– Nie boję się tej kobiety.
– Wobec tego przyjdź tu po mnie. Pokaż, na co cię stać.
Szczur, który wgryzł się w moją dłoń, odpadł w strudze krwi. Skóra pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym została rozerwana.
Mniejsze szczury zawahały się, rozglądając się nerwowo dokoła. Jeden gramolił się po nogawce moich dżinsów. Nagle gryzoń zeskoczył na podest.
– Nie boję się.
– Udowodnij. – Rzuciłam nieco pewniejszym tonem.
Wielkie szczury wpatrywały się w niego z przejęciem, wyczekująco. Człowiek-szczur wykonał ten sam gest, tyle że w odwrotną stronę. Szczury zapiszczały i stając na tylnych łapkach, zaczęły rozglądać się wokoło, jakby nie mogły w to uwierzyć, ale posłusznie szeroką falą pomaszerowały w dół schodów, by wrócić tam, skąd przyszły.
Oparłam się o drzwi, kolana miałam jak z waty, zranioną, krwawiącą dłoń przycisnęłam do piersi. Człeko-szczur zaczął wspinać się po schodach. Poruszał się miękko na palcach wydłużonych stóp, orząc długimi pazurami kamienne stopnie.
Lykantropy są silniejsze i szybsze niż ludzie. Żadnych mentalnych sztuczek, żadnych iluzji, po prostu są od nas lepsze. Szczurołaka raczej nie udałoby mi się zaskoczyć tak jak pierwszego z wielkich gryzoni. Wątpiłam, aby wściekł się do tego stopnia, aby z głupoty stał się nieostrożny, niemniej jednak nie należało tracić nadziei. Byłam ranna i bezbronna, sama w obliczu całej masy wrogich stworzeń. Jeżeli nie uda mi się sprawić, aby popełnił błąd, znajdę się w poważnych tarapatach.
Powiódł po zębach długim różowym językiem.
– Świeża krew – powiedział. Wziął głęboki oddech. – Cuchniesz strachem, kobieto. Woń krwi i strachu jest dla mnie jak zapach najwspanialszej kolacji.
Mlasnął językiem i zaśmiał się do mnie.
Schowałam zdrową rękę za plecami, jakbym po coś sięgała.
– Jeszcze krok, szczurołaku, a przekonamy się, czy lubisz srebro.
Szczurołak zawahał się, zastygł w bezruchu, na wpół przykucając na najwyższym stopniu.
– Nie masz przy sobie srebra.
– Jesteś gotów założyć się o własne życie?
Splótł szponiaste palce obu dłoni. Jeden z wielkich szczurów zapiszczał głośno. Szczurołak warknął na niego.
– Nie boję się!
Jeśli przemówią mu do ambicji, mój blef się nie uda.
– Widziałeś, co zrobiłam z twoimi pobratymcami. I to bez broni. – Mówiłam cicho, sprawiałam wrażenie pewnej siebie. Punkt dla mnie.
Łypnął na mnie jednym okiem. Jego sierść zalśniła w świetle pochodni, jakby była świeżo umyta. Jeden niewielki skok i znalazł się na podeście, tuż poza moim zasięgiem.
– Nigdy dotąd nie widziałam blondwłosego szczura – powiedziałam. Wszystko było dobre, aby zabić tę ciszę i powstrzymać go przed wykonaniem ostatniego kroku. Jean-Claude na pewno wkrótce po mnie przyjdzie. Wy-buchnęłam śmiechem, gwałtownym i zduszonym.
Szczurołak zastygł w bezruchu i utkwił we mnie wzrok.
– Dlaczego się śmiejesz?
W jego głosie słychać było zaniepokojenie. To dobrze.
– Miałam nadzieję, że wampiry niedługo po mnie przyjdą i mnie ocalą. Musisz przyznać, że to zabawne.
Nie podzielił mego rozbawienia. Wiele osób nie przepada za moim poczuciem humoru i nie śmieje się z moich dowcipów. Gdybym czuła się mniej pewnie, pomyślałabym, że nie są śmieszne. Nie…
Sięgnęłam dłonią za siebie, wciąż udając, że mam w niej nóż. Jeden z wielkich szczurów zapiszczał i nawet mnie ten dźwięk wydał się drwiący. Gdyby mój blef się udał, człowiek-szczur na pewno by tego nie przeżył. Ja mogłam nie przeżyć, gdyby mój mały fortel zawiódł.
W zetknięciu ze szczurołakiem większość ludzi zastyga w bezruchu albo daje się ponieść panice. Miałam dość czasu, by odzyskać nad sobą panowanie. Nie zamierzałam zemdleć, gdyby mnie dotknął. Była jedna rzecz, jaką mogłam zrobić, aby się uratować. Gdybym się pomyliła, zabiłby mnie. Coś ścisnęło mnie w żołądku i mocno przełknęłam ślinę. Lepsza śmierć niż porośnięcie sierścią. Gdyby mnie zaatakował, wolałabym już, aby mnie zabił. Jakoś nie pociągało mnie zostanie szczurołakiem. A gdyby nie dopisało mi szczęście, byle zadrapanie mogło stać się źródłem infekcji.
Oczywiście przy odrobinie szczęścia mogłam na czas trafić do szpitala i poddać się kuracji. To trochę jak z wścieklizną. Tyle tylko, że czasem zastrzyki skutkowały, a kiedy indziej za ich sprawą nabawiałaś się lykantropii.
Owinął długim łysym ogonem swe szponiaste dłonie.
– Miał cię już kiedyś tak?
Nie byłam pewna, czy miał na myśli seks, czy raczej posiłek, atak. Tak czy owak jego słowa nie przypadły mi do gustu. Zamierzał pokazać, na co go stać, wykazać się męstwem teraz, gdy w końcu zebrał się na odwagę i przygotował się wewnętrznie na tę konfrontację. Chciałam, aby był gotowy.
Uznałam, że jednak chodziło mu o seks, i stwierdziłam:
– Chyba ci czegoś brakuje, szczurze.
Zesztywniał i przesunął dłonią w dół ciała, rozczesując pazurami sierść.
– Zobaczymy, co które z nas ma, kobieto.
– Czy tylko w ten sposób potrafisz zdobyć kobietę? Siłą? Czy w ludzkiej postaci jesteś równie odrażający jak teraz?
Zasyczał na mnie, rozdziawiając usta i obnażając zęby. Z jego gardła dobył się głęboki, przeciągły, zawodzący warkot. Nigdy dotąd nie słyszałam podobnego dźwięku. Narastał i cichł, przepełniając pomieszczenie drapieżnymi, syczącymi echami. Szczurołak zgarbił się.
Wstrzymałam oddech. Wkurzyłam go. Teraz okaże się, czy mój plan zadziała, czy może przyniesie mi śmierć. Dał susa naprzód. Upadłam na posadzkę, ale był na to przygotowany. Dopadł mnie z niewiarygodną szybkością, warcząc i wyciągając szponiaste palce.
Podkuliłam kolana do piersi, w przeciwnym razie runęłabym na mnie. Zacisnął szponiastą dłoń na moich kolanach i zaczął napierać. Oplotłam kolana ramionami, stawiając opór. Miałam wrażenie, jakbym walczyła z prasą hydrauliczną. Ponownie wrzasnął, wysoko i świszcząco, opryskując mnie śliną. Osunął się na kolana, aby napierając pod innym, lepszym kątem, zmusić mnie do opuszczenia nóg. Kopnęłam na oślep, wkładając w to całą swoją siłę. Zauważył mój ruch i chciał się odsunąć, ale i tak trafiłam go prościutko między nogi. Impet powalił go na ziemię; szczurołak runął na podest, orząc pazurami kamienie. Pojękiwał cichutko. Z trudem łapał oddech. Chyba miał kłopoty z nabraniem powietrza.
Z tunelu wyłonił się drugi szczurołak i pomniejsze gryzonie rozpierzchły się na wszystkie strony, popiskując i skrzecząc. Ja tymczasem usiadłam na podeście możliwie jak najdalej od wijącego się z bólu szczurołaka. Spojrzałam na nowo przybyłego. Byłam zmęczona i wściekła.
Cholera, powinno się było udać. Źli faceci nie powinni dostawać wsparcia, podczas gdy i tak mieli nade mną miażdżącą przewagę liczebną. Ten nowy miał sierść czarną jak bezgwiezdna noc. Nosił dżinsy o nogawkach obciętych nieco powyżej kolan. Wykonał płynny, energiczny ruch ręką.
Serce podeszło mi do gardła, w skroniach dudniło. Skóra mi ścierpła na wspomnienie pełzających po mnie małych ciał. Dłoń w miejscu ugryzienia pulsowała tępym bólem. Rozerwą mnie na strzępy.
– Jean-Claude!
Szczury jak potężna brązowa fala zaczęły odstępować od schodów. Po chwili zwartą gromadą, popiskując i skrzecząc, zawróciły do tunelu. Ja po prostu na to patrzyłam. Nie mogłam zrobić nic innego.
Wielkie szczury zasyczały na nowo przybyłego, wskazując nosami i łapami na leżącego opodal olbrzymiego gryzonia.
– Ona się tylko broniła. A co wy robiliście? – Głos szczurołaka był niski i głęboki, nieco bełkotliwy. Gdybym zamknęła oczy, mogłabym uwierzyć, że słyszę zgoła zwyczajnego człowieka.