Выбрать главу

Przykucnęłam zdyszana, przykładając obie ręce do brzucha. Tętno miałam zabójcze. Czułam je aż w gardle. Nie mogłam oddychać. Owładnął mną gniew, czysty i ostry. W mig przegonił ze mnie mroczne cienie umysłu Nikolaos.

Łypnęłam na nią gniewnie. Gniew, a pod nim strach. Nikolaos zalała mój umysł niczym ocean wnętrze muszli, wypełniając mnie i opróżniając. Musiałaby doprowadzić mnie do obłędu, aby mnie złamać, ale mogła tego dokonać. A ja nie byłam w stanie się przed nią obronić.

Spojrzała na mnie z góry i zaśmiała się tym swoim melodyjnym, dźwięcznym śmiechem.

– Och, widzę, że znaleźliśmy coś, czego boi się nasza animatorka. Tak. Znamy twoją tajemnicę. – Głos miała śpiewny i miły dla ucha. Znów była małą dziewczynką.

Nikolaos uklękła przede mną, podwijając niebieską sukienkę pod kolana. Jak prawdziwa dama. Zgięła się w pasie, aby spojrzeć mi w oczy.

– Ile mam lat, animatorko?

Zaczęłam dygotać. Szok. Zęby mi szczękały, jakbym umierała z wyziębienia, i może faktycznie tak było. Z trudem przez zaciśnięte zęby wychrypiałam:

– Tysiąc. Może więcej.

– Miałeś rację, Jean-Claude. Jest dobra. – Zbliżyła swoją twarz do mojej. Pragnęłam odepchnąć ją od siebie, ale za żadne skarby nie chciałam jej dotknąć.

Znów się zaśmiała, wysoko, dziko, przeraźliwie czysto. Gdybym nie była w tak kiepskim stanie, krzyknęłabym lub może splunęłabym jej w twarz.

– Doskonale, animatorko. Widzę, że się rozumiemy. Zrobisz, czego od ciebie żądam, albo obiorę twój umysł warstwa po warstwie, jak cebulę. – Czułam na twarzy jej oddech, gdy szepnęła z rozbawieniem, chichocząc jak dziecko: – Wierzysz, że mogłabym to zrobić, prawda?

Wierzyłam.

12

Chciałam splunąć w to gładkie, blade oblicze, ale obawiałam się tego, co mogłaby mi za to zrobić. Kropla potu powoli spłynęła mi po twarzy. Chciałam obiecać jej wszystko, czego tylko zechce, aby tylko już nigdy więcej mnie nie dotknęła. Nikolaos nie musiała rzucać na mnie uroku, wystarczyło mnie przestraszyć. A ona mnie przerażała. Była w stanie kontrolować mnie dzięki trwodze, jaką we mnie wzbudzała.

I na to właśnie liczyła. Nie mogłam na to pozwolić.

– Złaź… ze… mnie – wychrypiałam.

Zaśmiała się. Miała ciepły oddech pachnący miętą. Miętówki. Ale gdzieś tam, w głębi, czuć było coś jeszcze, słaby, lecz wyczuwalny odór świeżej krwi. Starej śmierci. Niedawnego morderstwa.

Już nie dygotałam.

– Twój oddech cuchnie krwią – warknęłam.

Cofnęła się energicznie, unosząc dłoń do ust. Był to tak ludzki gest, że mimowolnie wybuchnęłam śmiechem. Jej sukienka musnęła moją twarz, gdy się podniosła. Jedna mała obuta stopka kopnęła mnie w pierś.

Kopniak był tak silny, że poturlałam się w tył; przeszył mnie silny, palący ból, straciłam oddech. Po raz drugi tej nocy nie mogłam oddychać. Leżałam na brzuchu, przełykając ślinę i usiłując złapać powietrze. Bolało. Nie słyszałam, aby coś we mnie pękło. A po takim kopniaku mogłam coś sobie złamać.

Usłyszałam nad sobą grzmiący, gniewny głos.

– Zabierzcie ją stąd, zanim sama ją zabiję.

Ból przerodził się w ostre ćmienie. Mogłam wreszcie nabrać tchu. Mimo to wciąż bolało. Klatkę piersiową miałam ściśniętą i czułam się, jakbym łykała płynny ołów.

– Ani kroku dalej, Jean.

Jean-Claude odsunął się od ściany i znieruchomiał wpół drogi do mnie. Nikolaos unieruchomiła go jednym ruchem delikatnej, małej, białej rączki.

– Słyszysz mnie, animatorko?

– Tak – odparłam zduszonym głosem. Trudno mi było mówić, miałam ściśnięte gardło.

– Złamałam ci coś? – spytała śpiewnym, cichym głosikiem.

Zakasłałam, usiłując odchrząknąć, ale ból w gardle był zbyt silny. Skuliłam się, przyjmując pozycję płodową, aż trochę zelżał.

– Nie.

– Szkoda. Ale przypuszczam, że to spowolniłoby bieg wydarzeń albo nawet uczyniłoby cię dla nas bezużyteczną. – Wydawało się, że to ostatnie również brała pod uwagę. Co by ze mną zrobiła, gdyby coś mi złamała? Wolałam nie wiedzieć.

– Policja wie tylko o czterech zabitych wampirach. A było jeszcze sześć zabójstw.

Ostrożnie nabrałam powietrza.

– Dlaczego zatajono to przed policją?

– Moja droga animatorko, wśród nas jest wielu, którzy nie ufają prawom ludzi. Wiemy coś niecoś o równości praw śmiertelników wobec nieumarłych. – Uśmiechnęła się i znów w jej policzkach pojawiły się dołeczki. – Jean-Claude był piątym w kolejności pod względem mocy wampirem w tym mieście. Teraz jest trzecim.

Spojrzałam na nią, spodziewając się zobaczyć uśmiech i usłyszeć, że to był tylko żart. Wciąż się uśmiechała, niezmiennie, jak woskowa lalka. Czy oni wszyscy mieli mnie za idiotkę?

– Coś zabiło dwóch wampirzych mistrzów? Potężniejszych od… – musiałam przełknąć ślinę, zanim dokończyłam -…Jean-Claude’a?

Jej uśmiech poszerzył się, błysnął kieł.

– Szybko orientujesz się w sytuacji. Przyznaję. Może to nieznacznie złagodzi karę Jean-Claude’a. Wiesz, że to on cię nam polecił?

Pokręciłam głową i spojrzałam na niego. Nie poruszył się, nawet nie oddychał. Tylko na mnie patrzył. Jego ciemnoniebieskie oczy, mroczne jak niebo nocą, wydawały się pałać z gorączki. Wciąż jeszcze się nie pożywił. Dlaczego nie pozwalała mu zaspokoić głodu?

– Czemu ma zostać ukarany?

– Martwisz się o niego? – W jej głosie pobrzmiewało drwiące zdziwienie. – Proszę, proszę, mam wrażenie, że gniewasz się na niego, że wciągnął cię w tę kabałę. Zgadza się?

Patrzyłam na niego przez chwilę. I tedy zrozumiałam, co malowało się w jego oczach. To był strach. Bał się Nikolaos. Wiedziałam, że jeśli w tym pokoju miałam jakiegoś sprzymierzeńca, to był nim właśnie Jean-Claude. Strach wiąże silniej niż miłość czy nienawiść i działa znacznie szybciej.

– Nie – odparłam.

– Nie, nie – wycedziła z emfazą jak krnąbrne dziecko.

– Świetnie. – Niespodziewanie zniżyła głos, w jej tonie pojawił się żar i wściekłość. – Dostaniesz od nas prezent, animatorko. Mamy świadka drugiego morderstwa. Był przy śmierci Lucasa. Opowie ci o wszystkim, co widział, nieprawdaż, Zachary?

Uśmiechnęła się do jasnowłosego mężczyzny.

Zachary skinął głową. Wyszedł zza fotela i skłonił się nisko przede mną. Usta miał trochę za wąskie, uśmiech krzywy. Mimo to jego zielone oczy wpatrywały się we mnie bez cienia lęku. Widziałam już tę twarz, tylko gdzie?

Podszedł do małych drzwi. Nie widziałam ich wcześniej. Były ukryte w falujących cieniach pochodni, ale mimo to powinnam je była zobaczyć. Spojrzałam na Nikolaos, a ona skinęła na mnie, uśmiechając się półgębkiem.

Ukryła przede mną drzwi, a ja nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Spróbowałam wstać, podpierając się rękami. To był błąd. Jęknęłam z bólu i podniosłam się najszybciej, jak tylko mogłam. Dłonie, posiniaczone i pokryte zadrapaniami, zupełnie mi zdrętwiały. Jeśli dożyję do rana, będę całkiem obolała.

Zachary otworzył drzwi zamaszystym, przesadnym gestem, jak iluzjonista rozsuwający zasłonę. W drzwiach stał mężczyzna. Miał na sobie resztki garnituru. Był szczupły, trochę tylko zaokrąglony w pasie, za dużo piwa, za mało ćwiczeń. Mógł mieć około trzydziestu lat.

– Podejdź – rzekł Zachary.

Mężczyzna wszedł do pomieszczenia. Oczy miał przepełnione strachem. Sygnet na jego małym palcu rozbłysnął w świetle pochodni. Mężczyzna cuchnął strachem i śmiercią.