Serce Cecylii ścisnął ból wywołany współczuciem i żalem nad jego losem. Pojęła teraz, jak niewiele wie o ludziach i ich życiu.
– No, a potem? – zapytała cicho.
– Najpierw robiłem wszystko, by stłumić w sobie te skłonności. Trudno zliczyć godziny, które spędziłem na modlitwie, w domu, w swoim pokoju, albo w kościele. Mimo to jeszcze przez wiele lat kochałem tego człowieka, choć nigdy więcej go nie spotkałem. W końcu zrezygnowałem. Spróbowałem zaakceptować to, że jestem inny. Z czasem uspokajałem się coraz bardziej, lecz Bóg mi świadkiem, nigdy nie odważyłem się choćby jednym gestem dać poznać, jak to ze mną jest.
Cecylia, poruszona, przejęta i niecierpliwa usiadła na łóżku.
– Ale jak zdołałeś wytrwać w… celibacie?
Alexander wzruszył ramionami.
Skoro mnisi mogą, to mogłem i ja, tak w każdym razie rozumowałem. Dopóki nie spotkałem Hansa…
Cecylia czekała.
On zaś długo się wahał, jakby to było coś, do czego powraca się z trudem i wyłącznie z konieczności.
– To Hans wykazał inicjatywę. Był młodzieńcem doświadczonym. Odczuwał do mnie sympatię. Sposób, w jaki na mnie patrzył, przeciągle, w zamyśleniu, przyzwalająco… Wprost nie wierzyłem własnym oczom! Miał niezwykle pociągającą powierzchowność, zresztą widziałaś go. Pogrążałem się bez reszty, przywracał mi nadzieję, był ze wszech miar sympatyczny. Zarazem jednak z całych sił zwalczałem w sobie tę skłonność.
Alexandrowi trudno było zacząć, lecz teraz słowa wprost go dławiły, zdania płynęły, nie zawsze ze sobą powiązane. Jakby chciał po prostu wyrzucić to naraz z siebie, wszystko jedno w jakiej kolejności.
– Że też twoje nerwy to wytrzymały – powiedziała Cecylia.
– Wielokrotnie byłem bliski załamania – przyznał. – Wiem, że zachowywałem się w tym czasie dziwnie. Przemierzałem zamkowe korytarze w nadziei, że on gdzieś mi chociaż mignie, trzymałem się natomiast daleko od miejsc, gdzie na pewno mógłbym go spotkać, rozmawiałem dużo z kobietami, żeby udowodnić Bóg wie komu… Och, Cecylio, tak okropnie się bałem! Byłem jak sparaliżowany ze strachu. Aż pewnego dnia Hans zapytał mnie, czy nie zechciałbym odwiedzić wraz z nim jego przyjaciół. Z wahaniem przystałem na tę propozycję.
Teraz Cecylia pragnęła, by światła były zapalone. Chciała zobaczyć jego oczy i chciała, by on mógł dostrzec sympatię w jej wzroku. Czuła, że jej potrzebuje, ujęła więc jego rękę i uścisnęła pospiesznie, po czym odsunęła się na bok. Zbytniej poufałości atmosfery chyba by mimo wszystko nie chciał, pomyślała. Alexander znowu na chwilę zamilkł, po czym podjął opowiadanie:
– Hans się domyślał! Przejrzał mnie, choć nie wiem, jakim sposobem. Może mój przerażony wzrok, poszukujący jego spojrzenia, był zbyt wymowny. Tak więc poznałem jego przyjaciół! Byli tacy jak ja, Cecylio, i było ich wielu! Zaniemówiłabyś, gdybym ci wymienił nazwiska. Z początku czułem się okropnie skrępowany, oni jednak odnosili się do mnie życzliwie, opowiadali o swoim życiu, zdumiewająco podobnym do mojego. Lecz najważniejsze było, że nauczyli mnie uznać w końcu to, co niepojęte. Nie odczuwać nigdy wstydu, ale też nigdy nie odsłaniać się wobec innych ani nie wydać nikogo z nich, moich współbraci. Uświadomili mi, że najtrudniej jest się pogodzić z osądem środowiska. Sami byli bardzo szczęśliwi, że zdołali pokonać własną rozpacz.
Mocno zacisnął spoczywające na kolanach pięści.
– Tego wieczora Hans przyszedł do mojego mieszkania – powiedział spokojnie. – I więcej nie potrzebuję ci mówić.
– Nie musisz – przyznała Cecylia ze łzami w oczach głosem, który zdradzał jej uczucia. – Więc to z Hansem było w istocie twoim jedynym prawdziwym… związkiem?
– Tak. Przez dwa lata wszystko układało się dobrze. W końcu, jak wiesz, zostaliśmy ujawnieni. Był taki nieostrożny, jakby mój niepokój sprawiał mu przyjemność. Być może uważał, że nie można go zranić, albo że jest nieśmiertelny czy coś w tym rodzaju, nie wiem. A teraz mnie opuścił. Jego nowy przyjaciel to przybysz, od niedawna w mieście, dlatego nie miał żadnych skrupułów, by donieść na mnie jako na byłego przyjaciela Hansa. Wiesz, gdy sam padał, chciał pociągnąć za sobą także innych…
Cecylia skinęła twierdząco:
– Chyba większość ludzi ma takie skłonności.
– Tak. jeszcze dziś i będę musiał pojechać do Kopenhagi z powodu sprawy w sądzie.
Dzisiaj? Tak, przecież zbliża się świt. Jej noc poślubna dobiegła końca.
– Pojadę z tobą.
– Lepiej nie, Cecylio. To będzie dosyć… nieprzyjemne, ta cała sprawa.
– Ale ja mogę wesprzeć twoje zeznania. Sam mówisz, że nie popełnisz krzywoprzysięstwa. Ja nie jestem aż taka szlachetna. Ludzie Lodu zawsze mieli własną formę religijności, która jest bardziej rzeczowa, bliższa życiu niż te wymuszone przez chrześcijaństwo. Ale czy myślisz, że jakaś sprawa sądowa w ogóle będzie konieczna? Czy to małżeństwo nie jest wystarczającym dowodem?
– Może jest. W każdym razie powinno być ważnym argumentem. Nie przypuszczam, by ludzie powszechnie wiedzieli, że są tacy, którzy mogą utrzymywać stosunki z przedstawicielami obu płci. Jeśli wiedzą, to formalne małżeństwo niewiele mi pomoże. W przeciwnym razie…
Nagle zerwał się.
– O Boże! Zapomnieliśmy o ważnej sprawie! Przecież twoją cześć też trzeba ratować, najdroższa przyjaciółko!
Cecylia przyglądała mu się, gdy zapalał świecę, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Dziwnie się poczuła, widząc go znowu – przez dłuższy czas byli tylko głosami w mroku. Teraz wydawało jej się czymś niepojętym, że ten silny, zdecydowany, obcy mężczyzna wyznał jej takie zdumiewające szczegóły o swoim życiu. Tak, bo przecież mimo wszystko Alexander Paladin był dla niej obcym człowiekiem. Przeniknął ją dreszcz.
Z tym oto człowiekiem będę dzielić całe moje życie, pomyślała.
Nie mogła pozwolić, by uświadomienie sobie tego sprawiło jej przykrość.
Na tacy z owocami Alexander znalazł ostry nóż. Naciął nim sobie lekko opuszek palca i wycisnął krew. W świetle świec sprawiała wrażenie prawie czarnej.
– Przesuń się – nakazał.
Posłuchała bez protestu, niczego nie pojmując. Alexander strząsnął kilka kropel krwi na prześcieradło, mniej więcej pośrodku łoża.
– No! – odetchnął zadowolony. – Rano rozejdą się pogłoski, że małżeństwo Alexandra Paladina z panną Cecylią zostało dopełnione.