– Kim on jest? – zapytał cicho. Alexander skierował teraz uwagę na jej problemy. To ją zaskoczyło, bo na moment zapomniała o swoich zmartwieniach. Lecz uważne skupienie, jakie dostrzegała w jego wzroku, dodawało odwagi.
Z obrzydzenia do samej siebie i do tego, co się stało, odwróciła twarz.
– Dobry przyjaciel rodziny odparła. – Młody pastor, bardzo nieszczęśliwy w małżeństwie. Spragniony bliskości drugiego człowieka. To wszystko było takie lekkomyślne. Takie niepotrzebne!
– Ale dlaczego, Cecylio?
– Gdybym to wiedziała! Teraz wydaje mi się to okropnie bezsensowne.
Alexander uśmiechał się krzywo, lecz jednocześnie trochę go rozbawiło jej stwierdzenie.
– Dość osobliwie to określasz, ale wiem, co masz na myśli. Od czasu do czasu takie sprawy wydają się bardzo potrzebne.
Przyglądał się jej długo i badawczo.
– Musiałbym wiedzieć coś więcej o tym człowieku, to z pewnością rozumiesz. Inteligentny?
– O tak! Bardzo piękna i szlachetna natura. Działał pod wpływem trudnej do pojęcia sytuacji. Jego żona odmawia mu wszelkich małżeńskich praw. Nie wiem o niczym, co można by mu zarzucić.
– Czy bardzo się ode mnie różni?
– Nie, wcale nie, wprost przeciwnie – zawołała szczerze. – Nie byłoby więc chyba żadnego problemu.
Umilkła nagle, zarumieniona.
Alexander wyłamywał sobie palce.
– Pojmuję twój plan. Czy jednak jesteś pewna, że naprawdę tego chcesz?
– W przeciwnym razie nie przychodziłabym tutaj. To nie była łatwa decyzja, wierz mi!
– Wierzę. Ale zastanawiasz się nad tą ewentualnością dopiero od dziś, od dzisiejszego ranka?
– Czas ma tu wielkie znaczenie. Rozumiesz chyba…
– Oczywiście. Jest jednak coś, co mnie martwi.
– Co takiego?
– Jak to się stało, że uległaś akurat jemu?
– A dlaczego właśnie to cię martwi?
– Nie domyślasz się? Pomyśl przez chwilę!
On to rozumiał. Pojął, że decydujące okazało się podobieństwo między nim a Martinem.
Cecylia wyprostowała się.
– Przyznaję, że był taki czas, gdy twoja rezerwa wobec mnie sprawiała mi przykrość i odbierała pewność siebie. Wierz mi jednak, że wszystkie te uczucia i nadzieje w stosunku do twojej osoby wygasły ostatecznie i nieodwracalnie, kiedy Tarjei wszystko mi wyjaśnił, opowiedział o twoich skłonnościach.
– A mimo to zbliżyłaś się do mężczyzny podobnego do mnie?
– Możemy to nazwać ostatnim, chwiejnym płomykiem, który zgasł już raz na zawsze pod wpływem przeciwności losu. Jestem wyleczona, Alexandrze. I jestem silna. Nie przysporzę ci nigdy żadnych kłopotów. Będziesz mógł żyć swoim życiem, a ja swoim.
– Nie wiem, czy to dla ciebie najbardziej odpowiednie wyjście. Jesteś młoda i…
Jego wyraźny opór był dla Cecylii trudny do zniesienia. Ogarnął ją wstyd. Zerwała się z miejsca.
– Wybacz mi – bąknęła. – Zapomnij o moim nietaktownym zachowaniu!
Pospieszyła ku drzwiom, lecz on był szybszy. Ścisnął obiema rękami jak kleszczami jej ramię i patrzył na nią płomiennym wzrokiem.
– Cecylio, nie obrażaj się, proszę cię! Przyjmuję twoją propozycję z otwartymi ramionami. Jesteś tym źdźbłem, którego chwytam się jak tonący, nie rozumiesz tego? Twoje słowa napełniły mnie uczuciem szczęścia i nadzieją w tej godzinie, w której ma się dopełnić mój los. Ja myślę o tobie, to z twojego powodu mam wątpliwości, najdroższa przyjaciółko. Boję się, że nie wiesz, na co się ważysz.
– A czy mam inne wyjście?
– Tak, to prawda. Daruj mi że się wahałem przez chwilę, musiało cię to zaboleć. Wybacz. Powinienem był oszczędzić ci tego upokorzenia, żebyś musiała żebrać u mnie o pomoc. To ja powinienem wypowiedzieć decydujące słowa, te, które jeszcze nie zostały wypowiedziane. Mojej przyjaźni możesz być pewna, zawsze i w każdej sytuacji, zresztą wiesz o tym. Musisz jednak wiedzieć także i o tym, że nigdy, nigdy nie będziesz miała mojej miłości. Że nasze małżeństwo nie doczeka się… spełnienia.
– Wiem o tym. Mogę żyć bez tego.
Popatrzył na nią w zamyśleniu.
– Możesz? To duże poświęcenie. Chyba większe, niż przypuszczasz.
– Czternaście dni temu nabrałam wystarczająco dużo niechęci do spraw erotycznych. Starczy jej na wiele lat, zapewniam cię!
Alexander skinął głową, lecz myślami był gdzie indziej. Patrzył na Cecylię, ale jakby jej nie dostrzegał. Ona zaś stała bez słowa, gładząc szczupłymi palcami własne rękawiczki. Myślała, co by się z nią stało, gdyby Alexander się nad nią nie ulitował. Mogłaby, naturalnie, pojechać do domu. Wystawić swoich wspaniałych rodziców o gorących sercach na taki wstyd! Córka asesora… Oni by jej na pewno wybaczyli, przyjęli i ją, i dziecko, tak jak wszyscy kiedyś przyjęli Sol i jej córeczkę Sunnivę. Czy jednak rodowe nazwisko zniosłoby więcej takich skandali? Babcia Charlotta była pierwszą, która przyszła do domu z „bękartem”, Dagiem, ojcem Cecylii. Potem Sol przyszła z Sunnivą. A teraz ona, Cecylia, przeżywa taki sam dramat. Chociaż więc wygląda to na rodzinną tradycję, nadużywanie wyrozumiałości rodziców nie byłoby chyba słuszne.
Najgorszy ze wszystkiego byłby jednak powrót do parafii Grastensholm, gdzie mieszka pastor z żoną.
Cecylia nie chciała go więcej widzieć. Nigdy w życiu! Był to dobry i życzliwy człowiek, wspaniały pod każdym względem. Przestępstwo, którego się oboje dopuścili, powodowani jedynie uczuciami, jakie rodzi samotność, rozdzieliło ich na zawsze. Jak dwie krople wody, które spadając na rozżarzony metal rozbiegają się każda w swoją stronę.
A ponadto…Gdyby małżeńska zdrada Martina wyszła na jaw, ona przypłaciłaby to głową, lecz on być może także.
Drgnęła na dźwięk głosu Alexandra:
– Zanim cokolwiek zostanie postanowione, chciałbym zapytać, jak zamierzasz to wszystko urządzić, nasze wspólne życie?
– Masz na myśli sprawy praktyczne?
– Tak.
– Myślałam o tym – rzekła Cecylia pospiesznie. – Jeśli podejmiemy taką decyzję, to myślę, że każde z nas powinno mieć swoją sypialnię. Obok siebie, żeby nie budzić niczyich podejrzeń, lecz pokoje powinny być prywatnym terenem każdego z nas. Chyba nie ma w tym nic niezwykłego?
– Nie, zupełnie nic – powiedział z pewnym ociąganiem.
– O jedno chciałabym cię mimo wszystko prosić. Rozumiem, że nie możesz odmienić swojej natury. Czy jednak mógłbyś okazać mi tyle szacunku, żeby nie przyjmować swoich przyjaciół w… swojej sypialni? Jeśli to możliwe… to w innym pokoju…? Gdzieś dalej?
Skąd brała odwagę, by mówić tak otwarcie? Sama była tym zaskoczona. Musieli jednak mieć pełną jasność co do przyszłej sytuacji, próbowała więc stłumić w sobie niechęć do tego tematu.
Alexander zastanawiał się nad tym, co powiedziała.
– To są warunki do przyjęcia – zgodził się. – Poza tym masz prawo wymagać ode mnie większej dyskrecji, niż to dotychczas miało miejsce. Także ze względu na siebie samego muszę być ostrożniejszy, mimo że w tej sprawie to Hans był lekkomyślny. Nigdy nie przejmował się tym, że ktoś może go zobaczyć.
Na jego twarzy znowu pojawił się wyraz bólu i Cecylia z lękiem pomyślała, czym był dla niego ten związek. Wyglądało na to, że ze strony Alexandra była to prawdziwa miłość. Wbrew swojej woli doznała wzruszenia.
Alexander mówił dalej:
– W tym mieszkaniu nie uda nam się tego zorganizować, ale moja rodzina posiada majątek pod Kopenhagą, zresztą niedaleko Frederiksborg. Majątek nazywa się Gabrielshus. Możemy się tam przeprowadzić…
– Ale czy dla ciebie nie będzie to za bardzo męczące?
– Nie, nie, to mnie raczej cieszy. Poza tym dobrze wiesz, że zawsze patrzyłem na ciebie z największą przyjemnością. Twoja uroda, taka niespotykana, troszeczkę tajemnicza… Te skośne, rozmarzone oczy, jasna cera i miedziane włosy. Bardzo mi się to podoba. Dajesz mi swobodę, jeśli chodzi o… spotkania z przyjaciółmi. A co z tobą?