– Ale nie wyglądasz świetnie – jej głos dobiegał z oddali, był głuchy i tylko nieznacznie przypominał głos Courtney. A jednak była tuż obok, towarzysząc mu na jawie.
– Powodzi mi się bardzo dobrze – zapewnił ją.
– Straciłeś na wadze.
– To było konieczne.
– Nie aż tak bardzo, George.
– To mi nie zaszkodzi.
– I masz worki po oczami.
Zdjął jedną rękę z kierownicy i dotknął bladej, napuchniętej skóry.
– Nie dosypiałeś ostatnio? – spytała.
Nie odpowiedział. Nie podobała mu się ta rozmowa. Nie znosił, gdy zadręczała go pytaniami o zdrowie i mówiła, że jego problemy emocjonalne mają swe podłoże w schorzeniu fizycznym. Zgoda, problemy pojawiły się nagle. Ale to nie była jego wina. Winę ponosili inni. Ostatnio wszyscy uwzięli się na niego.
– George, czy ludzie zaczęli traktować cię lepiej od czasu naszej ostatniej rozmowy?
Podziwiał jej długie nogi. Nie były już przezroczyste. Ciało było złote, mocne, piękne.
– Nie, Courtney. Znów straciłem pracę.
Gdy przestała dopytywać się o jego zdrowie, poczuł się lepiej. Chciał opowiedzieć jej wszystko, nawet rzeczy najbardziej krępujące. Zrozumiałaby. Położyłby głowę na jej kolanach i płakał, aż zabrakłoby u łez. Wtedy poczułby się lepiej… Płakałby, podczas gdy ona głaskałaby jego włosy i gdy wyprostowałby się, to miałby tak niewiele problemów jak ponad dwa lata wcześniej, zanim pojawiły się kłopoty i zanim wszyscy zaczęli darzyć go niechęcią.
– Znów straciłeś pracę? – spytała. – Ile razy ją zmieniałeś w ciągu ostatnich dwóch lat?
– Sześć – powiedział.
– Za co cię wyrzucili tym razem?
– Nie wiem – powiedział Leland głosem pełnym najczystszego cierpienia. – Stawialiśmy biurowiec – roboty było na dwa lata. Żyłem z wszystkimi bardzo dobrze. Wtedy mój szef, główny inżynier, uwziął się na mnie.
– Uwziął się na ciebie? – spytała. Jej głos był matowy i odległy, ledwie słyszalny na tle szumu szerokich opon. – W jaki sposób?
– Wiesz jak to wyglądało, Courtney. Tak jak zawsze. Obgadywał mnie za plecami, nastawiał innych ludzi przeciwko mnie. Odwoływał moje polecenie i zachęcał Prestona, brygadzistę, żeby…
– Robił to wszystko za twoimi plecami? – spytała.
– Tak. On…
– Jeśli mówił to wszystko za twoimi plecami, to skąd wiesz, że w ogóle coś mówił?
Nie mógł znieść tego współczucia w jej głosie, ponieważ za bardzo przypominało litość.
– Słyszałeś, co mówił? Nie słyszałeś, prawda, George?
– Nie rozmawiaj ze mną w ten sposób. Nie wmawiaj mi, że to sobie wymyśliłem.
Zamilkła, tak jak jej kazał.
Spojrzał w stronę dziewczyny, żeby sprawdzić, czy jeszcze tam jest. Uśmiechnęła się do niego, znacznie bardziej cielesna niż parę minut wcześniej.
Patrzył na zachodzące słońce, ale nie dostrzegał go. Tylko w małym stopniu uświadamiał sobie, że ciągnie się przed nim droga. Poruszony magiczną obecnością Courtney nie prowadził już chevroleta z tak wielką wprawą. Samochód dryfował po prawym pasie, zjeżdżając chwilami na żwirowate pobocze.
Po chwili powiedział”
– Czy wiedziałaś, że po tym jak zadzwoniłem do ciebie tamtego dnia z prośbą o spotkanie, po tym jak się dowiedziałem, że byłaś od trzech tygodni zamężna – że prawie oszalałem? Chodziłem za tobą przez tydzień, każdego dnia, po prostu obserwując cię. Wiedziałaś o tym? Powiedziałaś, że lecisz do San Francisco, że ten facet, Doyle, i twój brat pojadą tam za tydzień, i powiedziałaś, że nie wydaje ci się, byś kiedykolwiek miała wrócić do Filadelfii. To mnie prawie zabiło, Courtney. Nic nie szło po mojej myśli. Przypomniałem sobie jak było nam kiedyś dobrze… więc zadzwoniłem, żeby się przekonać, czy nie moglibyśmy znów być razem. Chciałem poprosić o spotkanie. Wiedziałaś o tym? Mogę się założyć, że nie wiedziałaś. Byłem absolutnie gotów poprosić o spotkanie… i wtedy dowiaduję się, że wyszłaś za mąż i wyruszyłaś w podróż na drugi koniec Stanów. – Jego głos stał się twardy, zimny, niemal złośliwy. Przerwał, żeby zebrać myśli. – Przynosiłaś mi szczęście – dwa, trzy, cztery lata temu. Kiedy byliśmy razem, wszystko szło dobrze. A teraz będziesz nieosiągalna, niewidoczna… Wiedziałem, że muszę być blisko ciebie, Courtney. Kiedy pojechałem za tobą na lotnisko i zobaczyłem, że lecisz tym 707, wiedziałem, że będę musiał śledzić Doyle’a i Colina i dowiedzieć się, gdzie mieszkasz.
Nie odezwała się.
Jechał i mówił, mając nadzieję wywołać w niej jakąś pozytywną reakcję, teraz, gdy nie był już sparaliżowany jej nagłym pojawieniem się.
– Znów straciłem pracę. Nic mnie nie trzymało w Filadelfii. Nie miałem oczywiście pieniędzy, żeby zapłacić za przeprowadzkę, tak jak ten Doyle. Musiałem sam spakować i przewieźć swoje rzeczy. Więc jadę tą niezgrabną furgonetką z kiepską klimatyzacją zamiast prowadzić luksusowego thunderbirda. Nie mam takiego szczęścia jak ten twój Doyle. Ludzie nie traktują mnie tak dobrze jak jego. Ale wiedziałem, że i tak muszę wyjechać do Kalifornii, żeby być blisko ciebie. Być blisko ciebie, Courtney…
Siedziała obok, ładna, milcząca, nieruchoma, z dłońmi na kolanach, z aureolą wokół głowy, namalowaną przez światło gasnącego dnia.
– Nie było łatwo podążać ich śladem – powiedział. – Musiałem być sprytny. Kiedy jedli śniadanie, uświadomiłem sobie, że muszą mieć w samochodzie mapę z zaznaczoną trasą, coś, co pozwoli mi sprawdzić, którędy będą jechać. Sprawdziłem. – Zerknął na nią z uśmiechem, po czym znów spojrzał na drogę. – Wsunąłem druciany wieszak pod gumową uszczelkę między szybami i otworzyłem drzwi. Mapy leżały na siedzeniu. I notatnik. Ten twój Doyle jest niezwykle zapobiegliwy. Zapisał nazwy i adresy moteli, w których miał rezerwację. Przepisałem je. I przestudiowałem mapy. Znam każdą drogę, którą będą jechać i każde miejsce, w którym będą nocować, stąd do San Francisco. Teraz już nie mogę ich zgubić. Będę deptał im po piętach. Straciłem ich na chwilę z oczu, ale później ich dogonię. – Mówił bardzo szybko, słowa płynęły nieprzerwanym potokiem. Pragnął, by zrozumiała, ile sobie zadał trudu, by móc przebywać blisko niej.
Zaskoczyła go pytaniem”
– George, czy byłeś u lekarza z tymi twoimi bólami głowy i innymi dolegliwościami?
– Nie jestem chory, do cholery! – krzyknął. – Mam zdrowy umysł, zdrowy mózg i zdrowe ciało. Jestem w doskonałej formie. Nie chcę o tym więcej słyszeć. Zapomnij o tym.
– Dlaczego za nimi jedziesz? – spytała, zmieniając temat, zgodnie z jego poleceniem.
Pot spływał mu z czoła kilkoma nieprzerwanymi strumieniami, grube, przezroczyste krople kapały na policzki i szyję.
– Przecież ci mówiłem. Chcę się dowiedzieć, gdzie będziesz mieszkała. Chcę być blisko ciebie.
– Ale jeśli przepisałeś adresy z notatnika Alexa, to masz także adres naszego nowego domu w San Francisco. Nie musisz za nimi jechać, żeby mnie znaleźć. Wiesz, gdzie jestem, George.
– No…
– George, dlaczego jedziesz za Alexem i Colinem?
– Mówiłem ci.
– Nie mówiłeś.
– Zamknij się! – powiedział. – Nie podoba mi się to, co sugerujesz. Nie mam ochoty dłużej tego słuchać. Jestem zdrowy. Nie jestem chory. Ze mną jest wszystko w porządku. Więc odejdź. Zostaw mnie w spokoju. Nie chcę więcej na ciebie patrzeć.
Gdy ponownie spojrzał w jej stronę, dziewczyny już nie było. Zniknęła.
O ile niespodziewane i niewytłumaczalne pojawienie się Courtney wprawiło go w osłupienie, o tyle nie był w ogóle zaskoczony jej zniknięciem. Przecież powiedział jej, by zniknęła. Dwa lata temu, pod koniec ich związku, na krótko przed zerwaniem, Courtney wyznała, że się go boi, że niepokoją ją te jego napady przygnębienia. Teraz też się go bała. Kiedy powiedział jej „idź”, odeszła. Wolała nie kłócić się z nim. Ta bezmyślna suka zdradziła go wychodząc za tego Doyle’a i teraz zrobi wszystko by nie wypaść z jego łask.