– Nie – rzekła spokojnie. – Tak całkiem niesprawiedliwa nie byłaś. Alexander miał swoje zmartwienia.
Ursula zesztywniała.
– Spróbuj popatrzeć na niego życzliwszym wzrokiem, Ursulo! Alexander był bardzo, bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.
– Czy on… jest już teraz zdrowy?
– W każdym razie próbuje. I jesteśmy razem bardzo szczęśliwi, jak zapewne zauważyłaś.
– Tak. Tak, to prawda. Ale…
– Ursulo! Wyświadcz mi przysługę! Opowiedz o dzieciństwie i o okresie dojrzewania Alexandra! On nie wszystko pamięta, rozumiesz chyba.
– Dlaczego chcesz to wiedzieć? – zapytała Ursula.
– Bo to znaczy dla mnie nieskończenie wiele. Myślę bowiem, że ten okres w jego życiu może zawierać klucz do tego, co później się z nim stało.
– Masz na myśli jego… skłonność do… niewłaściwego rodzaju ludzi? Och, to jest takie okropne! Wstrętne!
– Ursulo, nie sądzisz chyba, że on tego pragnął? On był tak samo wstrząśnięty, jak ty i ja.
– Tak myślisz? – zapytała Ursula z goryczą. – Ja mam wątpliwości. Nie, Cecylio, Alexander zawsze chyba był taki. O ile pamiętam…
Zamilkła, zniechęcona.
– Ursulo, bądź tak dobra! Ja muszę to wiedzieć!
– Ale ja nie mogę o tym mówić!
– Spróbuj! Zgaś światła, to może będzie ci łatwiej. Bo Alexander niczego nie pamięta.
– To niemożliwe! Musi pamiętać! To, co się stało, było przecież takie okropne.
– Więc może właśnie dlatego nic nie pamięta. Może to było takie straszne, że wymazał wszystko z pamięci.
– To by mnie nie zdziwiło.
– No? – szepnęła Cecylia po chwili milczenia.
– Nie, ja naprawdę nie mogę.
Ale już sam fakt, że nadal siedziała przy łóżku, dodawał Cecylii odwagi.
– Ursulo, Alexander i ja rozmawialiśmy o wszystkim, co on pamięta. A nie było to łatwe dla żadnego z nas. Na początku ja też uważałam, że to wstrętne. Nie mogłam zrozumieć, jak można być takim. Ale on nic nie mógł na to poradzić, rozumiesz? To było jak choroba… chociaż nie sądzę, żeby sam chciał nazywać to chorobą. A poza tym to wspaniały człowiek.
Szwagierka skinęła głową, lecz zacisnęła mocno pomalowane na czerwono usta. Po chwili westchnęła ciężko.
– Mogę spróbować, skoro tak. Choć budzi to we mnie wstręt.
I zaczęła opowiadać. O zarazie, która zabrała całe ich rodzeństwo. O nieszczęśliwej matce, która ubóstwiała Alexandra. O ojcu, skrajnym libertynie.
– A malowidła? – zapytała Cecylia. – Alexander wspominał o jakichś malowidłach. W pokoju, którego nie lubił.
– Uf, to! To był pokój ojca. Malowidła rzeczywiście były wstrętne. Bujne, wyzywające ciała kobiece. Nie sztuka, lecz… jakby to nazwać… wymysły chorobliwej wyobraźni mężczyzny. Matka nienawidziła tego pokoju.
Po śmierci ojca spaliła wszystkie malowidła.
– Czy to mogło mieć wpływ na postawę Alexandra? Jak myślisz?
Ursula zastanowiła się.
– Nie wiem, ale nie sądzę. Chociaż z powodu tych malowideł dostał strasznie dużo batów.
– Dlaczego?
– No bo wiele razy zakradał się do tego pokoju. A to był teren zakazany, rozumiesz. I ojciec wydał swojemu kamerdynerowi polecenie, że ma wymierzać Alexandrowi dziesięć batów, jeśli się to będzie powtarzać.
– Czyli Alexander lubił tam chodzić i przyglądać się paskudztwom?
– Nie wiem, ale myślę, że cała ta historia nie miała znaczenia.
O, ja tak nie uważam, pomyślała Cecylia.
– Powiedziałaś, że w życiu uczuciowym Alexandra wciąż działo się coś niedobrego.
– Tak. Miał niewiele więcej niż dwanaście lat, kiedy przyłapano go w bardzo podejrzanej sytuacji.
– Z mężczyzną?
– Tak. Właśnie z tym kamerdynerem, który po śmierci ojca nadal u nas pracował. Został on, naturalnie, natychmiast odprawiony, otrzymał zasłużoną karę, choć zaklinał się, że jest niewinny.
– A potem nic się już nie wydarzyło?
– Nie, do czasu tych okropnych plotek.
Cecylia spoglądała w sufit.
– Dwanaście lat, powiadasz. A kiedy został wychłostany? Za to, że zaglądał do pokoju z malowidłami?
– No, wtedy musiał mieć… Tak, to było w ostatnim roku życia ojca.
– Czyli Alexander musiał mieć jakieś sześć, siedem lat, mniej więcej. Czy widziałaś, jak go bito?
– Och, nie pamiętam już! Nie, chyba nie, w każdym razie nie przypominam sobie.
– A przedtem nie zauważyliście u niego nic niepokojącego?
– Nie.
– Dlaczego kamerdyner został u was po śmierci ojca?
– Błagał matkę, by go nie odprawiała.
– Aha – powiedziała Cecylia ponuro. – Bo znalazł sobie małego chłopca, którego mógł wykorzystywać za obietnicę darowania chłosty. Nie wykonał kary za pierwszym razem, a potem groził biczem, gdyby malec chciał pisnąć komuś słowo albo nie robił tego, co służący kazał. A chłopiec chciał obejrzeć malowidła nagich kobiet, z ciekawości pewnie, jak wszyscy w jego wieku. I za to został zmuszony do czegoś, co nie było dla niego naturalne. Czy nie mogło to tak wyglądać? – Nie czekała na odpowiedź, lecz mówiła dalej: – Wspomniałaś, że Alexander musi pamiętać jakąś okropną sytuację. Czy miałaś na myśli ten dzień, kiedy został przyłapany razem ze służącym? Kiedy miał dwanaście lat?
– Tak, to był straszny dzień. Matka która zawsze uwielbiała Alexandra, po prostu odchodziła od zmysłów. Biła go i biła, wrzeszczała i wymyślała mu najgorszymi słowami. Przez wiele tygodni potem Alexander w ogóle się odzywał.
Ursula umilkła.
– Owszem – rzekła po chwili cicho. – Zachowywał się wtedy naprawdę dziwnie. Musiał przeżyć szok i to sprawiło, że zapomniał o swoim dzieciństwie. Schwytany na gorącym uczynku, zbity do krwi przez ukochaną matkę. Tak, ja też go biłam, rzecz jasna. Ja także – zakończyła zawstydzona Ursula.
Cecylia nie odzywała się ani słowem. Tylko przełykała ślinę.
– Naprawdę myślisz, że on został uwiedziony, a potem wykorzystywany przez tego służącego? – zapytała Ursula cicho.
– Nic o tym nie wiem. To jedynie domysły z mojej strony.
– A nie mogłabyś zapytać mego brata?
– Zrobię tak, kiedy tylko wróci do domu. Jeśli wróci.
Tego wieczora w Cecylię wstąpiły nowe siły. Wierzyła w to, co powiedział Tarjei, że tylko ludzie urodzeni z tego rodzaju skłonnościami są nieuleczalni. Pojawił się cień nadziei, że Alexander przyszedł na świat jako człowiek normalny. I że znowu może stać się normalny.
O, ty głupie serce! Jakie nieprzebrane pokłady nadziei w sobie nosisz!
Lato powoli dojrzewało, a tymczasem zostały wysłane dwa listy.
Jeden wyruszył z Grastensholm i pokonywał długą drogę do Kopenhagi. List od Liv do córki Cecylii.
Moja najdroższa, mała dziewczynko! Z wielkim smutkiem dowiedzieliśmy się, że straciłaś swoje dziecko! Jaki przygnębiony będzie Twój ukochany małżonek, kiedy się o tym dowie. Co mam powiedzieć? Co mogłabym zrobić? Gdybym tak mogła pobyć z Tobą przez jakiś czas! Ale Dania prowadzi wojnę i nie pozwolono nam pojechać. Dobrze chociaż, że jest z Tobą Twoja szwagierka. Sprawia ona wrażenie osoby dosyć surowej, ale rzeczowej, tak mi się wydaje. Napisała do nas bardzo przyjazny i pełen zrozumienia list na temat Twojego smutnego stanu. Podziękuj jej za to i pozdrów ją serdecznie!
Próbuj spoglądać w przyszłość z nadzieją, kochana Cecylio! Wszystkie wojny kiedyś się kończą i Twój Alexander, którego tak bardzo bym chciała zobaczyć, na pewno wkrótce wróci do domu. Chociaż ta wojna trwa już siedem lat. Nie możemy zrozumieć, dlaczego Dania się w to wmieszała.
Tu w domu, w Grastensholm i w Lipowej Alei, wszystko idzie zwykłym trybem. Tak się wszyscy cieszymy, bo Twój mały ulubieniec, Kolgrim, zrobił się nad podziw rozsądny. Nie uwierzyłabyś, jaki jest miły i chętny do pomocy. Wobec swego małego braciszka, czarującego Mattiasa, zachowuje się jak anioł i wszystkie kobiety w Grastensholm ubóstwiają go. Wprost trudno wypowiedzieć, jak on się zmienił. Myślę, kochana Cecylio, że te zmartwienia, które nas dręczyły po jego urodzeniu, były zupełnie bezpodstawne. Wszystko jest teraz w porządku, jeśli chodzi o Kolgrima.