Od czasu do czasu mimo wszystko zostawiała go samego, składała nawet jakieś wizyty. Nie można przesadzać z ciągłą obecnością, myślała. Trzeba mu dać okazję, by za mną zatęsknił raz czy drugi.
I rzeczywiście tak chyba było. Rozjaśniał się zawsze na jej widok i miał jej dużo do powiedzenia. O majątku albo o jakiś drobnych wydarzeniach. Codziennie chciał robić spacery i bardzo lubił siadywać w słońcu. Nie był już taki przygnębiony, a to chyba dobry znak.
Na początku lata 1626 roku mieli odwiedziny.
Liv i Dag mogli nareszcie urzeczywistnić marzenia i pojechać do Danii, by zobaczyć swoją doświadczoną przez los córkę. Tak o niej myśleli, bo czyż najpierw nie straciła dziecka, a później mąż nie wrócił z wojny sparaliżowany? Nie, nie uważali, że Cecylia jest szczęśliwa. Owszem, była chciana, potrzebna, a niekiedy miała powody, by uważać, że jest niezastąpiona! Taka świadomość miła jest wszystkim ludziom, Cecylia nie stanowiła pod tym względem wyjątku.
I tylko ciche samotne noce znały jej wielkie zmartwienie, na które jednak nie było żadnej rady.
Rodzice przywieźli ze sobą Kolgrima, który bardzo tęsknił za Cecylią.
O, co za radość widzieć ich znowu! Cecylia szczebiotała i kręciła się niepotrzebnie po domu, bo w głowie miała mnóstwo spraw, o których chciała opowiedzieć, więc wciąż zapominała, dokąd i po co idzie. Alexander przyglądał jej się ze swojego fotela z pełnym czułości rozbawieniem.
Mama Liv była taka jak zawsze. Ciepła i pełna wyrozumiałości, a jako jedna z Ludzi Lodu zachowywała młodość dłużej niż inni. Jednak asesor Dag Meiden postarzał się wyraźnie. Przerzedzone włosy posiwiały, a nawet zaczął tracić tę dodającą mu powagi krągłość, z której Cecylia żartowała sobie podczas ostatniej wizyty w domu.
Ojciec się starzeje, myślała zgnębiona. Nie chcę, żeby tak było. Nie mój dobry, wspaniały ojciec, który zawsze z taką uwagą słuchał o drobnych zmartwieniach moich i Taralda, a potem decyzje w każdej sprawie zostawiał mamie.
Czterdzieści pięć lat minęło od tamtej nocy, kiedy pewna młoda dziewczyna, Silje, znalazła dwoje dzieci, dwuletnią dziewczynkę i noworodka, i ochrzciła je imionami Sol oraz Dag. Tej nocy Tengel zaopiekował się nimi wszystkimi. Tej nocy Silje uratowała utrapienie Ludzi Lodu, Heminga Zabójcę Wójta, od stryczka. Tego Heminga, który stał się nieszczęściem Sol; ojca Sunnivy i dziadka Kolgrima.
Wszyscy oni odeszli już z tego świata. Wszyscy, z wyjątkiem Daga i Kolgrima.
Liv… owoc miłości Tengela i Silje.
Byli teraz tutaj, u Cecylii. Dag, Liv i Kolgrim.
Are, drugie dziecko Tengela i Silje, pozostawał, jak zawsze, trochę na uboczu, choć teraz, po śmierci Tengela, był głową rodu. Spośród trzech synów Arego, Trond i Brand nie mieli z Cecylią wiele wspólnego. Tylko z najstarszym, Tarjeim, czuła się blisko spokrewniona.
Trond także odszedł już z tego świata, dotknięty przekleństwem Ludzi Lodu.
Czuła piekący żal z powodu jego losu. Ale może dla niego to lepiej, że wszystko stało się tak szybko?
Domem Tengela i Silje była Lipowa Aleja, gdzie teraz mieszkał Are ze swoją Metą. Centrum życia rodu stało się Grastensholm, które Dag odziedziczył po swojej matce, Charlotcie Meiden. Choć może to tylko Cecylii tak się wydawało, bo oceniała sprawy ze swojego punktu widzenia? Tarjei, na przykład, uważał zapewne, że Lipowa Aleja jest centrum świata, ponieważ to jego dom.
Dag i Alexander porozumieli się znakomicie. Cecylia widziała, że mężowi sprawiają przyjemność rozmowy z doświadczonym, oczytanym człowiekiem, jakim był jej ojciec.
Ona sama najwięcej czasu poświęcała na rozmowy z matką i czyniła to z radością po długich miesiącach spędzonych w świecie mężczyzn. Liv była zdumiona, że znajduje córkę tak szczęśliwą, a o Alexandrze mówiła ciepło, bo uważała go za bardzo sympatycznego. Cóż za tragedia z tym postrzałem! Cecylia, rzecz jasna, ani słowem nie wspomniała o jego szczególnych skłonnościach. Pod tym względem była wobec męża niewzruszenie lojalna.
Najbardziej jednak absorbował ją Kolgrim.
Liv pisała prawdę: chłopiec zrobił się łagodny jak baranek, choć Cecylia poważnie wątpiła, czy tak jest w istocie, i przy swoich niezwykłych rysach był stworzeniem fascynującym. Niech Bóg ma w opiece te dziewczyny, które znajdą się na jego drodze, gdy dorośnie, myślała często. Pozostały jeszcze ślady tego niesamowitego wyglądu, który tak przeraził wszystkich po urodzeniu chłopca, lecz teraz uległy one przekształceniu i sprawiały, że jego twarz stała się pociągająca, jak pociągające wydaje nam się coś, co jest obce i niezwykłe.
Jego oczy o wydłużonym kształcie, często zmrużone jak szparki, przypominały oczy kota; zęby miał odrobinę za ostre, a twarz była trójkątna, o szerokich kościach policzkowych i spiczasto zakończonym podbródku. Czarne i rozwichrzone włosy opadały na ramiona; ruchy chłopca były jakieś posuwiste, trochę nieprzyjemne i, zdaniem Cecylii, kryło się w nich jakieś wyrachowanie. Kolgrim uwielbiał ciotkę. Nie odstępował jej od rana do wieczora. Nie mówił już o tym, że mają wspólnie wziąć udział w sabacie czarownic; pewnie zrozumiał, że to tylko bajka. Mógł jednak godzinami słuchać jej zmyślonych opowieści, jeśli tylko mieli na to czas. I wciąż trwało między nimi wspaniałe porozumienie. Kolgrim wiedział, że Cecylia jest jedyną osobą, która pojmuje jego sposób myślenia. Tylko ona znała jego gwałtowną tęsknotę za nocą i ciemnością, za krainą cieni, po której krążą niezwykłe postacie, gdzie zło jest dobrem, a dobro jedynie głupstwem.
– O czym tak rozmyślasz? – zagadnęła kiedyś.
Ale on roześmiał się tylko i pobiegł w swoją stronę.
– A jak się ma twój mały braciszek? – próbowała się dowiedzieć innym razem.
– W porządku – odparł Kolgrim obojętnie.
– Lubisz go?
– Tak, oczywiście! Mattias jest bardzo miły, naprawdę. Spójrz teraz, zobacz, jak się huśtam na tej gałęzi!
Cecylia patrzyła i podziwiała jego sztuczki.
– Czy przyjedziesz niedługo do domu, ciociu Cecylio? – zapytał jednego z ostatnich dni.
– Jak tylko wuj Alexander wyzdrowieje. – Kiedy to będzie, zastanawiała się w duchu, zgnębiona. – Nie mogłam do was przyjechać właśnie dlatego, że wuj jest chory – dodała głośno. – Ale już teraz tęsknię, żeby cię znowu zobaczyć, Kolgrimie.
Chłopiec obserwował Alexandra, siedzącego w fotelu i pogrążonego w rozmowie z jej rodzicami. Dreszcz niepokoju przeniknął Cecylię, choć oczy Kolgrima spoglądały przyjaźnie i z oddaniem.
Nagle zapragnęła, żeby oni wszyscy już sobie pojechali. Mimo to dzień pożegnania był dla niej niezwykle trudny. Tylko słowa Alexandra przyniosły trochę pociechy.
– Ja wiem, że Cecylia chciałaby móc od czasu do czasu pojechać do domu, do Norwegii – powiedział jej rodzicom. – I myślę, że uda nam się to jakoś urządzić!
– Tak bym chciała zabrać cię ze sobą – westchnęła Cecylia. – Pokazać ci wszystkie ukochane miejsca mojego dzieciństwa, pokazać ci Norwegię, mój kraj.
Alexander uśmiechnął się.
– Kiedyś to wszystko zobaczę – obiecał. – Ale na razie jeszcze nie całkiem pogodziłem się ze zmianą w moim życiu.
Wszyscy to, oczywiście, rozumieli. W końcu rodzice Cecylii wyjechali, a z nimi ten mały, czarujący i tajemniczy troll, Kolgrim.
Tylko Cecylia odczuwała lęk, spoglądając w jego szczere, wierne oczy.
Tej jesieni w Gabrielshus miały miejsce niewiarygodne wydarzenia.
Choroba Alexandra trwała już od roku. W szerokim świecie także działy się różne rzeczy. Król Christian, mimo ciągłych przestróg ze strony swoich oficerów, postanowił zdobyć Śląsk dla protestantów albo raczej dla siebie. Pod niewielką wsią Lutter am Barenberge starł się z licznymi oddziałami Tilly'ego, wzmocnionymi blisko pięcioma tysiącami ludzi Wallesteina.