Młoda norweska dama z szacunkiem pochyliła głowę przed swoją starszą i z wyższego niż ona rodu szwagierką, co zostało przyjęte lekkim skinieniem głowy.
Alexander bezszelestnie wszedł za Cecylią i teraz położył jej ręce na ramionach. Taka poufałość między nimi zdarzała się niezwykle rzadko.
– To jest Cecylia, Ursulo.
Siostra sprawiała wrażenie, że go nie słyszy.
– Co panią skłoniło, żeby wyjść za mąż za tego bastarda? – zapytała Cecylię ostro. – Pieniądze? Czy znakomity tytuł?
– Miłość – odparła Cecylia, która zapłonęła teraz niczym lont, lecz zdołała mimo wszystko zachować spokojny ton.
– Nie wmawiaj mi takich rzeczy! No, zresztą dobrze. I tak wkrótce odkryję prawdziwy powód. Magdelone! – zawołała na pokojówkę. – Czy ta oszustka przejęła zarządzanie domem?
Magdelone dygnęła.
– Nie, wasza wielmożność. Ale my wszyscy bardzo się już do pani Cecylii przywiązaliśmy.
– Hm – mruknęła Ursula, choć nie wiadomo co miała na myśli. – Pani jest guwernantką dzieci Jego Wysokości z Hrsten Munk, jak słyszę?
Imię Kirsten Munk wymawiała tak, jakby miała zamiar splunąć. Przynajmniej w jednym jesteśmy zgodne, pomyślała Cecylia.
– Tak, to prawda – powiedziała.
– To bardzo dobrze. Bo na posiadanie własnych dzieci raczej nie powinna pani liczyć.
– Mamy nadzieję, że będzie inaczej – odparł Alexander, ściskając lekko ramię Cecylii.
– Nie bądź śmieszny! – syknęła Ursula, nie patrząc na niego. – Nie rozmawiam z kimś, kto naraził rodowe nazwisko na wstyd w tak obrzydliwy sposób. Nie będziecie mieli żadnych dzieci i dobrze o tym wiecie. Oboje.
Tym razem jednak dziedzictwo Sol znowu ożywiło Cecylię.
– Zrobimy w tej sprawie wszystko, co będzie trzeba – rzuciła najbardziej niekulturalnym tonem Ludzi Lodu.
Szwagierka wbiła w nią wzrok, po czym ze złością obróciła się na pięcie.
– Nie lubię, jak mi się kłamie w żywe oczy – syknęła, opuszczając salon. – Nie wiem, co za grę prowadzicie, ale jedno wiem na pewno: mój nieszczęsny brat o wypaczonych uczuciach, ze swymi wstrętnymi żądzami, nigdy nie pójdzie do łóżka z kobietą.
Cecylia stała z gardłem ściśniętym gniewem i rozczarowaniem. Dopiero łagodny głos Alexandra przywrócił jej znowu odwagę.
– Niech ci nie będzie przykro, Cecylio! Ona nie ma pojęcia o naszej serdecznej przyjaźni.
– Dziękuję – szepnęła, próbując się uśmiechnąć. – Chciałabym jednak, by twoja siostra mnie akceptowała.
– To przyjdzie, kochanie. Ja się tak cieszę, że jesteś ze mną, Cecylio, i taki jestem do ciebie przywiązany. Z każdym dniem, który mija, mój szacunek dla ciebie rośnie. Lepszej towarzyszki życia nie mógłbym pragnąć.
– Byłam chyba trochę niegrzeczna – powiedziała w zamyśleniu.
– Ona na to zasłużyła – uśmiechnął się Alexander. – A poza tym bardzo lubię u ciebie te cechy dzikiej kotki. To takie odmienne od całej twojej natury, zastanawiam się, skąd się to bierze.
Cecylia-Sol uśmiechnęła się łagodnie i tajemniczo.
Gorąco pragnęła zabrać Alexandra da Norwegii, przedstawić go rodzinie. Rozkaz wymarszu mógł jednak nadejść dosłownie każdego dnia i Alexandrowi nie wolno było opuszczać kraju.
Trwał karnawał i król chciał się zabawić, oderwać się czasami od związanych z wojennymi planami niepokojów. Byli więc na kilku balach. Kiedyś, w dużym towarzystwie, Cecylia znalazła się wśród nie znanych jej osób, ale miała wrażenie, że czuje na sobie wzrok Alexandra. Rozejrzała się wokół i rzeczywiście z drugiego końca sali uśmiechał się do niej i zaraz, choć był zaangażowany w rozmowę z jakimiś panami, pospieszył jej na spotkanie. Nie z obowiązku, lecz dlatego, że tęsknił do niej i dobrze się czuł w jej towarzystwie. Podkreślał to zresztą często.
Na jednym z tych balów zdarzyło się, że ktoś nagle zawołał radośnie: Alexander! Odwrócili się i Cecylię zaskoczyła reakcja męża. Twarz mu zbladła, a ręka spoczywająca na oparciu krzesła zacisnęła się tak mocno, że końce palców zbielały.
Zobaczyli przed sobą młodą parę i to właśnie mężczyzna wołał, a teraz zbliżał się do nich rozpromieniony.
– Alexandrze, cóż za spotkanie, nie widziałem cię od tylu lat! Czy to twoja żona? A to moja. Naprawdę, umiemy wybierać najpiękniejsze!
Cecylia zauważyła, że Alexander przez dłuższą chwilę nie wiedział co zrobić. W końcu jednak zapanował nad sytuacją.
– Cecylio, to jest Germund, o którym ci tyle opowiadałem. Twój najlepszy przyjaciel z czasów młodości. Germundzie, to jest Cecylia, moja żona, jak słusznie się domyśliłeś.
– A to jest Thyra, moja małżonka. Pani Cecylio, proszę mi wierzyć, że bardzo mi brakowało Alexandra! Byliśmy naprawdę nierozłączni. Dopóki on po prostu nie zniknął, nie przeniósł się do innego regimentu. Bardzo mnie to wtedy zabolało, Alexandrze. Strasznie za tobą tęskniłem!
Alexander uśmiechał się zażenowany.
– Szybko zacząłem tego żałować, Germundzie, ale było za późno.
Usiedli wszyscy w jakimś cichym kącie i długo rozmawiali. Cecylia uznała, że Germund jest niezwykle sympatyczny, a jego żona bardzo miła, choć trochę zanadto konwencjonalna, by przypaść do gustu komuś z Ludzi Lodu. Germund był niewielkiego wzrostu, krępy, szybki w replikach, bardzo zadowolony i pełen życia. Może niezbyt urodziwy, lecz czarujący. Alexander bardzo się ożywił i potworne napięcie, jakie nim owładnęło na widok starego przyjaciela, wkrótce zniknęło.
Po tym wieczorze jednak w jego wzroku pojawił się jakiś niepokój. Sprawiał wrażenie udręczonego, był roztargniony i zdarzało się, że na pytania Cecylii odpowiadał gniewnie.
W końcu zdobyła się na odwagę.
– O co chodzi, Alexandrze? – zapytała w czasie późnego obiadu. – Czy myślisz o ostatnim balu?
Alexander przymknął oczy, rozdrażniony, jakby chciał jej powiedzieć, żeby się nie wtrącała do nie swoich spraw, ale nie pozwolił sobie na to.
– Może – odparł zdławionym głosem i skupił się na krojeniu mięsa.
– To o niego chodzi, prawda?
– O niego – bąknął.
– Czy chciałbyś go znowu spotkać?
– Cecylio, już ci przecież powiedziałem: ja nie pożądam nikogo dla samego tylko pożądania. Ale to spotkanie otworzyło stare rany! Widziałaś, że on jest szczęśliwy w małżeństwie, zresztą nigdy nie miał najmniejszego pojęcia o mojej słabości.
– Czy moglibyśmy ich tutaj zaprosić?
– Po co? Ja nie byłbym w stanie jeszcze raz przejść przez tę udrękę. I narażać ciebie na takie upokorzenie. Nie, nie chcę tego robić.
– On był twoją jedyną prawdziwą miłością, czyż nie?
– Życzyłbym sobie czasem, żebyś nie była taka spostrzegawcza – powiedział prawie ze złością. – Ale masz rację.
– Czy nadal czujesz do niego… słabość?
Wydął górną wargę w charakterystycznym dla siebie grymasie.
– Nie mam pojęcia. I właśnie dlatego najchętniej uniknąłbym kontaktów z nim. Nie chciałbym odkryć, że nadal pragnę… być blisko niego.
– Więc nie odczuwałeś niczego takiego, gdy go wtedy spotkaliśmy?
– Nie. Tylko ból z powodu tego, co kiedyś miało miejsce.