Выбрать главу

– Co mam robić?

Tarjei podał jej pustą miskę i białą serwetkę ze stosu, który przed chwilą wyjęła z bieliźniarki.

– Wycieraj tym! A wy, Wilhelmsen, pilnujcie Alexandra. W razie potrzeby musicie go mocno trzymać.

Kamerdyner skinął głową.

Atmosfera w pokoju chorego była niezwykła. Alexander zakupił wielką szafę na ubrania w nowym stylu barokowym, który zdecydowanie zrywał z bardziej surową linią renesansową. Ciemnobrązowa szafa była przepysznie zdobiona pulchnymi cherubinkami, grającymi na rogach, i mnóstwem najdziwaczniej powyginanych kwiatów. Dziurkę od klucza przemyślnie ukryto pod przesuwanym kwiatem. Także łoże, przy którym teraz stali, było we wspaniałym barokowym stylu z przesuwanymi kolumnami i rzeźbionymi oparciami. Leżałam tu kiedyś, myślała Cecylia w roztargnieniu.

A teraz leżał tu Alexander, oczekując spełnienia swego losu.

Liczne kandelabry dobrze oświetlały jego plecy. Widać było, że ostatnio często ćwiczył ramiona. Ponad tą czerwoną paskudną plamą rysowały się wspaniałe mięśnie.

W pokoju panowała niezmącona cisza.

Tarjei długo się przygotowywał, nim przystąpił do dzieła. W końcu przyłożył nóż i naciął. Cecylia na moment mocniej zacisnęła powieki. Alexander ani drgnął.

Z rany wytrysnęły krew i ropa, a Cecylia miała tyle roboty, że nawet nie zdążyła się przerazić. Tarjei przykładał tamujący krew środek do brzegów nacięcia i trzeba było wyrzucać jedną serwetkę po drugiej, nim strumień wypływający z rany ustał i Tarjei dał znak Cecylii, żeby pomagała kamerdynerowi utrzymać Alexandra w całkowitym bezruchu. Jeśli teraz choćby drgnie, wszystko przepadnie.

Tarjei badał koniuszkiem noża otwartą ranę.

– Przemieściła się – powiedział. – Teraz wyczuwam ją pod mięśniami.

– Wyjmiesz ją?

– Ryzyka dla życia Alexandra nie unikniemy. Ale mimo wszystko miał szczęście, kula mogła się przemieścić w gorszą stronę. Tymczasem ona przesuwa się ku górze, jakby miała się wydostać na zewnątrz.

Cecylia stwierdziła, że zaciska zęby aż do bólu.

– Spróbuj, Tarjei!

– Tak, spróbuję.

– Dlaczego to jest takie czerwone?

– To zapalenie, od kuli. Dlatego miałem nadzieję, że wyjdzie wraz z ropą. Ale tak się nie stało. Teraz spokojnie, spróbujemy!

W ogromnym pokoju zaległa przygniatająca cisza, w ciemnych powierzchniach mebli odbijał się ciepły blask świec.

Tarjei wyglądał tak strasznie młodo, że Wilhelmsen patrzył na niego z przerażeniem. Nie znał tego chłopca ani jego dziadka, nie wiedział, co się kryło za tym wysokim, szerokim czołem, które się właśnie marszczyło w wielkim napięciu.

Palce medyka z największą ostrożnością przesuwały się cal po calu. Od czasu do czasu wykonywał delikatne nacięcie i prosił o serwetkę. Cecylia obserwowała z troską, jak przygotowany stosik systematycznie się zmniejsza. Czuła spływający jej z czoła pot – od płomieni świecy, od nerwowego napięcia. Alexander wciąż leżał spokojnie. Tak spokojnie, że musiała dotknąć dłonią jego piersi, by sprawdzić, czy oddycha.

Owszem, oddychał.

Tarjei zacisnął zęby i zdecydowanym ruchem wsunął palce w ranę.

Chory gwałtownie drgnął.

– Trzymajcie go – syknął Tarjei.

Sprawiał jednak wrażenie zadowolonego i Cecylia domyślała się, dlaczego – Alexander odczuwał ból tam, gdzie przedtem był jak martwy!

Ona i Wilhelmsen robili, co w ich mocy. Przyciskali z całych sił ciało Alexandra do łóżka.

– Mam ją – oświadczył w pewnej chwili Tarjei. – Jeszcze moment!

Lewą ręką szukał czegoś wśród swoich instrumentów, a potem podniósł w górę dziwnie zakrzywiony nóż.

– Już przecież wyjmowałem kule – uśmiechnął się, widząc zdziwioną minę Cecylii.

Mocno trzymali przytomnego teraz pacjenta.

– Spokojnie – prosiła Cecylia, pochylając się nad nim. – Tarjei jest tutaj. Dostał się do kuli. Leż jak najspokojniej!

Alexander starał się jak mógł. Cecylia czuła, że jego ciało się napina, by przeciwstawić się bólowi. Coraz trudniej było im utrzymać zlane potem członki.

– Rozluźnij mięśnie – polecił Tarjei.

Ale to nie było takie łatwe.

Wilhelmsen nalał wódki do kielicha. Alexander wypił kilka szybkich, solidnych łyków.

Tarjei musiał poczekać, ale nie wypuszczał kuli z palców. Krew płynęła nieprzerwanie. Cecylia wycierała ją z największą ostrożnością i robiła to co Tarjei – polewała ranę, jak daleko mogła sięgnąć, środkiem tamującym krew.

Po chwili młody medyk ostrożnie wsunął zakrzywiony nóż do rany, wziął szczypce z rąk Cecylii, ujął kulę i pociągnął, szybko i zdecydowanie. Alexander krzyknął, lecz teraz nie miało już znaczenia to, że się poruszył.

Tarjei trzymał w dłoni kulę! Twarz rozjaśnił mu triumfalny uśmiech.

Ale tylko na moment.

– Szybko, Cecylio, przyciśnij palcem, tutaj! A drugą ręką ciśnij tu, żeby zatamować krew! Ciśnij! Tak mocno, jak tylko możesz.

Alexander znowu stracił przytomność i w tym stanie wszedł w następną fazę operacji. To samo stało się z Cecylią. Pokój zaczął wirować razem z nią i poczuła jeszcze tylko silną dłoń Wilhelmsena na ramieniu. Kiedy odzyskała świadomość, siedziała w fotelu w swoim pokoju.

I została tam. Uważała, że tak będzie najlepiej.

Z głębi domu doszedł do niej krzyk Alexandra. Najwyraźniej on także wrócił do przytomności w wyniku bolesnych zabiegów medyka.

– No dobrze, już dobrze – powiedział Tarjei ostro. – Powiem ci, Alexandrze, że w ubiegłym roku założyłem wiele szwów na rozerwaną skórę małej dziewczynki. I nie dostała przedtem kielicha tak jak ty, a nawet nie pisnęła. Miała dziewięć czy dziesięć lat.

Alexander wyrzucił z siebie długą wiązankę soczystych przekleństw, ale potem mocno zagryzał wargi, żeby nie krzyczeć.

Gdy operacja nareszcie dobiegła końca, przyszła Cecylia. Tarjei powiedział, że przez pierwsze dni chory będzie musiał leżeć na brzuchu. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane, ale nie minęło, obiecał więc, że zostanie jeszcze przez tydzień.

Usiadła w kucki przy łóżku i próbowała stłumić w sobie skrępowanie z powodu tych fatalnych, obnażających jej uczucia słów, które wypowiedziała dziś rano.

– Hej – powiedziała cicho.

– Hej – szepnął w odpowiedzi, jeszcze rozpalony od gorączki. – Zrobiliście kawał dobrej roboty.

– Czego byśmy nie zrobili dla ciebie – odparła żartem.

– Teraz musisz odpocząć. Jedno z nas będzie zawsze w pobliżu.

– Dziękuję.

Ponieważ Cecylia odpoczywała już przez dłuższy czas, objęła dyżur jako pierwsza. Tarjei zajął jej sypialnię.

Przy łóżku Alexandra paliło się kilka świec. Cecylia siedziała i patrzyła na kark męża, na ciemne włosy, które układały się miękkimi lokami z tyłu głowy.

Teraz on już wszystko wie, myślała z przykrością.

Sama się zdradziłam. Ale musiałam to powiedzieć, był przecież umierający i sądził, że nie ma nikogo na całym świecie.

Oczywiście, to było głupie z mojej strony! Radości też mu nie sprawiło. Chyba go tylko nieprzyjemnie poruszyło. A teraz lituje się nade mną.

Ale byłam zmuszona mu to powiedzieć, czułam jakąś wewnętrzną potrzebę.

I przecież się cieszył; był mi wdzięczny za to, że tu zostałam, chociaż straciłam dziecko, więc jego wsparcie nie było mi już potrzebne, i chociaż on sam też nie mógł już zejść na złe drogi. Cieszył się, sam to kiedyś powiedział.

Zależy mu więc na mnie. Przynajmniej trochę.

Jak na przyjacielu.

Dobrze, że nie wyjawiłam mu swoich najskrytszych marzeń o nim, jakie mnie nawiedzają w ciszy nocnych godzin! Tej nieznośnej, a zakazanej tęsknoty. Tego by mi nigdy nie wybaczył!