Wróciła do sypialni i stanęła w drzwiach, rozglądając się uważnie. Komódka z lustrem, wąski kredensik, nocne stoliki i łóżko zrobione były z ciężkiego, ciemnego drewna, które wyglądało jak ręcznie rzeźbione i polerowane. Dywan był ciemnoniebieski i włochaty. Narzuta na łóżko i zasłony uszyte były z grubego, ciemnozłotego aksamitu, który swą miękkością i miodową barwą przypominał jej ciemno opaloną skórę. Biorąc wszystko pod uwagę, myślała, pokój wyglądał diabelnie sexy.
Narzuta, naturalnie, nie zwieszała się równo z każdej strony łóżka. Na komódce stały w nieładzie perfumy i kosmetyki do makijażu. Może jeszcze wysokie lustro wymagało wypolerowania… Ale wszystkie te niedociągnięcia sprawiały, że był to właśnie pokój Courtney Doyle. Wszędzie, gdzie mieszkała, panował charakterystyczny dla niej, przypadkowy, mały i nieszkodliwy bałagan.
– Pamiętaj – uprzedziła Alexa w noc poprzedzającą ich ślub – nie bierzesz sobie za żonę dobrej gospodyni.
– Nie chcę żenić się z gospodynią – powiedział. – Do diabła, mogę zatrudnić całe tuziny gospodyń.
– I nie jestem fantastyczną kucharką.
– A po co Bóg stworzył restauracje?
– Poza tym – powiedziała, krzywiąc się na myśl o swoim niechlujstwie i lenistwie – tak długo gromadzę brudną bieliznę, aż trzeba zrobić pranie albo kupić nowe rzeczy.
– Jak myślisz, Courtney, dlaczego Bóg wymyślił pralnie publiczne? Hę?
Przypominając sobie tę rozmowę, i to, jak wybuchnęli śmiechem i chichotali bez opamiętania, obejmując się i kiwając na podłodze jak niemądre dzieciaki, uśmiechnęła się i podeszła do ich nowego łóżka, żeby usiąść na nim i wypróbować sprężyny.
Prawdę powiedziawszy zdążyła wypróbować je wcześniej. Zrzuciła z siebie ubranie i skakała na środku materaca, tak, jak opisała to Alexowi przez telefon. Wydawało się to wtedy znakomitym pomysłem. Ale takie ćwiczenie w połączeniu z chłodem powietrza na nagiej skórze natchnęło ją nieprzyzwoitymi myślami i ochotą na miłość. Pragnęła go tej nocy tak bardzo, że z trudem mogła zasnąć. Wciąż myślała o Alexie, o tym jak to jest, kiedy żyje się z kimś takim jak on, o tym, jak znakomicie do siebie pasowali i jak wspaniale czuła się z nim w łóżku, jak z nikim innym.
Było im ze sobą dobrze pod wieloma względami, nie tylko w łóżku. Lubili te same książki, te same filmy i zazwyczaj tych samych ludzi. Jeśli było prawdą, że przeciwieństwa się przyciągają, to było także prawdą, że duplikaty przyciągają się jeszcze bardziej.
– Sądzisz, że kiedykolwiek znudzimy się sobą? – spytała, gdy dobiegał końca ich pierwszy miesiąc miodowy.
– Znudzimy? – spytał, udając potężnie ziewniecie.
– Mówię poważnie.
– Nie będziemy się nudzić nawet przez minutę – powiedział.
– Ale jesteśmy tak do siebie podobni, że…
– Nudzą mnie tylko trzy rodzaje ludzi – odparł. – Po pierwsze: ci, którzy potrafią mówić tylko o sobie. A ty nie jesteś egocentryczką.
– Po drugie?
– Ci, którzy nie potrafią mówić o niczym. Ci nudzą mnie śmiertelnie. Ale ty jesteś inteligentną, aktywną, podniecającą kobietą, która zawsze czymś się zajmuje. Zawsze będziesz miała coś do powiedzenia.
– A po trzecie?
– Najbardziej nudną osobą ze wszystkich jest ta, która nie słucha kiedy opowiadam o sobie – oznajmił Alex i choć mówił z powagą, chciał także ją rozśmieszyć.
– Zawsze słucham – powiedziała. – Lubię słuchać, gdy mówisz o sobie. Jesteś fascynującym tematem.
Teraz, siedząc na łóżku, które mieli dzielić tej nocy, uświadomiła sobie, że to właśnie umiejętność słuchania siebie nawzajem czyni ich związek tak udanym. Chciała go poznać, a on chciał ją w pełni zrozumieć. Chciał wiedzieć, co ona myśli i robi, a ona chciała być częścią wszystkiego, co go dotyczy. Może wcale nie byli duplikatami, gdy się nad tym głębiej zastanowić. Może będąc tak dobrymi słuchaczami, po krótkim czasie poznali i zaakceptowali swoje gusta, i zaczęli je szybko podzielać. Nie tyle kopiowali siebie nawzajem, ile jedno pomagało drugiemu rozwijać się i dojrzewać.
Przyszłość wyglądała tak obiecująco, a Courtney była taka szczęśliwa, że objęła się ramionami, który to gest był podświadomym wyrazem satysfakcji i zachwytu, a który bezwiednie przejął od niej Colin.
Na dole rozległ się dzwonek do drzwi.
Spojrzała na zegarek przy łóżku: dziesięć po dwudziestej drugiej.
Czy to możliwe, żeby przyjechali kilka godzin wcześniej? Czy mógł pomylić się w swoich obliczeniach aż tak bardzo?
Zerwała się z łóżka i zbiegła do hallu, pokonując po dwa stopnie naraz. Była podekscytowana tym, że za chwilę ich ujrzy i zada im mnóstwo pytań dotyczących podróży, ale… była równocześnie trochę zła. Czy mylnie obliczył czas potrzebny na dojazd z Reno? Czy też przekroczył wszelkie limity szybkości? Jeśli tak… jak śmiał ryzykować ich przyszłość tylko po to, by zaoszczędzić jedną dobę z tej pięciodniowej podróży? Kiedy doszła do drzwi, jej złość dorównywała radości płynącej z faktu, że wreszcie dotarli do domu.
Zdjęła łańcuch i otworzyła drzwi.
– Witaj, Courtney – powiedział, wyciągając dłoń, by pogłaskać jej twarz.
– George? Co ty tu robisz?
22
Zanim zdołała odwrócić się i uciec, zanim nawet pojęła, że jest coś złowróżbnego w jego niespodzianej wizycie, unieruchomił jej ramię w żelaznym uścisku i poprowadził Courtney na hiszpańską sofę, gdzie usiadł razem z nią. Rozejrzał się po pokoju i pokiwał z uśmiechem głową.
– Miło tu. Podoba mi się.
– George? Co…
Wciąż zaciskając dłoń na jej ramieniu, dotknął twarzy dziewczyny, przesuwając palcami po delikatnej linii podbródka.
– Jesteś taka cudowna – powiedział.
– George, po co tu przyjechałeś? – Była przestraszona, chociaż nie przerażona. Jego pojawienie się nie miało najmniejszego sensu, ale nie był to jeszcze powód, żeby wpadać w panikę.
Ręka Lelanda ześliznęła się po jej szyi, badał palcami puls, a następnie opuścił dłoń i objął jej ciężką, nie podtrzymywaną stanikiem pierś.
– Cudowna jak zawsze.
– Proszę. Nie dotykaj mnie w ten sposób – powiedziała.
Próbowała odsunąć się od niego.
Trzymał ją mocno, pieszcząc wolną ręką. Teraz dotykał drugiej piersi.
– Powiedziałaś, że znów będę mógł cię dotykać.
– Co masz na myśli? – Jego palce wbijały się w ramię dziewczyny tak głęboko, że poczuła w barku eksplozję ostrego bólu.
– Powiedziałaś, że znów mógłbym się z tobą kochać. – Głos Lelanda był niski i senny. – Tak jak dawniej.
– Nie. Nigdy tego nie mówiłam.
– Owszem, Courtney. Mówiłaś.
Spojrzała w jego podkrążone, nabiegłe krwią oczy, w lekko niesymetryczne niebieskie źrenice i po raz pierwszy w życiu doznała lęku, który odczuwają wyłącznie kobiety. Wiedziała, że może spróbować ją zgwałcić. I wiedziała, że choć jest wychudzony, będzie miał dość siły, by to zrobić… ale czy takie obawy nie były śmieszne? Czy w przeszłości nie była z nim w łóżku dziesiątki razy, zanim zaczął się zmieniać? Czego w takim razie się obawiała? Ale ona wiedziała czego.
Nie seksu. Chodziło o siłę, przemoc, poniżenie i uczucie, że zostało się wykorzystanym. Nie miała pojęcia, jak się tu dostał, ani skąd wziął jej adres. Nie znała jego motywów postępowania. Ale teraz nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. Najważniejsze było to, czy będzie chciał ją zgwałcić czy nie. Czuła się słaba, bezradna i zagrożona. Czuła wewnętrzną pustkę i chłód, drżąc na myśl, że będzie musiała zaakceptować jego przymusowe zaloty.