– Niech Bóg broni! Nie! No dobrze, wygrałaś. Ale na wszelki wypadek będę tu miał w pogotowiu pewnego felczera, którego znam.
Cecylia skinęła głową.
– Zgoda. Dziedzictwo Ludzi Lodu to nie żarty.
Alexander wtrącił nieśmiało:
– Mówiłaś, że jest już jeden dotknięty w następnym po nas pokoleniu.
– Tak, Kolgrim. Bywało jednak wielu w różnych generacjach. Podobno w Lodowej Dolinie miała być pewna kobieta, rówieśnica wiedźmy Hanny, straszna istota, także dotknięta. A musisz pamiętać, że ród teraz znowu się rozrasta. Przez pewien czas był bliski wymarcia, składał się tylko z dziadka Tengela, mojej mamy i siostrzenicy dziadka, Sol. To było po napadzie na Dolinę Ludzi Lodu i wymordowaniu wszystkich jej mieszkańców z wyjątkiem nielicznej rodziny Tengela. Teraz jest nas znowu więcej. I będzie jeszcze więcej.
Cecylia zastanawiała się przez chwilę.
– Mamy jeszcze inną charakterystyczną cechę – dodała. – I musisz brać to pod uwagę, Alexandrze. Ludzie Lodu miewają mało dzieci. Wuj Are ze swoimi trzema synami to rekordzista, nigdy przedtem nic podobnego się nie zdarzyło. A ja już jedno dziecko miałam. Według wszelkiego prawdopodobieństwa to będzie moim ostatnim.
Alexander nie wiedział, co odpowiedzieć. Wyciągnął tylko rękę, ujął jej dłoń i uścisnął.
Cecylia westchnęła.
– Ludzie Lodu nigdy nie powinni zakładać rodzin.
– Ja natomiast uważam, że przeciwnie. Są oni niebywale atrakcyjni – zaprotestował jej mąż niskim, pełnym ciepła głosem. – Posiadają też mnóstwo wspaniałych cech, jak odwaga, miłość bliźniego, tolerancja…
– Dziękuję – odparła. – Nie chciałam cię prowokować do komplementów.
– Wiem.
A ja wiem, że to nie jest z mojej strony w porządku, myślała Cecylia, prosić Boga o takie rzeczy. Zresztą jeśli o mnie chodzi, to będę kochać każde dziecko. Ale proszę cię, Panie, ze względu na Alexandra, niech to będzie chłopiec! Ze względu na nazwisko Paladinów.
Poczucie odpowiedzialności wydało jej się naraz czymś nie do udźwignięcia i ogarnęło ją uczucie buntu.
Dobrze, więc niech to będzie dziewczynka! Dam jej całą miłość, na jaką mnie stać, żeby nigdy nie czuła się nie chciana, i będzie dużo więcej warta niż…
Głos Alexandra wyrwał ją z tego buntowniczego nastroju:
– W twojej rodzinie jest teraz już trzech małych chłopców. Jest zatem bardzo prawdopodobne, że i ty tym razem także urodzisz chłopca.
Cecylia gwałtownie poczerwieniała.
– Tym razem także?
Alexander z trudem łapał powietrze. Miał ochotę odgryźć sobie język.
– Wybacz mi! Zapomniałem, że nie wiedziałaś. Tak mi przykro.
Jej stan sprawiał, że zrobiła się ostatnio nadwrażliwa. Wybuchnęła płaczem.
– A więc tak tęskniłaś za tym dzieckiem?
Cecylia wyprostowała się.
– Nie, właściwie nie. Ale teraz nagle stał się bardziej rzeczywisty. Chłopiec… Tak mi go żal. Poczęty przypadkiem przez ludzi, którzy nic dla siebie nie znaczyli. I nawet nie dane mu było ujrzeć dziennego światła! Biedny mały robaczek!
– Rozumiem, co czujesz, najdroższa. Ale spróbujmy spojrzeć na to inaczej. Wiesz, gdybyś teraz urodziła syna, a miała już przedtem jednego… Tak, mogłyby powstać poważne komplikacje. Z dziedziczeniem i podobnymi sprawami. Mimo że ja bym uznał to pierwsze dziecko za własne.
– Tak, rozumiem – zgodziła się Cecylia. – To by nie było sprawiedliwe wobec drugiego syna, który byłby twoim prawdziwym pierworodnym.
– No właśnie. I na odwrót: gdybyśmy dali wszystko drugiemu synowi, pierwszy odczułby to jako krzywdę.
Cecylia trochę się uspokoiła.
– A więc może lepiej, że tak się stało. Jeśli to miał być chłopiec.
– Złóżmy sprawy w ręce Boga – powiedział Alexander. Jego religijność wciąż ją zaskakiwała. Pan Bóg nie zawsze był taki troskliwy, jeśli chodziło o Alexandra Paladina.
Wyglądała na zamyśloną.
– O czym myślisz? – dopytywał się Alexander.
Cecylia roześmiała się.
– To zabrzmi pewnie jak herezja, ale w momencie, kiedy pomyślałam, że to dziecko przyjdzie na świat, w lesie w Grastensholm, pamiętasz, wtedy doznałam takiego dziwnego, przemożnego uczucia, że ktoś jest w pobliżu.
Alexander przyglądał jej się rozbawiony.
– To nie był Kolgrim, jestem pewien, bo Tarjei zajmował się nim jeszcze długo po południu.
– Nie, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale wtedy nie mogłam się uwolnić od myśli o czarownicy Sol. Ona musiała tam być, Alexandrze. Zjawiła się przed nami.
– I myślisz, że miejsce było zaczarowane?
– Albo pobłogosławione. Zaszłam przecież w ciążę.
– Tak, to prawda.
Cecylia nie dokończyła swojej myśli: ale jakie będzie to dziecko? Wiedźma z Ludzi Lodu obecna przy poczęciu. Pouczona przez Hannę, jak należy utrzymać pierwiastek zła w rodzie.
To nie wróży zbyt dobrze.
Napotkała wzrok Alexandra i zrozumiała, że on myśli to samo.
Wstał i stanął za jej fotelem, jakby chciał ją chronić. Ale jak zdołałby ją ochronić przed atakiem od wewnątrz?
W pewien mroźny lutowy wieczór 1628 roku woźnica z Gabrielshus pędził co koń wyskoczy, by przywieźć akuszerkę i felczera.
Nieoczekiwanie okazało się, że to chyba już.
Dzieci mają, jak wiadomo, w zwyczaju przychodzić na świat w nocy, kiedy sprawia to wszystkim najwięcej kłopotu.
Alexander i Cecylia zdążyli wielokrotnie już przebyć drogę od poczucia bezpieczeństwa do lęku i zwątpienia, i teraz oczekiwali rozwiązania jakby w odrętwieniu.
Taki już był los kobiet z rodu Ludzi Lodu, że mogły wydać na świat dziecko obciążone dziedzictwem zła. A wyglądało na to, że dziecko Cecylii będzie wyjątkowo duże.
Zabroniła Alexandrowi być przy porodzie.
– Możesz mnie nazywać nieśmiałą albo wstydliwą, czy jak chcesz, ale to jest sprawa, z którą chcę poradzić sobie sama. A raczej, prawie sama.
Doświadczona pokojówka była z Cecylią, dopóki nie przyjechała akuszerka. Cecylia wielokrotnie wpadała w popłoch, bo rozwiązanie zdawało się tuż, tuż. Były to jednak fałszywe alarmy. Właściwy czas nadszedł dopiero po wielu godzinach.
Felczer dyżurował przez cały czas w pokoju rodzącej, bo jej stan nie bardzo mu się podobał…
Nagle czuwający za drzwiami Alexander usłyszał rozdzierający krzyk Cecylii. Przedtem nie krzyczała wcale, coraz silniejsze bóle znosiła w milczeniu, zaciskając zęby.
I znowu zaległa cisza, słyszał tylko pospieszne kroki akuszerki i felczera.
– Dobry Boże – modlił się Alexander. – Dobry Boże! Ale oto…W ciszy rozległo się żałosne, skrzypliwe kwilenie, jakby ktoś próbował wprawić w ruch zardzewiałe koło.
Krew zaczęła gwałtownie pulsować w żyłach Alexandra.
Moje dziecko, pomyślał, z trudem przełykając ślinę. Nowy mały człowiek. Prawdziwy Paladin.
Człowiek, któremu ja, najmniej wart i najbardziej godzien pogardy ze wszystkich, pomogłem przyjść na świat!
Powrócił myślami do tamtego dnia, kiedy Cecylia zwierzyła mu się ze swoich podejrzeń, że chyba spodziewa się dziecka, ich dziecka. Nie mógł w to uwierzyć, bo zawsze wyobrażał sobie, że ze względu na swoje dawniejsze przejścia nie będzie w stanie spłodzić potomka. Zwłaszcza po chorobie, kiedy jego ciało od pasa w dół było sparaliżowane.
Dzięki ci, dobry Boże, za ten cud! Może mógłbym już wejść? Nie, Cecylia mi zabroniła. Ale przecież już po wszystkim! Dlaczego tam jest tak cicho? Tylko dziecko krzyczy, a poza tym nic. O, Boże! Bądź miłościw!