Klęska była druzgocąca. Oddziały króla Christiana zostały kompletnie rozbite i żołnierze ratowali się ucieczką, każdy tak jak mógł. Oficerowie także. Król został sam. Nadaremnie próbował zebrać na powrót swoich zbiegłych ludzi. Otwarcie rozpaczał po wszystkich poległych.
Winą obarczał generała Fuchsa, zapewne nie bez racji, lecz generał nie mógł się bronić, bowiem poległ. Poległ także pułkownik Kruse. Z drugiej strony, to generał Fuchs był tym, który tak uparcie odradzał królowi atak na Tilly'ego teraz, gdy…
Christian IV był bardzo odważnym wodzem. Ale nie do końca ogarniał sytuację.
Lutter am Barenberge oznaczało ostateczny kres jego uczestnictwa w tej wielkiej i, zdawało się, nie mającej końca wojnie. To, co nastąpiło potem, to tylko drobne i nie przynoszące królowi wielkiej chwały zdarzenia.
Tarjei, który był pod Lutter am Barenberge, uświadomił sobie nagle, że to niedaleko Erfurtu. Może powinien odwiedzić małą Cornelię?
Ale pokonane wojsko potrzebowało go bardziej niż kiedykolwiek. To prawda, że większość żołnierzy uciekła na północ, w stronę Holsztynu, wielu jednak pozostało w polu. Porzuceni i tak ciężko ranni, że nie byli w stanie donikąd dotrzeć o własnych siłach. Jego obowiązkiem było im pomóc.
W Gabrielshus Alexander siedział od wielu dni milczący, pogrążony w rozmyślaniach.
W końcu Cecylia nie wytrzymała. Przy obiedzie zapytała:
– Na Boga, Alexandrze, co się dzieje? Zakochałeś się w Wilhelmsenie, czy…
– To bardzo głupi żart, Cecylio.
– Tak, przyznaję. Ale powiedz, o co chodzi! Doprowadzasz mnie do szaleństwa tym swoim nieobecnym wzrokiem i odpowiedziami nie na temat. Wczoraj zapytałam, co byś chciał na śniadanie, a ty odpowiedziałeś, że one stoją pod stołem!
Alexander roześmiał się.
– Naprawdę? Wybacz mi!
– Dobrze, ale o co chodzi?
– Gdybym miał pewność, odpowiedziałbym ci natychmiast. Ale to wszystko jest takie niejasne.
Serce Cecylii zaczęło mocno bić.
Alexander wyciągnął rękę po widelec, lecz ona go powstrzymała.
– Powiedz, Alexandrze!
– Nie, to naprawdę nic, kochanie.
– To opowiedz o tym niczym!
– Ja ciebie znam. Nikt nie jest taki uparty jak ty, kiedy sobie coś wbijesz do głowy – roześmiał się. – Nie zamierzałem o niczym ci mówić, żeby nie wzbudzać nieuzasadnionej nadziei.
– O, Alexandrze! – szepnęła.
– Nie, Cecylio. Nie! To naprawdę nic nie jest! Tylko że jak robimy to ćwiczenie, kiedy ty przyciskasz rękę do mojej stopy…
– Tak! – prawie krzyknęła.
– Nie, traktuj to spokojnie, ja niczego nie odczuwam, absolutnie niczego. Tylko że jestem jakby bardziej świadomy, kiedy próbuję przyciskać stopę.
Patrzyła na niego z szeroko otwartymi ustami.
– Cecylio – roześmiał się Alexander. – Wyglądasz mało inteligentnie. Zamknij usta. Ja myślę, że to po prostu moja wola, rozumiesz? Ogólnie rezultat jest taki jak przedtem, równy zeru.
– Z obiema nogami to samo? – zapytała tak szybko, że brzmiało to jak bełkot. – Czy w obu odczuwasz to samo?
– Tylko w prawej.
– Tak, ale wobec tego… Czy ty nie rozumiesz, że to coś oznacza? Gdyby tak samo było z obiema nogami, wtedy można by przypuszczać, że to twoja wola spłatała nam figla. Ale tylko jedna noga! To musi coś znaczyć!
– Owszem – odparł cierpko. – To oznacza tyle, że przez cały czas koncentrowaliśmy się na prawej nodze. Bo to w niej odczuwałem mrowienia.
– No właśnie, a czy potem nigdy już tego nie czułeś?
Alexander wypił łyk wina.
– Czułem – odparł krótko.
Cecylia odetchnęła głębiej.
– I nic mi nie mówiłeś? Kiedy?
– Kilkakrotnie. Parę tygodni temu. I w ubiegłym tygodniu.
Z trudem zmusiła się, by siedzieć spokojnie.
– Czy ty nie pojmujesz…?
– Cecylio, proszę cię! Nie rób sobie żadnych nadziei. Nie zniesiemy rozczarowania, ani ty, ani ja.
Po obiedzie Cecylia nakazała Alexandrowi położyć się do łóżka i zarządziła specjalne ćwiczenia. Podekscytowana, ale też i rozczarowana, przyciskała rękę trochę za mocno. Zbyt silnie chwyciła nogę, zbyt gwałtownie ją zgięła.
Alexander jęknął.
– O! – krzyknęła przestraszona. – Co ja zrobiłam? Gdzie cię zabolało?
– W całych plecach, ty szalona istoto! – syknął. – Zechciej mnie teraz zostawić w spokoju.
– Dobrze – zgodziła się i ułożyła go wygodnie. – Przykro mi, Alexandrze. Nie chciałam sprawić ci bólu.
Alexander w odpowiedzi skinął tylko głową. Zostawiła go więc samego, sprawdziwszy tylko, czy ma pod ręką swój mały dzwoneczek i wszystko, czego mógłby potrzebować.
Następnego dnia jednak stało się coś fantastycznego.
Kiedy Cecylia ćwiczyła jego palce u stóp, poruszała nimi tak, jak to robiła przez cały rok, Alexander nagle wydał z siebie cichy okrzyk.
– Co to? – spytała zaskoczona.
– Nie wiem. Ale zdawało mi się, że coś poczułem!
– Gdzie? Tutaj?
Dotykała całej stopy palcami.
– Nie. Teraz znowu nic.
Cecylia była bliska zwątpienia.
– Poruszaj palcami – powiedziała zmęczonym głosem.
Alexander spróbował.
– Cecylio – wykrztusił. – Staram się ze wszystkich sił! Mam wrażenie, jakby nogi drżały. Widzisz coś?
W napięciu przyglądała się jego stopom.
– Nie – odparła bezbarwnie.
– Ale ja czuję, Cecylio!
Znowu uważnie badała obie stopy, ale nie dostrzegła nie, najmniejszego drgnienia.
Alexander westchnął rozczarowany.
– Dosyć na dzisiaj, kochanie.
Okryła go ostrożnie.
Ale wieczorem, gdy już przygotowała go na noc, uniosła nieco kołdrę w nogach.
– Porusz palcami, Alexandrze – powiedziała i doznała wrażenia, że cały jej zasób słów sprowadzał się w ostatnim roku do tego jednego polecenia.
– Jak sobie życzysz – westchnął Alexander.
Cecylia patrzyła i nagle aż podskoczyła z wrażenia.
– Alexandrze! – pisnęła.
– Co się stało?
– Ty… ty poruszyłeś!
– Co? To nieprawda!
– Nie wiem, nie wiem dobrze. Ale to nie było złudzenie. Delikatny, leciutki ruch, jak drgnienie liścia osiki, tak leciutki, że nie zdołałabym go umiejscowić.
– Dobry Boże – modlił się żarliwie. – Boże najdroższy, nie dopuść, żeby to było z jej strony kłamstwo, nie pozwól jej!
Ale Cecylia była już daleko.
– Wilhelmsenie! – krzyczała falsetem na cały dom. – Wilhelmsenie!
Po kwadransie domownicy wiedzieli, co się stało. I nie posiadali się z radości, wszyscy jak jeden mąż.
W głębi duszy jednak również wszyscy wiedzieli, że zwycięstwo nie zostało jeszcze osiągnięte.
Jeden ruch, tak nieznaczny, że ledwie można się go było domyślać, w prawej nodze margrabiego, to było wszystko, ale właśnie to wprawiało ich w taką radość.
Służba wiedziała, rzecz jasna, że jej wysokość ma jakieś niezwykłe pomysły na temat, co należy robić, żeby tę martwą nogę zmusić znowu do normalnych funkcji, ale wielu potrząsało głowami z powątpiewaniem nad takim szaleństwem.
Teraz jednak wszystkie wątpliwości poszły w niepamięć. Teraz wszyscy powtarzali: A co, nie mówiłem?
ROZDZIAŁ XI
Dni, które nadeszły, nie przyniosły wielkich zmian w stanie zdrowia Alexandra. Kamerdyner często przychodził razem z Cecylią i starannie badał stopy swojego pana. Oboje zgadzali się co do tego, że niekiedy dostrzegają delikatne drgnienia.