Większość była jednak przekonana, że Christian mimo małżeńskich nieporozumień wciąż żywi jakiś rodzaj zgorzkniałego, lecz wiernego oddania wobec swojej małżonki Kirsten.
– Wszystko urządzimy – zawołał król. – Będzie wspaniały ślub w zamkowej kaplicy, margrabio!
Alexander, nieco oszołomiony postanowieniem króla, podziękował uprzejmie.
Cecylia siedziała przy eleganckim biureczku w Gabrielshus, majątku Paladinów, niedaleko Frederiksborg. Wciąż jeszcze ubrana w ślubną suknię, pisała list. List do domu, do swej matki, Liv z Grastensholm. Ręka jej drżała, często musiała więc robić przerwy.
Najdroższa Matko i Ojcze! Tak wiele mam wam do opowiedzenia, że nie wiem, od czego powinnam zacząć. Tak mi przykro, że nie mogliście być tu dzisiaj ze mną, wszyscy moi ukochani, ale czasu było stanowczo za mało, bo Alexander wyrusza na wojnę, i to jest takie okropne, że człowiek musi się bić i może nawet zginąć niepotrzebnie…
Nie, uff, co za idiotyczny list! Przerwała rozpoczęte zdanie i zaczęła od nowa, nieco jaśniej tłumacząc, o co chodzi.
Kochana Mamo, przedwczoraj Alexander Paladin poprosił o moją rękę! A ja z całego serca powiedziałam tak, bo jest wspaniałym mężczyzną i moim wielkim przyjacielem. Ślub musiał się jednak odbyć bezzwłocznie, bo Alexander wyrusza na wojnę i nie zdążyliśmy Was o niczym zawiadomić ani tym bardziej wziąć ślubu w Grastensholm, co by było rzeczą najbardziej odpowiednią.
Jaka szkoda, że Was tu nie było! Ślub odbył się dzisiaj. Król nalegał, żeby to się stało w kaplicy zamkowej we Frederkisborg, jego ulubionej siedzibie. Uroczystość była wspaniała. Król wraz z całym dworem i królewskie dzieci, z wyjątkiem najmłodszej córki, która ma na imię Elisabeth Aagusta. Dzieci były takie słodkie i uroczyste. Moje dwie protegowane, z którymi jestem najbardziej związana, nieszczęśliwa Anna Catberina i bardzo samodzielna Leonora Christina, były wśród druhen, Alexander natomiast…
Cecylia odłożyła pióro i pogrążyła się we wspomnieniach. Ciepłe, uspokajające spojrzenie Alexandra, gdy stała przestraszona u jego boku przed ołtarzem. Delikatny uśmieszek, który przypominał jej, że cała ta ceremonia jest przecież farsą. Jaki był przystojny w mundurze muszkietera! Wspominała, jak klęczeli obok siebie, a on podtrzymał ją silnym ramieniem, gdy zachwiała się, odczuwając wzruszenie i lęk w tym niezwykle wytwornym otoczeniu. Myślała o swoim przerażeniu, kiedy ksiądz wymieniał wszystkie jego tytuły. Jak grad spadały na nią obce nazwy: Schwarzburg, Luneburg, Getynga, Gottorp, margrabia, hrabia, książę i tak dalej. Cecylia czuła się unicestwiona. Kim właściwie jest ona, która ma zostać żoną kogoś takiego. Jej skromne nazwisko – baronówna Cecylia Meiden z rodu Ludzi Lodu – zabrzmiało w porównaniu z listą jego tytułów śmiesznie krótko.
No i…
To najmniej spodziewane spojrzenie. W czasie wspaniałego bankietu po ślubie, gdy nagle rozbawieni towarzysze Alexandra zaczęli się domagać, by pocałował pannę młodą…
Cecylia nie zauważyła, że z pióra spływa na biurko atrament.
Wstręt w ciemnych oczach Alexandra. Stały się czarne z gniewu wywołanego pomysłem przyjaciół. Prawdopodobnie jednak zauważył, jak ją to zraniło, bo wzrok mu złagodniał, objął ją i przygarnął do siebie. Po czym ją pocałował, ostrożnie i czule, choć oboje wiedzieli, że tylko gra, a Cecylia pomyślała, że pewnie teraz odczuwa wielki niesmak, i tak ją to dotknęło, że stała sztywna jak kij.
Gdyby wydarzyło się to kilka miesięcy wcześniej, zanim jeszcze dowiedziała się o jego skłonnościach! Wtedy jego pocałunek sprawiłby jej prawdopodobnie rozkosz i wywołał uczucie ekstatycznego szczęścia. Teraz odczuwała jedynie smutek i było jej niedobrze.
Ale dwór przyjął to entuzjastycznie, a wargi Kirsten Munk wykrzywiły się z wyraźną odrazą. Cecylia zaś pomyślała ze złośliwym zadowoleniem: „I wiszą wysoko, i takie są kwaśne, powiedział lis, spoglądając na winogrona.” Bo Alexander wyjaśnił jej, dlaczego pani Kirsten tak jej nie lubi. Rozbawiło to Cecylię, bo chociaż Alexander do niej nie należał, to jednak czuli się ze sobą związani i rozumieli się nawzajem. I chętnie przebywali, czuli razem, dopóki nie byli zmuszani do takich historii jak ta z pocałunkiem. Cecylia bardzo dobrze wyobrażała sobie wściekłość żądnej pochlebstw pani Kirsten, gdy Alexander odrzucił jej awanse. Nic dziwnego, że chwytała każdą szansę, by ujawnić jego wypaczone skłonności! Byłaby to pociecha dla jej zranionej pychy i możliwości! zemsty za doznane upokorzenie.
Cecylia ocknęła się z zamyślenia, spojrzała na nie dokończony list i z ożywieniem zabrała się do opisywania ślubnej sukni, którą jej pożyczono, oraz wspaniałego urządzenia zamku i dekoracji zamkowej kaplicy.
Ciężkie dębowe drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Alexander. Tego się nie spodziewała! Sypialnię dla nowożeńców miała tej nocy zajmować Cecylia, on zaś ulokował się w mniejszym pokoju obok.
Wspaniałe, ogromne łoże zostało na noc poślubną odpowiednio przystrojone: pięknie haftowaną lnianą pościel okryto również ręcznie haftowaną, ciężką jedwabną narzutą, przeznaczoną właśnie na łoże młodej pary. Pokój wypełniony był zapachem świeżych kwiatów, a przy łożu czekał stół z zakąskami i winami.
Cecylia przyglądała się Alexandrowi. Miał na sobie piękny szlafrok i w ciepłym blasku świec wydał jej się niewiarygodnie pociągający.
– Pomyślałem sobie – powiedział z przepraszającym uśmiechem – że nie byłoby dobrze, gdybym dzisiejszej nocy spał w tamtym pokoju.
– N-nie… – wyjąkała Cecylia. – Masz, oczywiście, rację. Ale…
– Przyszło mi zatem do głowy, że może mógłbym spać tutaj, w głębokim fotelu.
– Nonsens! Jesteś śpiący?
– Nie. Nic podobnego.
– Ja też nie chcę spać. Wobec tego posiedzimy sobie razem.
– Dobry pomysł – przyznał z uśmiechem. – Ale… – zawahał się. – Powinniśmy jednak w jakiś sposób wykorzystać łóżko.
– Owszem – potwierdziła bezbarwnym głosem. – Może moglibyśmy w zagrać w jakąś grę.
Alexander skrzywił się.
– Jedyna gra, jaka mnie interesuje, to szachy, a to nie jest gra dla kobiet.
– Dlaczego? Ja znam wszystkie ruchy.
– Dziękuję – odparł sucho. – To chyba najgorsze, co może usłyszeć zagorzały szachista. A tym nielicznym kobietom, które nauczyły się grać w szachy, brak cierpliwości, żeby starannie przemyśleć swoje posunięcia. Domagają się, żeby wszystko szło jak najszybciej, wciąż nudzą: „No, kiedy się nareszcie zdecydujesz?” i grają zupełnie bez zastanowienia. Kto cię nauczył… ruchów? – zakończył z ironią, ale rozbawiony.
– Mój ojciec. Rzadko kiedy miał partnera do gry, więc ja musiałam mu dotrzymywać towarzystwa.
– No, niech tam, w końcu możemy pomęczyć się i zagrać jedną partię.
Po chwili przyniósł piękne szachy z kości słoniowej.
– Z Indii Wschodnich – wyjaśnił. – Z tamtejszej duńskiej kompanii. Ale ostrzegam cię, Cecylio. Nie będę „miły”, nie zamierzam grać tak, żeby dać ci wygrać.
– Nie oczekuję takiej łaski z twojej strony.
– Dobrze – odparł z uznaniem, ale nie potrafił ukryć cichego westchnienia, że musi rozgrywać taką krótką partię, w której przeciwnik jest z góry skazany na niepowodzenie.
Gdy Cecylia ustawiała figury, zachwycając się wszystkimi po kolei, Alexander spojrzał na biurko.