Poczułam silniejszy niż dotychczas ciężar ciała wampira na moich nogach. Jego głos, choć ochrypły, brzmiał spokojnie.
– Czy mogę już wstać?
Jego twarz znów była ludzka, miła i przystojna, ale na mnie ta iluzja już nie działała. Ujrzałam go bez maski i ten obraz na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
– Zejdź ze mnie, powoli.
Uśmiechnął się powoli, z niezmąconą pewnością siebie.
Zsunął się ze mnie z iście ludzką powolnością. Jean-Claude odprawił go ruchem ręki. Wampir przystanął dopiero przy wejściu za kulisy.
– Wszystko w porządku, ma petite?
Spojrzałam na zakrwawiony srebrny nóż.
– Nie wiem.
– Nie tak miało być. Nie chciałem, aby tak się stało. – Pomógł mi usiąść. Nie oponowałam. Na sali zapadła cisza. Publiczność zorientowała się, że coś poszło nie tak. Ujrzeli prawdę kryjącą się pod maską pozorów. Dostrzegłam wiele pobladłych, przerażonych twarzy.
Mój prawy rękaw, który rozerwałam, aby dostać się do noża, zwisał w strzępach.
– Proszę, schowaj nóż – rzekł Jean-Claude.
Popatrzyłam na niego i po raz pierwszy spojrzałam mu w oczy, ale zupełnie nic nie poczułam. Nic oprócz pustki.
– Słowo honoru, że bezpiecznie opuścisz ten lokal. Schowaj nóż.
Dopiero za trzecim razem udało mi się wsunąć nóż do pochewki, tak bardzo trzęsły mi się ręce. Jean-Claude uśmiechnął się do mnie nerwowo, zaciskając wargi.
– A teraz zejdziemy ze sceny.
Pomógł mi wstać. Gdyby mnie nie przytrzymał, upadłabym. Ujął mocno moją lewą rękę, koronki przy jego koszuli musnęły moją skórę. Wcale nie były miękkie i delikatne.
Jean-Claude wyciągnął drugą rękę do Aubreya. Chciałam wyrwać się z jego uścisku, ale usłyszałam jego szept:
– Nie obawiaj się. Ochronię cię. Przysięgam.
Uwierzyłam mu. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że nie mogłam uwierzyć nikomu innemu. Podszedł ze mną i z Aubreyem na skraj sceny. Jego głos jak ciepła fala przetoczył się przez całą salę.
– Mam nadzieję, że nasz mały melodramat przypadł państwu do gustu. Był bardzo realistyczny, nieprawdaż?
Publiczność zaczęła nerwowo wiercić się na krzesłach, ciągle wystraszeni.
Uśmiechnął się do nich i puścił dłoń Aubreya. Rozpiął mój rękaw, po czym podwinął go, odsłaniając bliznę po oparzeniu. Na mojej skórze odznaczał się wyraźnie ciemny ślad w kształcie krzyża. Publiczność zamilkła, wciąż była kompletnie zdezorientowana. Jean-Claude rozchylił koronki na piersiach, odsłaniając swoją własną bliznę w kształcie krzyża.
Na sali zapanowała długa chwila ciszy, aż wreszcie zdumienie i dezorientacja minęły i w lokalu rozbrzmiała istna burza braw. Wokół nas rozlegały się krzyki, gwizdy i donośne radosne pohukiwania.
Widzowie uznali, że byłam wampirzycą, a to wszystko starannie wyreżyserowanym występem. Spojrzałam na uśmiechniętą twarz Jean-Claude’a i na blizny zdobiące nasze ciała – jego klatkę piersiową i moje ramię.
Jean-Claude pociągnął mnie lekko za rękę, zmuszając, abym ukłoniła się publiczności. Kiedy oklaski zaczęły wreszcie cichnąć, Jean-Claude wyszeptał:
– Musimy porozmawiać, Anito. Życie twojej przyjaciółki, Catherine, zależy od twoich dalszych decyzji i poczynań.
Odnalazłam jego wzrok i powiedziałam:
– Zabiłam istoty, które pozostawiły mi pamiątkę w postaci tej blizny.
Uśmiechnął się szeroko, ukazując tylko fragment kła.
– Cóż za niezwykły zbieg okoliczności. Ja również.
7
Jean-Claude wyprowadził nas za kulisy. Był tam już kolejny wampirzy striptizer czekający na rozpoczęcie swego występu. Był ubrany jak gladiator, z błyszczącymi napierśnikami i krótkim mieczem w dłoni.
– I spróbuj teraz odegrać cos lepszego. Cholera. – Szarpnięciem odchylił kurtynę i wyszedł na scenę.
Catherine również się pojawiła, twarz miała tak bladą, że piegi przypominały brązowe plamy z atramentu. Zastanawiałam się, czy ja również byłam taka blada? Nie. Nie mam takiej karnacji.
– Mój Boże, nic ci nie jest? – spytała.
Ostrożnie przestąpiłam kable ciągnące się po podłodze za kulisami i oparłam się o ścianę. Znów zaczęłam uczyć się oddychać.
– Wszystko w porządku – skłamałam.
– Co się dzieje, Anito? Co miał znaczyć ten incydent na scenie? Jesteś takim samym wampirem jak ja.
Z tyłu za jej plecami Aubrey zasyczał i klapnął zębami, rozkrwawiając sobie wargi. Jego barki zatrzęsły się od bezgłośnego śmiechu.
Catherine schwyciła mnie za rękę.
– Anito?
Objęłam ją. Ona również mnie przytuliła. Nie pozwolę jej tak umrzeć. Nie dopuszczę do tego. Odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
– Powiedz coś.
– Czy możemy pomówić w moim gabinecie? – zapytał Jean-Claude.
– Catherine nie musi iść z nami.
Aubrey podszedł bliżej. Zdawał się błyszczeć w ciemnościach zmierzchu niczym cenny klejnot.
– Uważam, że powinna. To również jej dotyczy… powiedziałbym, że dla niej to sprawa gardłowa.
Oblizał okrwawione wargi różowym, ruchliwym jak u kota językiem.
– Nie. Nie chcę, aby ona była w to zamieszana. Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ją z tego wyciągnąć.
– Z czego? O czym ty mówisz?
Jean-Claude zapytał:
– Czy podejrzewasz, że mogłaby pójść na policję?
– Miałabym pójść na policję? W jakiej sprawie? – spytała Catherine, a z każdym pytaniem jej głos przybierał na sile.
– A gdyby poszła?
– To umrze – odparł Jean-Claude.
– Chwileczkę – wtrąciła Catherine. – Grozisz mi?
Twarz Catherine zaczęła nabierać kolorów. To efekt gniewu, jaki ją przepełnił.
– Pójdzie na policję – stwierdziłam.
– Jak sobie chcesz.
– Przykro mi, Catherine, ale będzie lepiej dla nas wszystkich, jeśli zapomnisz o tym, co tu zaszło.
– Dość tego! Wychodzimy, i to już. – Złapała mnie za rękę, a ja nie próbowałam jej powstrzymać.
Aubrey stanął za jej plecami.
– Spójrz na mnie, Catherine.
Zesztywniała. Jej palce wpiły się w moją dłoń. Niesamowite napięcie wprawiło jej mięśnie w drżenie. Walczyła z tym. Boże, miej litość, próbowała się opierać. Ale nie dysponowała magicznymi artefaktami, nie miała nawet krzyżyka. Siła woli nie mogła wystarczyć przeciw komuś takiemu jak Aubrey.
Puściła moją rękę, jej palce w jednej chwili zwiotczały. Zrobiła przeciągły wydech. Spojrzała na coś, co znajdowało się tuż nad moją głową, a czego nie widziałam.
– Przepraszam, Catherine – wyszeptałam.
– Aubrey może wymazać jej wspomnienia z dzisiejszej nocy. Będzie myślała, że za dużo wypiła, ale to nie naprawi wszystkich szkód.
– Wiem. Jedynie jego śmierć może uwolnić Catherine od jego wpływu.
– Zanim to się stanie, ona już dawno obróci się w pył.
Spojrzałam na niego, na plamę krwi na jego koszuli. Uśmiechnęłam się ostrożnie.
– Miałaś odrobinę szczęścia, i tyle. Niech ta rana cię nie zmyli. Nie bądź za bardzo pewna siebie – rzekł Aubrey.
Za bardzo pewna siebie, to ci dopiero. A to zabawne. Z trudem tłumiłam śmiech.
– Zrozumiałam pogróżkę, Jean-Claude. Albo zrobię to, czego chcesz, albo Aubrey dokończy to, co zaczął z Catherine.
– Zdumiewa mnie twoja zdolność orientowania się w sytuacji, ma petite.
– Przestań tak mnie nazywać. Czego właściwie ode mnie chcesz?
– Wydaje mi się, że Willie McCoy wyjaśnił ci, czego od ciebie oczekujemy.