wyobraźnia musiała im podpowiadać różne wyjaśnienia. Rob miał rację, oboje z Ruth byli spięci. Rozmowa z chłopcami mogła poczekać, aż będą do niej przygotowani, a to.nastąpi dopiero wtedy, gdy to wszystko się skończy.
– Pewnie winią mnie – powiedziała Ruth, kompletnie go zaskakując. – Łatwo jest pomyśleć, że to wszystko nigdy by się nie zdarzyło, gdybym tu nie przyjechała.
– Jeśli tak myślą, to się mylą i wkrótce to zrozumieją. Są sprawiedliwi i bystrzy. Najlepsze, co możemy dla nich zrobić, to zakończyć tę sprawę najszybciej, jak to możliwe. Wtedy pomożemy im uporać się z tym. Potrzebują trochę czasu.
Zadzwoniła komórka.
– Szeryf Noble.
Ruth obserwowała twarz Dixa, gdy słuchał.
– Dzwonił Cesar Morales – powiedział po skończonej rozmowie. – Nie zdobył dla nas tego nazwiska.
– Mam ochotę siarczyście zakląć. No dobrze, Dix, nie czaruj. Po co dzwonił?
– Okazało się, że dziewczyna Dempseya wydawała ostatnio mnóstwo gotówki. Przyłapali ją na tym i w końcu przyznała się detektywowi, że Tommy dał jej dziewięć tysięcy dolarów, żeby przechowała je do powrotu jego i Jackiego.
Serce Ruth zaczęło bić szybciej.
– Czy powiedziała cokolwiek, co mogłoby naprowadzić nas na ślad osoby, która dała Dempseyowi pieniądze?
– Tak jak mówiłem, Cesar nie podał mi żadnego nazwiska.
Ale Tommy powiedział swojej dziewczynie, że tę robotę zleciła im kobieta. – Przerwał i uśmiechnął się szeroko. – A dokładnie powiedział, że będzie robił dla tej szurniętej suki ze szkoły muzycznej w Maestro.