Выбрать главу

Klaus raz po raz powtarzał:

– Opowiedz, jak uratowałeś króla Christiana jednym jedynym wystrzałem z muszkietu!

Bo Klaus nie mógł się powstrzymać, by nie opowiedzieć o strzale, który trafił Tronda. Pozmieniał tylko osoby dramatu i nie można powiedzieć, by brakło mu przy tym fantazji.

Alexander Paladin wrócił do domu, gdy nad Zelandią zaczynał padać pierwszy śnieg. Cecylia wyszła mu na spotkanie. Krocząc obok noszy, ściskała męża za rękę, delikatnie zgarniała z jego twarzy płatki śniegu, ale tylko on mógł ocenić, jak niepewnie brzmiał jej głos, gdy witała go w domu. Twarz miała pogodną i rozradowaną, że znowu go widzi. Jego smutne oczy wyrażały natomiast zdumienie: jak to, nie odeszłaś ode mnie? Gdy dziękował jej za powitanie, jego słowa miały podwójny sens.

Był strasznie zmęczony podróżą, położono go więc do łóżka, gdzie natychmiast zasnął. Znowu w domu… Ta świadomość była skuteczniejsza niż najlepsze lekarstwo nasenne.

Nim Alexander wrócił do domu, Cecylia odbyła rozmowę z kamerdynerem. Wiedzieli bowiem, że margrabia jest w drodze.

– Jak my to wszystko urządzimy? – zastanawiała się. – Będziemy musieli postarać się o opiekę na noc, czy poradzimy sobie sami, wy i ja?

– Myślę, że jego wysokość to właśnie najbardziej by sobie cenił.

Możliwe, pomyślała Cecylia. Była zdecydowana osobiście pielęgnować Alexandra, podejrzewała jednak, że będzie się temu sprzeciwiał.

– W każdym razie uważam, że nie powinniśmy włączać do tego jego siostry – powiedziała pospiesznie.

– Zdecydowanie nie – odrzekł kamerdyner. – Na to jego wysokość nigdy się nie zgodzi.

Ursula wróciła już do swojego, czy, ściślej biorąc, jej zmarłego męża, majątku na Jutlandii i miała spędzić tam zimę. Cecylia przyjęła to z ulgą. Chciała być sama w domu w chwili powrotu Alexandra.

– Z listu kuzyna Tarjei wynika, że mój mąż będzie musiał stale leżeć w łóżku, prawda? – zapytała Cecylia Wilhelmsena.

– Tak, wasza wysokość.

– Co się stanie, jeśli rzeczywiście okaże się to niezbędne? Dla człowieka takiego jak Alexander będzie to nieznośnie przykre.

– Pan margrabia jest sparaliżowany od pasa w dół – przypomniał kamerdyner.

– Ale ręce ma sprawne: Myślałam nad tym i myślałam… Żeby chociaż mógł siedzieć w fotelu!

– Jego wysokość jest mocnej budowy. Sądzę, że sami nie zdołamy go podnieść.

– Chyba nie – uśmiechnęła się blado Cecylia, spoglądając ukradkiem na niewysokiego kamerdynera. – Zresztą fotel niewiele pomoże. Z mniejszym…

Umilkła, a po chwili zaczęła znowu.

– Wilhelmsenie, leżałam w nocy nie śpiąc i zastanawiałam się, jak byśmy mogli życie mojego męża uczynić lżejszym. Przychodziły mi do głowy szalone myśli… Czy nie ma gdzieś jakiegoś małego, niskiego wózka albo… czegoś takiego?

Kamerdyner patrzył na nią w najwyższym zdumieniu.

– Nie, nie zamierzam go w tym wozić. Ale kółka, Wilhelmsenie! Gdybyśmy mieli cztery kółka i przymocowali je do fotela… Nie, to nie brzmi rozsądnie.

Ale kamerdyner słuchał uważnie.

– Porozmawiam z kowalem, wasza wysokość. To bardzo zręczny człowiek.

– Idę z tobą – zdecydowała Cecylia. – Jak mówiłam, mam pewien pomysł.

Wkrótce wszyscy w majątku wiedzieli, że kowal przygotowuje jakieś dziwne urządzenie dla jego wysokości. Ulubiony duży fotel margrabiego został przeniesiony do kuźni, kowal zaś chodził po wozowni i starannie oglądał wszystkie koła. W końcu odjął kółka od najpiękniejszego małego powoziku, którego używały dzieci, kiedy były małe. Podstawa była mocna i solidna. Wszyscy bardzo się tym interesowali, zachodzili z radami i nowymi pomysłami. Wreszcie wózek był gotowy, niezdarny i dziwaczny, ale jeździł!

No, a teraz pan był znowu w domu…

Cecylia odwiedziła Alexandra w czasie obiadu. Powiedziała mu, co uradzili oboje z kamerdynerem w sprawie opieki nad nim.

– Nawet mowy o czymś takim być nie może – oświadczył Alexander stanowczo. – Trzeba zatrudnić jeszcze jednego mężczyznę.

– Ale ja chcę ci pomagać – upierała się Cecylia.

– Dlaczego? – zapytał podejrzliwie.

– Uważam, że to się rozumie samo przez się. jestem twoją żoną i chociaż nasz stosunek jest trochę niekonwencjonalny, to chyba przyjaźń, jaka nas łączy, wystarczy, by usprawiedliwić taką decyzję. Poza tym wyglądałoby to dosyć dziwnie, gdybym się tobą nie opiekowała.

– Ale ja nie chcę, żeby mnie pielęgnowała kobieta!

Cecylia spoważniała.

– Więc mimo wszystko traktujesz mnie jak kobietę? Nie jak przyjaciela?

– Jak jedno i drugie – odparł z przelotnym uśmiechem. – Za bardzo jesteś kobietą, żeby można było tego nie zauważać. Nie wiesz, co taka pielęgnacja oznacza.

– Owszem, mogę sobie wyobrazić. Rozumiem też, że możesz się czuć upokorzony, ty, który zawsze byłeś takim dumnym człowiekiem. – Cecylia wstała. – Nie chciałabym cię do niczego zmuszać. Jeśli to budzi w tobie taki sprzeciw, to…

– Cecylio! – Chwycił ją mocno za ramię. – Nie wolno ci tak myśleć! Naprawdę uważasz, że rozumiesz, co ja czuję?

– Tak, Alexandrze – odparła łagodnie. – Myślę, że rozumiem.

Usiadła na brzegu łóżka, zawahała się przez moment, a potem pochyliła się nad mężem i przytuliła policzek do jego policzka. Alexander objął ją i leżeli tak długo w milczeniu – on, bezradny, modląc się o miłosierdzie i pociechę, a ona o to, by dać mu taką odpowiedź, jakiej pragnął.

– Jeśli naprawdę byłabyś w stanie, to… – powiedział niepewnie.

– Myślę, że niczego bardziej nie chcę – rzekła.

– No więc dobrze.

– Dzięki, Alexandrze!

Nagle Alexander zaczął się śmiać.

– Ja się boję pierwszego razu!

– Ja też – powiedziała Cecylia, uśmiechając się ze skrępowaniem. – Więc chyba wszystko pójdzie dobrze. Wyprostowała się i przygładziła włosy. – Poza tym mamy dla ciebie niespodziankę.

– Co za „my”? – zapytał, pełen niedobrych przeczuć.

– Wilhelmsen i ja. Zaczekaj chwilę!

– Zaczekam, to jasne – mruknął z goryczą.

Cecylia zawołała Wilhelmsena i poleciła sprowadzić „niespodziankę”, po czym wróciła i znowu usiadła na łóżku.

– Gdzie jest teraz Tarjei?

Twarz Alexandra nie wyrażała żadnego z tych uczuć, których Cecylia tak się bała.

– Jeszcze tam został. To naprawdę bardzo zdolny młody człowiek. I taki podobny do ciebie!

– Naprawdę? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

– Naprawdę. I dlatego czułem się z nim taki związany.

– Dziękuję – uśmiechnęła się, choć nie do końca wiedziała, jak powinna sobie tłumaczyć jego słowa.

Kamerdyner chrząknął dyskretnie i Alexander zwrócił ku niemu głowę. Długo wpatrywał się w niezwykły pojazd.

– Co to, na Boga?

– To prezent dla ciebie – odparła Cecylia z dumą. – Ode mnie i Wilhelmsena, a także od kowala i wszystkich mieszkańców Gabrielshus. Ponieważ wszyscy bardzo cię kochamy i chcemy uczynić twoje życie możliwie najłatwiejszym.

Alexander wsparł się na łokciu.

– Mój stary fotel? Z kółkami? – I naraz wybuchnął śmiechem. – Co za okropne monstrum!

Cecylia przestała się uśmiechać.

– Nie chcesz spróbować?

– A jak, twoim zdaniem, mam się na to przesiąść?