Któryś z żołnierzy usłyszał ją jednak i błyskawicznie zorientował się w sytuacji. Kilku konnych ruszyło na ratunek, co widząc rabusie natychmiast puścili Cecylię i zniknęli pod bezpieczną osłoną ciemności.
– Czy wszystko w porządku, panienko? – zapytał brodaty oficer.
– Tak, dziękuję! Stokrotnie dziękuję wszystkim – odparła zdyszana. Z trudem trzymała się na nogach.
Obok pojawił się drugi oficer.
– Ależ to Cecylia! – usłyszała dobrze znany głos. – Dziecko drogie, co ty tu robisz?
Spojrzała w górę. W chybotliwym świetle ogniska poznała rosłą sylwetkę Alexandra Paladina i jego widok sprawił jej niewypowiedzianą radość. W tym momencie zupełnie nie pamiętała o jego fatalnej tajemnicy, widziała jedynie drogiego przyjaciela, dostojnego i nienaturalnie wielkiego, bo siedzącego wysoko, na końskim grzbiecie, w lśniącej zbroi i czarnej pelerynie, w kapeluszu z szerokim rondem, przystrojonym piórami, w długich butach z ostrogami.
– Alexander! – rozradowana uśmiechnęła się całą twarzą.
On schylił się i ujął jej wyciągnięte dłonie.
– Wracasz z Norwegii?
– Tak. Statek się spóźnił i nikt na mnie nie czekał.
Mruknął coś pod nosem na temat bezmyślności dworskiej służby.
– O niczym nie wiedziałem – powiedział głośno. – A poza tym mamy tutaj musztrę… – Odwrócił się do czekających towarzyszy i wydał jednemu z nich jakieś polecenie. On musi zająć się panną Meiden, wyjaśnił, odprowadzić ją bezpiecznie do zamku. Zeskoczył na ziemię i oddał konia stojącemu najbliżej żołnierzowi.
– Jak dobrze, że wróciłaś, Cecylio – rzekł przyjaźnie, gdy szli w kierunku zamkowej bramy. – Kopenhaga wydawała się pusta bez ciebie. Jak tam w domu?
– Och, tak miło jest choć na trochę odwiedzić rodzinę, Alexandrze!
Zaczęła mu z ożywieniem opowiadać o życiu w Grastensholm.
Alexander Paladin objął ją ramieniem.
– Wspaniale widzieć cię znowu taką radosną, kochanie.
Dopiero teraz przypomniała sobie o tamtej strasznej sprawie. Jego wspaniały męski czar był nie dla niej. Mimo woli odsunęła się nieco, a on natychmiast cofnął ramię. Bez słowa minęli straże i weszli do prawego skrzydła zamku. Gdy zbliżyli się do drzwi jej pokoju, Alexander powiedział cicho:
– Domyślam się, że teraz już wiesz…
Cecylia skinęła głową. Jego oczy w świetle wiszących na ścianie lamp wydały się jej czarne i bezgranicznie smutne.
– Kto ci to wytłumaczył?
– Mój kuzyn, Tarjei. Ten, który zna się na sztuce leczenia, opowiadałam ci o nim.
– Oczywiście. I… jak to przyjęłaś?
Niezwykle trudno było rozmawiać o tych sprawach. Cecylia najchętniej uciekłaby do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi, ale on na takie potraktowanie przecież nie zasłużył.
– Ja przedtem nie rozumiałam. Twojej… sytuacji, mam na myśli. Nigdy przedtem nie słyszałam o czymś takim. Zupełnie się nie orientowałam. Zupełnie. A potem byłam taka… wzburzona i…
Umilkła.
– I? – zapytał Alexander cicho.
– I zasmucona – szepnęła.
Alexander stał długo, nic nie mówiąc. Cecylia wpatrywała się w podłogę. Serce waliło jej jak młotem.
– Ale dziś, przed chwilą, kiedy się spotkaliśmy – powiedział ledwo dosłyszalnie – wyglądałaś na bardzo uradowaną. Czy to spotkanie ze mną tak cię ucieszyło?
– Rzeczywiście, moja radość była szczera. Zapomniałam o tamtym.
– A teraz?
No, a jak ci się zdaje?
– Tak bardzo bym chciał zachować twoją przyjaźń,
Cecylio.
Czy potrafiłaby sprostać wymaganiom takiej przyjaźni? Czy jest wystarczająco silna, by ukryć niechęć? Jak bardzo on czułby się upokorzony, widząc jej wstręt, jej milczący wyrzut?
Nagle przypomniała sobie swoją historię z panem Martiniusem i zalało ją uczucie wstydu. Ona też wcale nie ma z czego być taka dumna.
– Moją przyjaźń, Alexandrze, masz na zawsze – rzekła trochę niepewnie. – Wiesz o tym.
– Dziękuję, Cecylio.
Uśmiechnęła się blado i położyła dłoń na klamce. On zrozumiał ten gest i ucałował jej rękę na dobranoc.
– Kiedy wyjeżdżasz z miasta? – zapytał jeszcze.
– Chodzi ci o wyjazd do Dalum Kloster?
– Nie, dzieci królewskie są teraz z wizytą we Frederiksborg.
– Ach, tak? Nie wiem, kiedy pojadę. Muszę jutro zapytać.
– Zrób to koniecznie. Bardzo bym chciał wiedzieć. Dobranoc, droga przyjaciółko!
Cecylia śledziła wzrokiem jego dumną postać, gdy oddalał się korytarzem. Poruszał się jak jeden z rycerzy Okrągłego Stołu, a oni także byli przecież nazywani paladynami. Alexander nosi więc swoje nazwisko z należytą godnością.
Gdyby nie owa okropna, niepojęta ułomność, która zamazuje wizerunek tego rycerza bez skazy!
Dopiero gdy znalazła się w swoim pokoju, uświadomiła sobie, że nie zapytała, co to za ćwiczenia odbywają się na placu przed zamkiem.
Już następnego dnia dotarły do niej plotki. Sytuacja Alexandra była w najwyższym stopniu niepewna i tylko niezwykłe zdolności oficerskie oraz królewska przychylność uratowały go od największej kompromitacji. Mówiono coś o procesie, lecz Cecylia nie mogła się dokładnie zorientować, o co chodzi. Poważnie się o niego martwiła, gdyż mimo wszystko czuła się z nim szczerze związana.
Zaledwie po kilku dniach pobytu w Kopenhadze Cecylia uświadomiła sobie, że ona sama także znalazła się w obliczu katastrofy. Przygoda z Martinem, ten przelotny, nie przemyślany incydent miał mieć fatalne następstwa.
Był to najgorszy dzień w krótkim życiu Cecylii. Świadomość tego, co się stało, najpierw ją poraziła. Długo się męczyła, miotana sprzecznymi uczuciami skrajnego przerażenia i nadziei. Doświadczała tego okropnego niepokoju, jaki przeżywają młode kobiety wszystkich czasów, które wdały się lekkomyślnie w miłosną przygodę. To zaciskała ręce tak mocno, że słychać było chrzęst kości, to znów wybuchała nerwowym śmiechem i przekonywała samą siebie, że to przecież niemożliwe, że cokolwiek będzie wiadomo dopiero za kilka tygodni.
Wybuchała gniewem. Przeklinała młodego pastora najgorszymi słowami, odsądzała go od czci i wiary, dopóki ostatecznie nie zrozumiała, że był to także jej błąd. Nie protestowała przecież w odpowiednim czasie.
Teraz jednak potrzebna jej była rada, a nie szukanie winnego.
Można się było co prawda pocieszać, że na razie nic nie wiadomo, bo od spotkania z Martinem w szopie przy cmentarzu minęło niewiele ponad dwa tygodnie. Cecylia jednak miała wystarczająco dużo intuicji, by przeczuwać, iż sprawa jest poważna.
Czekała na wyjazd ze stolicy i kończyła haft na sukience Anny Catheriny, córeczki króla i pani Kirsten Munk, ale bardzo niewiele pereł udało jej się przyszyć na właściwym miejscu. Wzór mienił jej się przed oczami i zamazywał, zamiast niego pojawiały się przerażające wizje przyszłości: ona z dzieckiem, którego nikt nie akceptuje, odrzucona, pogardzana, karana…
Cecylia westchnęła i próbowała się skupić na hafcie, lecz przychodziło jej to z trudem. Za trzy dni miała odjechać powozem do Frederiksborg, a tymczasem siedziała, nie mogąc w żaden sposób wybrnąć ze swojej niewypowiedzianie dramatycznej sytuacji. Kiedy jej stan wyjdzie na jaw, to naprawdę nie będzie dla niej litości. W najlepszym razie zostanie wyrzucona z zamku. W najgorszym czeka ją pręgierz, a potem udręka przez całe życie.
Swoje fatalne położenie uświadomiła sobie pewnego ranka, gdy to, czego oczekiwała od tygodnia, nie nadeszło. Poczuła się wtedy chora i upokorzona, lecz w ciągu dnia pracowała, jak zawsze, bardzo starannie.