Выбрать главу

Za Harrisburgiem thunderbird skierował się autostradą na zachód, zjechał na trasę międzystanową siedemdziesiąt i przeciął najbardziej na północ wysunięty skrawek Zachodniej Wirginii. Za Wheeling, już w granicach Ohio, kierowca samochodu zasygnalizował zamiar skrętu w stronę centrum usługowego, pełnego stacji benzynowych, moteli i restauracji.

W chwili, gdy Leland ujrzał kierunkowskaz, nacisnął hamulec i trzymał się za Doyle’em w odległości mili. Gdy skręcał do centrum w minutę po thunderbirdzie, nigdzie nie widział tego dużego, czarnego wozu. Zjeżdżając z podjazdu, zawahał się tylko chwilę, a następnie skręcił na zachód, w stronę największego skupiska budynków. Jechał powoli, wypatrując samochodu. Znalazł go przed prostokątną aluminiową restauracją, przypominającą wagon kolejowy starego typu. T-bird chłodził się w cieniu ogromnego znaku z napisem: PIERWSZORZĘDNE JEDZENIE U HARRY’EGO.

Leland jechał tak długo, aż dotarł do Breena, ostatniej restauracji w plątaninie skrzyżowania, pełnej chromu, plastiku, neonów i imitacji kamienia. Zaparkował chevroleta po drugiej stronie niedużego budynku, tak aby nikt, przebywający u Harry’ego, pięćset jardów dalej, nie mógł go dojrzeć. Wysiadł, zamknął furgonetkę i poszedł na lunch.

Knajpa Breena wyglądała, przynajmniej na zewnątrz, jak restauracja, w której zatrzymali się Doyle i chłopiec. Miała osiemdziesiąt stóp długości i kształt aluminiowej tuby, zaprojektowanej tak, by przypominała wagon kolejowy, z długim rzędem wąskich okienek wzdłuż trzech boków i z przybudówką, pełniącą rolę wejścia, którą dostawiano do samej restauracji dopiero po jakimś czasie.

Wewnątrz, przy ścianie, obok okien, umieszczono rząd popękanych plastikowych boksów. W każdym z nich znajdowała się porysowana popielniczka, cylindryczny, szklany dozownik z cukrem, szklana solniczka i pieprzniczka, stalowy pojemnik z serwetkami i włącznik szafy grającej, która stała obok toalety we wschodnim końcu restauracji. Szerokie przejście oddzielało boksy od kontuaru, który biegł przez całą długość pomieszczenia.

Po wejściu do środka Leland skierował się w prawo. Przeszedł do pomieszczenia i usiadł w miejscu, w którym kontuar zakręcał, skąd mógł od czasu do czasu spoglądać ponad boksami w okno i patrzeć na thunderbirda, zaparkowanego przy restauracji Harry’ego.

Ponieważ była to ostatnia restauracja w tym rejonie, a pora lunchu mijała przed 14.30, pomieszczenie było niemal wyludnione. W boksie przy wejściu siedziała para w średnim wieku i w kamiennym milczeniu spożywała pracowicie kanapki z rostbefem. Za nimi, twarzą do Lelanda, siedział pomocnik szeryfa z policji stanowej Ohio. Zajmował się swoim cheeseburgerem i frytkami. W boksie znajdującym się w drugim końcu restauracji rozczochrana kelnerka z farbowanymi włosami paliła papierosa i gapiła się na żółte płytki sufitu.

W pomieszczeniu była jeszcze tylko kelnerka stojąca za kontuarem, która podeszła do Lelanda. Mogła mieć dziewiętnaście lat i była raźną, ładną blondynką o oczach tak niebieskich jak oczy Lelanda. Jej strój służbowy pochodził ze sklepu z przecenionym towarem, ale dziewczyna nadała mu indywidualny rys. Spódnicę skrócono o osiem cali nad zgrabnymi kolanami. Na jednej kieszeni wyhaftowano skaczącą wiewiórkę, na drugiej królika. Białe guziki zastąpiono czerwonymi. Na jej lewej piersi widniał wyhaftowany ptak, a na prawej, zabawnymi literami, wyszyto jej imię: Janet. A pod spodem wesołe powitanie: Jak się masz! Miała słodki uśmiech, wdzięczny zwyczaj przekrzywiania głowy, urok myszki Miki – i najwyraźniej stanowiła łatwy kąsek.

– Chce pan rzucić okiem na menu? – spytała. Jej głos był jednocześnie gardłowy i dziecinny.

– Kawę i cheeseburgera – powiedział Leland.

– Frytki także? Są gotowe.

– No dobrze, niech będą. – powiedział. Zapisała wszystko, po czym mrugnęła do niego. – Za chwilę wracam.

Patrzył jak idzie wzdłuż kontuaru. Miała zgrabny chód. Obcisła spódniczka przylegała do wyraźnie zarysowanych pośladków jej okrągłej pupy. Nagle okazało się, choć taka przemiana była niemożliwa, że dziewczyna jest naga. Widział jak jej ubranie znika w jednej chwili. Patrzył na jej długie nogi, rozciętą okrągłość, doskonałą linię jej smukłych pleców…

Skierował pełen winy wzrok na kontuar, czując twardnienie w lędźwiach, a potem nagłe zmieszanie i dezorientację. W tym momencie nie potrafił nawet powiedzieć, gdzie się znajduje. Janet wróciła z kawą i postawiła ją przed nim.

– Śmietankę?

– Tak, proszę.

Sięgnęła pod kontuar i wyciągnęła wysoki na dwa cale kartonowy pojemnik w kształcie butelki. Rozłożyła sztućce, przyjrzała się krytycznie swojej pracy i uznała, że wszystko jest w porządku. Ale nie zostawiła go sam na sam z kawą, tylko oparła łokcie o kontuar, podparła brodę dłońmi i posłała mu szelmowski uśmiech.

– Dokąd się pan przeprowadza?

Leland zmarszczył brwi.

– Skąd pani wie, że się przeprowadzam?

– Widziałam jak zajeżdża pan na parking. Tą bagażówką. Chce pan zamieszkać gdzieś w okolicy?

– Nie – powiedział, nalewając śmietankę do kawy. – Jadę do Kalifornii.

– O, rany! – powiedziała. – Wspaniale! Palmy, słońce, surfing…

– Tak – powiedział, pragnąc, by odeszła.

– Chciałabym nauczyć się surfingu – powiedziała. – Lubię morze. Każdego lata jadę na dwa tygodnie do Atlantic City, wyleguję się na plaży i opalam na brąz. Mam ładną opaleniznę. Noszę bardzo skąpe bikini, dzięki czemu opalam się na całym ciele. – Roześmiała się z fałszywą skromnością. – No… prawie na całym. Aż tak skąpych bikini nie aprobują w Atlantic City.

Leland popatrzył na nią znad brzegu swojej filiżanki.

– Burger i frytki! – krzyknął kucharz przez okienko służbowe, łączące restaurację z kuchnią.

– Dla pana – powiedziała cicho. Odeszła, wzięła jedzenie i postawiła przed nim. – Coś jeszcze?

– Nie – powiedział.

Znów oparła się o kontuar i mówiła, podczas gdy on jadł. Za wszelką cenę chciała uchodzić za naiwną. Chichotała, często mrugała i oblewała się rumieńcem. Doszedł do wniosku, że jest o pięć lat starsza, niż początkowo sądził.

– Mogę prosić o jeszcze jedną kawę? – spytał w końcu, by pozbyć się jej na kilka chwil.

– Jasne – powiedziała, biorąc pustą filiżankę i podchodząc do wysokiego, chromowanego ekspresu.

Obserwując Janet, Leland poczuł dziwną wibrację – i znów ujrzał ją bez ubrania, tak jak poprzednio. Nie wyobrażał sobie jej nagości. Naprawdę widział ją tak wyraźnie jak inne szczegóły wnętrza, które otaczały kelnerkę. Jej długie nogi i okrągłe pośladki naprężyły się, gdy wspięła się na palce, by sprawdzić filtr na ogromnym dzbanku. Gdy odwróciła się, piersi dziewczyny zakołysały się, a sutki nabrzmiały pod jego wzrokiem.

Przymykając powieki, Leland rozpaczliwie próbował wymazać sprzed oczu tę wizję. Otworzył je i stwierdził, że wciąż trwa. Z każdą upływającą sekundą czuł się coraz dziwniej.

Zacisnął dłoń na nożu, który mu dała kelnerka. Uniósł go i trzymał blisko twarzy, patrząc na jasne, ząbkowane ostrze. Po chwili ostrze zmiękło, rozmazało się, gdy jego wzrok powędrował dalej, ku nagiej dziewczynie, która zdawała się zmierzać ku niemu przez gęstą mgłę, kołysząc piersiami przy każdym kroku… myślał o tym, by wepchnąć nóż między jej żebra, głęboko, a później obracać nim tam i z powrotem, aż przestałaby krzyczeć i rozwarłaby się zachęcająco…

W tym momencie, gdy niemal była przy nim, niosąc uważnie w swych smukłych dłoniach przepełnioną filiżankę z kawą, Leland zorientował się, że ktoś go obserwuje. Obrócił się nieznacznie na swoim stołku i spojrzał na parę w średnim wieku, siedzącą przy drzwiach. Mężczyzna miał usta pełne jedzenia, ale nie poruszał szczękami. Z wypchanymi policzkami, obserwował Lelanda i jego napiętą twarz, a także nóż tkwiący niczym pochodnia w prawej dłoni inżyniera. Siedzący w drugim boksie policjant także przestał jeść, żeby popatrzeć na Lelanda. Zmarszczył brwi, jak gdyby nie był pewien, co Leland zamierza zrobić z nożem.