Mimo wszystko doznała szoku, gdy w jakieś trzy tygodnie później ocknęła się z półsnu i stwierdziła, że Alexander siedzi na jej łóżku. Na nocnym stoliku płonęła świeca, to on musiał ją zapalić.
– Nie przyszłaś do mnie więcej – uśmiechnął się czule i trochę niepewnie.
– Nie, ja…
– Nie potrzebowałaś mnie?
Odwróciła się gwałtownie, bo nie chciała, żeby wyczytał odpowiedź w jej wzroku.
– Mogę? – zrobił ruch wskazujący, że chce się przy niej położyć.
Skinęła głową.
– Proszę bardzo – szepnęła.
– Więc od czasu, kiedy ostatnio byłem u ciebie, nie zapragnęłaś mężczyzny? – zapytał.
Tym razem odparła głośno:
– Alexandrze, bądź tak dobry i nie męcz mnie. Sam znasz odpowiedź aż za dobrze!
– Nie, nie znam. Czekałem na ciebie co wieczór, bo to było wspaniałe przeżycie… Widzieć, jak się powoli rozpalasz, od ciemnoczerwonego żaru do oślepiającego płomienia. Ale ty nie przyszłaś. Jestem smutny i zawiedziony, myślę, że się na mnie gniewasz.
– Nie gniewam się, Alexandrze – powiedziała z udręką w głosie. – Wprost przeciwnie! Ale to nierówna gra. Ty jesteś zimnym, cynicznym obserwatorem, a ja muszę odsłaniać moje najgłębsze odczucia.
– Na Boga, Cecylio, ja nie jestem cyniczny! Jak możesz tak myśleć? Pozwól mi jeszcze raz przeżyć tę radość, bym mógł ci pomóc.
Oparła głowę na jego piersi.
– Cecylio, najdroższa, to ja powinienem się wstydzić z powodu mojej niedoskonałości. A ty jesteś taka piękna, ciepła, żywa w swoim pożądaniu. Czy ono teraz wygasło?
Nie odpowiedziała.
Czułe, delikatne ręce męża znowu dotykały jej ciała. Tym razem Cecylia nie stawiała oporu, bo tak strasznie tęskniła, by móc to przeżyć jeszcze raz. Przywarła do jego dłoni, przyciskała kolana do jego biodra w boleśnie powolnych, niemal spazmatycznych ruchach. Ciało było napięte do ostateczności. Alexander widział, co się z nią dzieje, i starał się doprowadzić jej rozkosz do szczytu. Tym razem doznania były tak gwałtowne, że oczy Alexandra rozszerzały się ze zdumienia. Cecylia często sprawiała wrażenie osoby niemal chłodnej, choć bywała też impulsywna i ożywiona.
Uniesienie osiągnęło maksimum i opadło.
By znowu nie ogarnął jej wstyd, Alexander objął ją mocno i powiedział głosem, którego sam nie poznawał:
– Dziękuję, kochanie! Czy chcesz, żebym został z tobą na noc?
Znowu potrząsnęła głową, trwała przez chwilę bez ruchu w jego ramionach, a potem dała znak, żeby poszedł.
Pocałował ją w czoło i wstał.
On pewnie nie rozumie, dlaczego nie chcę, żeby został, myślała. Nie podejrzewa nawet, jak trudno jest się powstrzymać od drobnych czułości i spontanicznych pieszczot, od wszystkiego, co świadczy o głębokim, wiernym oddaniu, o miłości.
Mimo to była mu wdzięczna. Dawał jej jednak jakąś pociechę, wszystko, co był w stanie dać.
Zaledwie dwa wieczory później zaskoczyła go, stając w drzwiach z dużym świecznikiem w ręce.
– Mogę wejść? – zapytała drżącym głosem.
– Cecylio, oczywiście, proszę!
Wślizgnęła się do łóżka i szepnęła:
– Teraz pomyślisz pewnie, że moje potrzeby w tej dziedzinie są zbyt wielkie.
Potarł jej policzek czubkiem nosa.
– Ja już wczorajszego wieczora musiałem się powstrzymywać, żeby do ciebie nie pójść. Dzisiaj byłem już prawie zdecydowany, że pójdę. Dzięki, że to ty przyszłaś. Cieszy mnie to bardziej, niż mogę wyrazić.
– Ja nie pragnę jakiegokolwiek mężczyzny, wiesz o tym – szeptała mu prosto do ucha. – Nikt inny nie mógłby mnie dotykać tak jak ty.
Odsunął włosy z jej skroni, czule i troskliwie.
– A więc tęskniłaś? – zapytał cicho, cichuteńko. – Za moją obecnością?
– Moje ciało gest nabrzmiałe tęsknotą – odparła ledwie dosłyszalnie.
A potem nie mówili już nic. Słychać było tylko przyspieszony oddech Cecylii, gdy Alexander pieścił końcem języka jej szyję, piersi i brzuch.
Jej łono czekało. Czekało na jego dłoń. Pieściła rękami jego plecy, gładziła bliznę, gdy on przesuwał się znowu ku jej twarzy, i nagle poczuła na policzku jego usta. Nigdy jeszcze nie pocałował jej naprawdę, wyjąwszy tamten wymuszony pocałunek na ślubnym przyjęciu, Teraz także tego nie zrobił, czego zresztą nie należało oczekiwać. Pocałunki należą przecież do miłości…
Nagle doznała niemal szoku. Cała krew spłynęła jej w dół brzucha z przejmującym, dziwnie słodkim bólem.
Alexander był w niej!
– Alexander? – wargi same wymówiły jego imię; przyglądała mu się szeroko rozwartymi, zdumionymi oczami.
– Ciii! – szepnął wstrząśnięty. – Nic nie mów!
Wiedziała, jak niewiarygodnie delikatne jest to, co przeżywają. Jedno słowo, jeden nieostrożny ruch mógł zburzyć nastrój, zniszczyć go niczym kruchy lód po pierwszym przymrozku.
Cecylia zauważyła, widziała to w jego oczach, że Alexander jest śmiertelnie przerażony, ogłuszony tym, co się stało. Długo trwał w bezruchu, prawie nie oddychał. A potem zaczął się powolutku poruszać.
Ona nie miała odwagi nawet drgnąć. Serce biło jej głucho. Czuła, że napięcie narasta.
O Boże, nie wolno jej się poruszyć! Musi się powstrzymać, musi!
Lecz Alexander dostrzegał, co się z nią dzieje, znał to przecież. Objął ją, prosząc, by się nie opierała, i wtedy wszystko zawirowało. Cecylia nie panowała już nad niczym, słyszała tylko swój jęk, widziała zmienioną twarz Alexandra. Zdała sobie sprawę, że on za nią podąża, i przestała myśleć.
Przez chwilę leżeli wstrzymując oddechy. Potem Alexander wstał i narzucił szlafrok.
– Wybacz mi – bąknął przepraszająco i pospiesznie wyszedł z pokoju.
Cecylia wciąż leżała bez ruchu.
Jeżeli on teraz wyszedł, żeby zwymiotować, to nigdy mu tego nie daruję, pomyślała.
On jednak niczego takiego nie zrobił. Być może nie przypuszczał, że nawet przez zamknięte drzwi wszystko tak dobrze słychać, bo siedział w małym pokoiku za sypialnią i płakał. Wstrząsał nim głęboki, ciężki, gwałtowny szloch.
Cecylia kuliła się, ogarnięta współczuciem. Najchętniej poszłaby do niego, by mu powiedzieć, że nie jest sam. Ale to przecież on wyszedł, więc widocznie ta chwila samotności jest mu niezbędna.
Cichutko wymknęła się do swojej sypialni i z drżącym sercem nasłuchiwała, co się dzieje u Alexandra. Tam jednak wkrótce wszystko ucichło i nie wiedziała, czy wrócił do pokoju, czy nie.
Następnego ranka w drzwiach jadalni powitał ją Wilhelmsen.
– Jego wysokość nie chciał budzić pani margrabiny. Prosił panią margrabinę pożegnać i powiedzieć, że musiał na jakiś czas wyjechać.
Cecylię ogarnęło uczucie zawodu.
– A kiedy wróci?
– Tego nie powiedział. Zresztą sam nie wiedział, jak sądzę.
– A dokąd pojechał?
– Tego też nie mówił.
– Dziękuję, Wilhelmsenie!
A więc go utraciłam, myślała przeniknięta trudnym do zniesienia bólem. Sen się skończył. To ostatnie przeżycie było dla niego zbyt trudne.
ROZDZIAŁ XIII
Od Alexandra ani znaku życia…
Cecylia dostała natomiast list z domu. Od matki. List był długi, Liv odczuwała potrzebę opisania wszystkiego.
Grastensholm w kwietniu A. D. 1627.
Najdroższa Cecylio!
Tyle się u nas ostatnio wydarzyło, muszę ci to opisać! Brand, najmłodszy syn Arego, postąpił naprawdę źle. Sprowadził na złą drogę córkę bogatego gospodarza, Niklasa Niklassona z Hogtun. Pomyśl, Brand, który ledwie skończył osiemnaście lat! Meta ze wstydu zamknęła się w pokoju i nie chciała z nikim rozmawiać. Zaliczana jest przecież do najpierwszych gospodyń w okolicy, a tu jej własny syn ściąga na rodzinę taką hańbę. Are przyjął to znacznie spokojniej. Nastawił piwo i pędzi gorzałkę na wesele, które ma się odbyć w dzień Valborgi, bo czas nagli, jak sama [Dzień Valborgi – 1 maja. Noc Valborgi w tradycji skandynawskiej odpowiednik nocy Walpurgi, z 30 kwietnia na i maja, kiedy czarownice zbierają się na sabat na górze Blocksberg. (przyp. tłum.)] rozumiesz. Musicie przyjechać na wesele, Tarjei jest w domu, tak że spotkacie i jego. Dla Arego i Mety to wielka pociecha mieć go przy sobie. Jego obecność wnosi tyle spokoju i poczucia bezpieczeństwa, nie uważasz? I Niech Bogu będą dzięki, że Twój mąż jest już zdrowy po tym nieszczęściu! Naprawdę nieodgadnione są wyroki Pana. On nigdy jeszcze u nas nie był. Mam na myśli Twojego męża, oczywiście.