Alexander spoważniał.
– Nigdy do czegoś takiego nie dojdzie. Ale nie miałem odwagi nic mówić, dopóki nie nabrałem pewności, że wszystko będzie dobrze.
Ujął jej rękę i przycisnął ją sobie do policzka.
– Dziękuję, Cecylio – szepnął. – Masz moją najgorętszą wdzięczność i najszczersze oddanie. Za twoją cierpliwość, twój upór i twój niezłomny optymizm. Bez twojej wiary w szczęśliwe zakończenie już dawno bym dał za wygraną.
Cecylia przełykała łzy. Była tak wzruszona, że wszystkie piękne słowa, które chciałaby mu powiedzieć, więzły jej w gardle. A gdy w końcu odzyskała głos, zapytała:
– Podnosisz tylko prawe kolano, prawda?
Alexander milczał przez chwilę.
– Tak, Cecylio. Lewego nie mogę zgiąć.
– Ale możesz poruszać stopą! – krzyknęła z przekonaniem. – Ruszasz palcami! Widziałam!
Znowu się roześmiał, wzruszony jej zapałem.
– Tak, poruszam stopą. Ale coś w tej nodze jest nie tak.
– Może ćwiczenia pomogą?
– Może – odparł nie bez sceptycyzmu.
Od tamtego dnia stan Alexandra poprawiał się bardzo szybko. A rankiem, kiedy po raz pierwszy stanął chwiejnie na podłodze, Cecylia płakała ze szczęścia. Nie mogła być świadkiem tego wydarzenia. Alexander nie chciał, żeby widziała, gdyby zwalił się jak ciężki worek u jej stóp. Wilhelmsen poinformował ją jednak z dumą, że jego wysokość stał – przez moment. Co się działo potem, nie wspomniał.
W święta Bożego Narodzenia Alexander mógł sam podejść do nakrytego świątecznie stołu. O kulach, rzecz jasna, i dyskretnie wspierany przez swego kamerdynera oraz małżonkę, ale jednak! Cała służba biła brawo, gdy margrabia z triumfalnym spojrzeniem siadał w swoim fotelu.
Wciąż jednak wyraźnie pociągał lewą nogą. Tym razem Cecylia przypuszczała, że jest to uszkodzenie nieodwracalne.
Ale co tam! Gorsze nieszczęścia spotykają ludzi na wojnie. Alexander miał szczęście.
A może czułą opiekę? Z pewnością i to, i to.
ROZDZIAŁ XII
W lutym zostali zaproszeni na bal do zamku Frederiksborg. Wtedy Alexander na dobre odłożył kule.
Wahał się, czy powinni iść, lecz Cecylia nalegała.
– Musisz wyjść z domu, Alexandrze – przekonywała. – Chodzisz tylko tu, po majątku, i widujesz jedynie nasze nudne twarze, Wilhelmsena i moją, chyba że ktoś nas przypadkiem odwiedzi. Potrzeba ci rozmowy z ludźmi czującymi podobnie jak ty…
To chyba nie było szczęśliwe wyrażenie. Cecylia zarumieniła się i umilkła.
On jednak udał, że niczego nie zauważył.
– Jesteś za dobra dla mnie, Cecylio – powiedział z uśmiechem. – Ale dobrze, pójdziemy. Bardziej jednak ze względu na ciebie niż na mnie. Tyle się namęczyłaś tej zimy. Będziesz mogła teraz włożyć swoją najpiękniejszą suknię i po raz pierwszy rodowe klejnoty. Diadem, Cecylio, jest tak niezwykły, że bije na głowę klejnoty wszystkich dam dworu. A ty jesteś go naprawdę godna.
No i poszli. Cecylia czuła się jak królowa, gdy lekko wsparta na ramieniu Alexandra wchodziła do zamku. Marszałek głośno zaanonsował ich przybycie, po czym złożyli ceremonialne ukłony przed Jego Wysokością, który wrócił już do domu ze swojej wątpliwej wojennej wyprawy. Szli wolno, więc nie bardzo było widać, że Alexander pociąga nogą, ona zaś rozkoszowała się tym, że wszyscy na nią patrzą.
Była piękna tego wieczoru, piękniejsza, niż zdawała sobie z tego sprawę. Jej lekko skośne oczy błyszczały, a kasztanoworude włosy podkreślały urodę diademu. Zawsze wspaniała cera Cecylii wydawała się jeszcze delikatniejsza w zestawieniu z ciemnoniebieską aksamitną suknią, wielkim koronkowym kołnierzem i kolią z szafirów.
Alexander jeszcze się nie otrząsnął z wrażenia, jakiego doznał, gdy ukazała mu się w domu, w Gabrielshus.
Młoda margrabina miała wielkie powodzenie. Jej mąż, oczywiście, nie tańczył, ale pozwalał jej bawić się ze wszystkimi kawalerami, którzy dwornie o to prosili. Po każdym tańcu wracała do niego z coraz bardziej błyszczącymi oczyma i płonącymi policzkami.
Alexander rozmawiał ze swymi dawnymi przyjaciółmi. Kilku miało, podobnie jak on, skłonności do mężczyzn. I teraz jeden z nich, baron, w tym samym co Alexander wieku, odciągnął go na bok.
– No i jak, Paladin? – zapytał poufale. – Znalazłeś sobie może ostatnio jakiegoś nowego faworyta?
Alexander wodził wzrokiem za Cecylią, która tańczyła powolną, elegancką pawanę z jakimś przystojnym młodym blondynem.
– Nie – odparł krótko.
– Nie? – zdziwił się przyjaciel, przyglądając się obojętnie sosnowym gałązkom ułożonym w miedzianej wazie. – No tak, byłeś przecież tak długo przykuty do łóżka. Odwiedź mnie w najbliższym czasie w moim majątku, dobrze?
Alexander poczuł lekki dreszcz obrzydzenia. Z całą świadomością udał, że źle zrozumiał zaproszenie.
– Dziękuję. Przyjedziemy bardzo chętnie.
Baron najmniejszym nawet grymasem nie dał poznać, jakie to na nim zrobiło wrażenie.
Cecylii opowiadano też dworskie ploteczki. Mówiono, że Kirsten Munk wodzi oczami za jednym z niemieckich oficerów Christiana IV, hrabią Ottonem Ludvigiem von Salm, który ostatniej zimy został mianowany marszałkiem na zamku. Ale to tylko takie pogłoski.
Oficjalnie natomiast zostały potwierdzone zaręczyny najstarszej córki króla, dziewięcioletniej Anny Catheriny z trzydziestodwuletnim hrabią Fransem Rantzau, jednym z jego „kukułczych jaj” w rządzie królestwa. Cecylia widziała go na balu i wcale jej nie zaimponował. Wydał jej się śmiesznym, nadętym snobem, który najbardziej ze wszystkiego podziwia sam siebie.
Biedna mała Anna Catherina, myślała Cecylia. Czy ona zawsze musi tak źle trafiać?
Dziewczynka także była na balu. Odszukała Cecylię, długo z nią rozmawiała, aż w końcu z dziecinnym zachwytem szepnęła:
– Proszę popatrzeć, tam idzie mój narzeczony. Czyż nie jest piękny?
O tak, był piękny, Cecylia musiała to przyznać. Może nawet nazbyt piękny. Olśniewający!
Dwie młodsze dziewczynki także były na balu, Sofia Elisabeth i Leonora Christina, i zwłaszcza ta ostatnia błagała Cecylię, by do nich wróciła. Ale ona potrząsała głową. Nie, jest potrzebna mężowi, w domu, tłumaczyła. Niezupełnie było to zgodne z prawdą, bo Alexander radził sobie już zupełnie dobrze sam, lecz Cecylia, choć bardzo lubiła dziewczynki, nie chciała wracać do tego ciągłego zamieszania na zamku.
Od tamtej pory Kirsten Munk urodziła jeszcze dwie córki, Hedvig i Christianę. Złośliwi twierdzili, że król stara się, by pani Kirsten wciąż była w ciąży, bo wtedy nie może go zdradzać. W ciągu dwunastu lat swego „małżeństwa” urodziła jedenaścioro dzieci. Ale nie wszystkie z nich dożyły roku.
Następca tronu, urodzony z prawego łoża, dwudziestoczteroletni książę Christian, także wziął udział w balu. W ostatnich latach, gdy ojciec bił się w Niemczech, książę pełnił przez pewien czas obowiązki regenta, lecz jego rządy nie wzbudziły entuzjazmu. Zdaje się, że za najważniejsze swoje obowiązki uważał picie i uwodzenie kobiet. Już w tym wieku dorobił się wyraźnie zaokrąglonego brzucha od nadmiaru piwa.
Bal miał trwać długo w noc, lecz Cecylia nie chciała zanadto męczyć Alexandra, wobec czego wyszli zaraz po tym jak król Christian, wspierany przez dworzan, kołysząc się niczym okręt podczas sztormu, opuścił zebranych.
W powozie Alexander milczał. Cecylia natomiast śmiała się ożywiona i szczebiotała przez całą drogę. Mówiła o balu, o pięknych strojach dam, o dekoracjach.
Kiedy w domu pomagał jej zdjąć podbitą gronostajami aksamitną pelerynę, zapytał:
– Jak ci się rozmawiało z tym młodym Hochsthofenem?