Czy taka wierna przyjaźń między kobietą i mężczyzną jak nasza naprawdę może przetrwać? Nie bardzo w to wierzę. Prędzej czy później przekracza się granicę między przyjaźnią a miłością.
A wtedy koniec. Nieszczęśliwie zakochanemu pozostaje tylko cierpienie i chłód ze strony partnera.
Stan Alexandra pozostawał przez wiele dni krytyczny i nerwy wszystkich mieszkańców Gabrielshus były napięte do ostateczności. A chyba najbardziej nerwy Cecylii. Powoli jednak, bardzo powoli, zaczęło się poprawiać. Po dziesięciu dniach Tarjei oświadczył, że rana goi się świetnie, i postanowił jechać dalej.
W dzień przed wyjazdem siedział i pisał list, gdy do pokoju weszła Cecylia, by zapytać o różne sprawy związane z pielęgnacją Alexandra.
– Do kogo piszesz? – zapytała. – Do mamy Mety?
– Nie – roześmiał się Tarjei, odsuwając od siebie papier. – Do pewnej młodej damy.
– O, Tarjei! – Cecylia patrzyła zdumiona. – To fantastyczne! Kim ona jest? Jak wygląda?
On zaś przechylił głowę, jakby się zastanawiał.
– Bardzo ładna. Ciemne, długie loki. Wielkie, piękne oczy i pełne, świadczące o dużej pewności siebie usta. Cera jak płatek róży…
– To brzmi wspaniale. Z dobrej rodziny?
– Przyszła hrabina. Mieszka w znanym zamku.
– Och, mój drogi! Ale jaki ma charakter? Pewna siebie, powiadasz?
– O tak! Dosyć męcząca, muszę przyznać…
– To brzmi nieco… szokująco.
– Owszem, i często trzeba jej przypominać, żeby wycierała nos.
– Ależ, Tarjei!
– Wkrótce skończy jedenaście lat.
Cecylia przyjrzała mu się uważnie, a gdy dostrzegła w jego oczach wesołe ogniki, wybuchnęła śmiechem.
– Ty draniu! Oszukujesz mnie! A ja już się tak ucieszyłam, że znalazłeś sobie w końcu dziewczynę!
– W końcu? Przecież ja mam dopiero dziewiętnaście lat!
Cecylia spoważniała.
– Ale zawsze byłeś dorosły.
Jego uśmiech zgasł także.
– Tak, chyba tak. Dziadek uczynił mnie dorosłym bardzo dawno temu.
– No właśnie. I dał ci skarb Ludzi Lodu. Zbyt wcześnie, moim zdaniem, ale on chyba wiedział, że wkrótce umrze.
– Owszem. Wyjaśnił mi też wiele tajemnych spraw, które nie są przeznaczone dla dzieci. Ale tak naprawdę to dojrzałem wtedy, kiedy umarła Sunniva. Kiedy urodził się Kolgrim. Wtedy skończyło się moje dzieciństwo, Cecylio.
Potwierdziła skinieniem głowy.
– Nie było mnie wtedy w domu, ale sądzę, że z trudem zniosłabym takie przeżycie.
– Masz rację. To było jak… jakby przerażenie wyrwało się z jakiegoś przeklętego, strasznego świata. Tak to wtedy odczuwałem. Jak koszmar i jak zapowiedź nieszczęścia, nie potrafię wytłumaczyć tego uczucia. Byłem śmiertelnie przerażony, Cecylio. No, ale później Kolgrim tak się zmienił.
– Myślisz, że zmienił się naprawdę? – zapytała Cecylia cicho.
Tarjei spuścił wzrok.
– Tak dawno nie byłem już w domu. Słyszałem tylko, że wszyscy są bardzo szczęśliwi z powodu tej przemiany. Zresztą nie zapominajmy, że to wciąż tylko małe, nierozsądne dziecko. Kiedy się nad tym zastanowić, to myślę, że przyszłość rysuje się przed nim dość jasna. Muszę teraz jechać do domu. Natychmiast. Może uda mi się wzbudzić w nim jakieś pozytywne zainteresowania. Bardzo jestem ciekaw spotkania z nim. Och, Cecylio, jak to dobrze wracać do domu!
Cecylia przypomniała sobie, po co tu przyszła.
– Chciałam cię zapytać, co zrobimy z tymi ćwiczeniami?
Tarjei zastanowił się.
– Wszystko wskazuje na to, że odkryłaś jakąś ważną możliwość leczenia – powiedział po chwili. – Myślę, że razem z kulą usunęliśmy największą przeszkodę. Ale niech rana spokojnie się zagoi. A kiedy zostanie już tylko blizna, możesz znowu spróbować… Tylko ostrożnie. I nie rób sobie zbyt wielkich nadziei. Nie wiemy, w jakim stopniu kula uszkodziła organy wewnętrzne.
Cecylia skinęła głową.
Jej kuzyn uśmiechnął się tajemniczo, popatrzył rozmarzonym wzrokiem na żółknące drzewa w parku i po chwili powiedział:
– Nie wiem, Cecylio, ale być może dokonałaś epokowego odkrycia.
Zarumieniła się, zaskoczona i uradowana.
– Jak? Co masz na myśli?
– Być może kula coś blokowała, nie wiem co. Może krew? Tak mało wiemy o ludzkim ciele, ale krew jest najważniejsza. Ona kieruje twoimi członkami i twoimi uczuciami, w niej zawiera się siła życia. Tak, myślę, że kula zatrzymywała przepływ krwi. To sprawiało, że nogi wiotczały i zamierały. Ty utrzymywałaś w nich życie! Dzięki temu nie dopuściłaś do największego nieszczęścia.
– Myślisz, że utrzymywaliśmy jakąś wąziutką dróżkę dla krwi?
– Można to tak powiedzieć. Jakiś kanalik.
Tarjei rozumował prawidłowo, tyle tylko że krążenie krwi pomylił z systemem nerwowym. Ale w jego czasach mało kto, jeśli w ogóle ktokolwiek, pojmował tak wiele jak on.
I nie mylił się. Cecylia zdołała utrzymać życie w uciskanym przez kulę delikatnym splocie nerwowym, prowadzącym od mózgu do nóg.
To, co powiedział Tarjei, przepełniło ją nieopisaną dumą. Coś więc udało jej się zrobić dla ukochanego Alexandra! Dla męża, do którego nigdy nie będzie się mogła zbliżyć inaczej, jak tylko poprzez staranie, by uczynić jego życie nieco bardziej znośnym. Musi być dla niego dobrą, wyrozumiałą przyjaciółką, zawsze przy nim, kiedy będzie potrzebował jej pomocy, i dyskretnie usuwającą się na bok, gdy już stanie się niepotrzebna.
Wkrótce Tarjei zaczął się żegnać.
– Pozdrów wszystkich w domu – prosiła Cecylia. – Pozdrów Lipową Aleję i Grastensholm i powiedz, że niedługo przyjedziemy, Alexander i ja.
Tarjei uśmiechnął się smutno.
– Jesteś niepoprawną optymistką, Cecylio. Ale przekażę, oczywiście, twoje pozdrowienia.
Poczekali, aż rana się zagoi. Żadnych przedwczesnych ćwiczeń.
Alexander był wściekły, że całymi dniami musi leżeć na brzuchu, i okropnie się niecierpliwił, gdy Cecylia – zawsze sama – zmieniała mu opatrunki. Dopiero znacznie później zrozumiała przyczyny tej jego nadwrażliwości.
Z początku rana wyglądała paskudnie. Brzegi czerwone, obrzmiałe i ropiejące tak, że Cecylia nie nadążała wycierać. Niekiedy czuła się beznadziejnie przygnębiona. Rana nie zagoi się nigdy, niezależnie od tego co mówił Tarjei, a irytacja Alexandra doprowadzała ją do rozpaczy.
Często po zmianie opatrunku szła do siebie, żeby się wypłakać.
Po pewnym czasie odkryła jednak, że rana rzeczywiście robiła się nieco mniejsza, ale postępowało to tak wolno, że początkowo nawet niczego nie zauważyła. Teraz Alexander mógł czasami poleżeć trochę na plecach, co przyjmował z wielką radością.
Aż któregoś dnia, w jakiś miesiąc po operacji, zaczął ją wołać. Odniosła wrażenie, że głos męża brzmi nieoczekiwanie radośnie.
Czym prędzej pobiegła do jego pokoju.
Alexander leżał spokojnie na plecach, ale oczy mu promieniały.
– Spójrz, Cecylio!
Pokazywał palcem w nogi łóżka.
Cienka kołdra poruszyła się i Cecylia zerwała ją z nóg męża.
Alexander triumfalnie poruszał stopami.
– Nie, och! – szepnęła Cecylia.
On, śmiejąc się, powoli ugiął prawe kolano.
– No, i co ty na to?
– Och, mój drogi! – Cecylia była oszołomiona. – Czy ty ćwiczyłeś po kryjomu?
– Dopiero w ostatnich dniach. Poza tym byłem grzeczny. Ale przez cały czas, odkąd Tarjei wyjął kulę, wiedziałem, że będę znowu zdrowy. Bo miałem piekielne bóle w nogach! Jakby pełzały w nich miliony mrówek, zwłaszcza gdy ty, dręczycielko, oczyszczałaś ranę.
– Więc to dlatego byłeś taki wściekły? – śmiała się Cecylia, mimo że z oczu płynęły jej łzy. – Czy nie mogłeś powiedzieć choć słowa? Taka byłam nieszczęśliwa. Myślałam, że to mnie masz dosyć!