Ronnie na drugim końcu łącza podejrzanie zamilkła.
– W porządku, tylko bądź ostrożna.
– Będę ostrożna jak panna młoda w noc poślubną, obiecuję.
Zaśmiała się.
– Jesteś niepoprawna.
– Wszyscy mi to mówią – przyznałam.
– Uważaj na swoje plecy.
– Ty też.
– Będę uważać. – Odłożyła słuchawkę. Z mojej dobiegał już tylko cichy szum.
– Dobre wieści? – spytał Luther.
– Taa. – LPW zawiązało w swoich szeregach komando śmierci. Być może. Ale dzięki temu miałam jakiś punkt zaczepienia. Lepsze to niż nic. Do tej pory szło mi raczej kiepsko. Nie wiedziałam, od czego zacząć, błądziłam po omacku jak dziecko we mgle. To raczej nie najlepszy sposób na wytropienie zabójcy, który miał na koncie dwóch wampirzych mistrzów. Jeżeli znalazłam się na właściwym tropie, wkrótce powinnam zwrócić na siebie uwagę. Co oznaczało, że ktoś już niebawem mógł próbować mnie zabić. Czyż to nie byłoby zabawne? Będę potrzebować ciuchów, które podkreślą moje wampirze blizny i równocześnie pozwolą mi na ukrycie broni. To nie będzie łatwe.
Przyjdzie mi poświęcić całe popołudnie na robieniu zakupów. Nie cierpię tego. Uważam to za zło konieczne, jak szpinak czy buty na obcasie. Naturalnie lepsze to niż stawanie oko w oko z wampirami grożącymi, że rozszarpią mi gardło. Ale poczekajcie tylko – może uda mi się to jakoś sensownie połączyć. Po południu zakupy, a wieczorem starcie z wampirami. Czyż można sobie wymarzyć przyjemniejszy sposób na spędzenie soboty?
23
Przełożyłam mniejsze torby do jednej większej, aby mieć wolną rękę, w razie gdybym musiała sięgnąć po pistolet. Zdziwilibyście się, wiedząc, jaki stanowicie doskonały cel, dźwigając dwa naręcza siatek z zakupami. Najpierw musisz upuścić na ziemię siatki, oczywiście jeśli nie owinęłaś sobie rączek wokół nadgarstka, potem sięgnąć po broń, wymierzyć i wypalić. Zanim zdążysz to wszystko zrobić, bandzior spokojnie wpakuje ci ze dwie kulki i oddali się w niewiadomym kierunku, pogwizdując przez zęby.
Przez całe popołudnie zachowywałam się jak paranoiczka, zwracając uwagę na wszystko, co działo się wokół mnie. Czy byłam śledzona? Czy ten facet nie za długo mi się przygląda? Czy ta kobieta nosi chustkę, żeby zasłonić ślady ukąszeń na szyi?
Zanim doszłam do samochodu, bolała mnie szyja i ramiona. Najbardziej przerażającą rzeczą, jaką ujrzałam tego popołudnia, były ceny markowych ciuchów.
Wciąż było jasno, bezchmurnie i upalnie, gdy dotarłam do mego auta. W centrum handlowym łatwo stracić poczucie czasu. Pomieszczenia są klimatyzowane, zupełnie inny świat, enklawa, gdzie nikt i nic nie może cię dosięgnąć. Disneyland dla miłośników zakupów.
Włożyłam sprawunki do bagażnika i patrzyłam, jak niebo zaczyna ciemnieć. Znałam uczucie strachu, ten obciążony ołowiem balon rosnący w żołądku. Miły, cichy lęk.
Wzruszyłam ramionami, aby je rozluźnić. Pokręciłam głową, aby pozbyć się uczucia nieprzyjemnej sztywności. Lepiej, ale to wciąż nie to. Potrzebowałam paru aspiryn. Zjadłam posiłek w centrum, czego prawie nigdy nie robiłam. Gdy tylko poczułam aromat potraw, rzuciłam się na nie, jakbym nie jadła nic od miesiąca.
Pizza smakowała jak kawałek cienkiej tektury powleczony imitacją sosu pomidorowego. Ser był gumowaty i bez smaku. Mniam, mniam, barowe żarcie. Prawdę mówiąc, uwielbiam zapiekanki z pieczarkami i ciastka na gorąco. Kupiłam kawałek pizzy z samym serem, tak jak lubię, i drugi ze wszystkim. Nie cierpię pieczarek ani zielonej papryki. Miejsce kiełbasy jest na stole, nie na pizzy. Nie wiem, co zaniepokoiło mnie bardziej, sam fakt, że zamówiłam pizzę ze wszystkimi dodatkami, czy może to, że zanim się zorientowałam, spałaszowałam połowę porcji. Jadłam rzeczy, których normalnie nie znoszę. Dlaczego? Jeszcze jedno pytanie bez odpowiedzi. Dlaczego tak mnie to przerażało?
Moja sąsiadka, pani Pringle, wyprowadzała właśnie pieska i spacerowała z nim po trawniku przed naszym apartamentowcem. Zaparkowałam i wyjęłam z bagażnika pękatą torbę z zakupami.
Pani Pringle ma ponad sześćdziesiąt lat, prawie metr osiemdziesiąt wzrostu i jest chuda jak szczapa. Jej bladoniebieskie oczy, wyzierające spoza szkieł okularów w srebrnych oprawkach, promienieją życiem i ciekawością. Jej pies, Kremik, to szpic. Wygląda jak złocisty mlecz na kocich łapkach.
Pani Pringle pomachała do mnie, byłam w pułapce. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich. Kremik zaczął skakać wokół mnie, jakby miał w tylnych łapkach sprężynki. Wyglądał jak nakręcana zabawka. Poszczekiwał raz po raz radośnie.
Kremik wie, że go nie lubię, i w swoim pokrętnym psim móżdżku ubzdurał sobie, żeby mnie do siebie przekonać. Za wszelką cenę.
A może po prostu wie, że to mnie drażni. Nieważne.
– Anito, ty niedobra pannico, dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz absztyfikanta? – spytała pani Pringle.
Zmarszczyłam brwi.
– Absztyfikanta?
– Chłopaka – powiedziała.
Nie miałam pojęcia, o czym mówiła.
– A konkretnie?
– Jeżeli nie chcesz o tym mówić, nie mów, ale kiedy kobieta daje mężczyźnie klucz od swego mieszkania, to musi coś znaczyć.
Ołowiany balon w moim żołądku uniósł się o kilka cali.
– Widziała pani, jak dzisiaj ktoś wchodził do mojego mieszkania? – Z trudem zachowywałam pokerowe oblicze.
– Tak, to nader miły młody mężczyzna. Bardzo przystojny.
Chciałam zapytać, jak wyglądał, ale skoro miałam sama dać mu klucze od mieszkania, powinnam była wiedzieć. Nie mogłam o to zapytać. Bardzo przystojny – czy to mógł być Phillip? Tylko po co miałby tu przyjść?
– Kiedy tu był?
– Około drugiej po południu. Właśnie wyprowadzałam Kremika, jak wchodził do budynku.
– Widziała pani, jak stąd wychodził?
Spojrzała na mnie z ukosa.
– Nie. Anito, czy to był ktoś obcy? Czy pozwoliłam zbiec włamywaczowi?
– Nie. – Wysiliłam się na beztroski uśmiech. – Tyle tylko, że się go dzisiaj nie spodziewałam. Jeżeli zobaczy pani kogoś wchodzącego do mego mieszkania, proszę go nie zatrzymywać. Przez następnych kilka dni będą mnie odwiedzać przyjaciele.
Nieznacznie przymrużyła oczy, jej drobnokościste dłonie pozostały nieruchome. Nawet Kremik warował na trawniku i ziajał, gapiąc się na mnie.
– Anito Blake – powiedziała, a jej głos przypominał mi, że była emerytowaną nauczycielką. – W coś ty się wpakowała?
– W nic się nie wpakowałam, naprawdę. Tyle tylko, że nigdy dotąd nie dałam mężczyźnie kluczy do mieszkania i jestem trochę podenerwowana. Zdezorientowana.
Rzuciłam jej niewinne w moim przekonaniu spojrzenie. Z trudem powstrzymałam się przed zatrzepotaniem rzęsami, ale cała reszta poskutkowała.
Splotła dłonie na podołku. Chyba mi nie uwierzyła.
– Skoro nie jesteś pewna tego młodego człowieka, to znaczy, że nie jest tym właściwym. Gdyby nim był, nie denerwowałabyś się tak bardzo.
Poczułam ogromną ulgę. Uwierzyła.
– Chyba ma pani rację. Dzięki za radę. Może jej nawet posłucham. – Tak się ucieszyłam, że aż poklepałam Kremika po kudłatym łebku.
Odchodząc, usłyszałam jeszcze, jak pani Pringle mówi: