– Nie był dość silny.
Straciłam równowagę i musiałam się czegoś przytrzymać; odruchowo dotknęłam dłońmi jego pokiereszowanego torsu. Cofnęłam się jak oparzona, odsuwając ręce jak najdalej od ciała, były całe we krwi.
Phillip zamknął oczy i oparł się plecami o ścianę. Jego jabłko Adama uniosło się i opadło, gdy z trudem przełknął ślinę. Na szyi miał dwa nowe ślady ukąszeń. Wykrwawi się na śmierć, jeśli nikt nie opatrzy mu tych ran.
Spuścił głowę i spróbował na mnie spojrzeć, ale włosy wpadały mu do oczu. Otarłam zakrwawione dłonie w dżinsy i znów zbliżyłam się do niego, stając na palcach. Odgarnęłam mu włosy z oczu, ale zaraz znów opadły, przesłaniając twarz. To zaczynało mnie coraz bardziej wkurzać.
Odgarnęłam mu włosy do tyłu, aż w końcu osiągnęłam zamierzony efekt. Wreszcie mogłam zobaczyć jego twarz. Włosy miał delikatniejsze, niż mogło się wydawać, grube i przepełnione ciepłem jego ciała. Prawie się uśmiechnął. Łamiącym się głosem wyszeptał:
– Parę miesięcy temu za coś takiego musiałabyś mi zapłacić.
Spojrzałam na niego i zrozumiałam, że Phillip starał się żartować. Boże. Poczułam nieprzyjemny ucisk w gardle.
– Pora iść – rzucił Burchard.
Spojrzałam w te cudne brązowe oczy Phillipa, w których jak w czarnych zwierciadłach tańczyły odbicia płonących pochodni.
– Nie zostawię cię tutaj, Phillipie.
Spojrzał na mężczyznę na schodach, a potem na mnie. Strach sprawił, że wyglądał bardzo młodo i bezradnie.
– Zobaczymy się później – powiedział.
Cofnęłam się o krok.
– Możesz być tego pewien – odparłam.
– Nie każmy jej czekać. To nieroztropne – wtrącił Burchard.
Zapewne miał rację. Phillip i ja jeszcze przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Puls na jego szyi tętnił tak, jakby chciał wyrwać się spod skóry.
Bolało mnie gardło, czułam ucisk w klatce piersiowej. Przez chwilę miałam przed oczami powidoki wywołane blaskiem migoczących pochodni. Odwróciłam się i podeszłam do schodów. My, twarde jak stara skórzana podeszwa pogromczynie wampirów, nie wiemy co to łzy. A w każdym razie nie rozczulamy się publicznie. Trzeba dbać o swój wizerunek.
Burchard otworzył i przytrzymał drzwi. Obejrzałam się przez ramię, spojrzałam na Phillipa i jak idiotka pomachałam do niego. Odprowadził mnie wzrokiem, oczy miał przepełnione przerażeniem, wyglądał jak dziecko, które patrzy na matkę wychodzącą z pokoju, zanim zostały zeń wygnane wszystkie paskudne potwory.
Musiałam go tam zostawić, samotnego, bezradnego i bezbronnego. Boże, dopomóż mi.
38
Nikolaos siedziała w swoim rzeźbionym fotelu, kołysząc wesoło nogami. Czarujące. Aubrey oparł się o ścianę, przesuwając językiem po wargach, oblizując je z krwi. Valentine stał obok niego w bezruchu, wpatrując się we mnie.
Winter stanął przy mnie. Strażnik więzienny.
Burchard podszedł do Nikolaos, opierając jedną dłoń o jej fotel.
– No co, animatorko, żadnych żarcików? – spytała Nikolaos.
Wciąż mówiła głosem dorosłej osoby. Zupełnie jakby dysponowała dwoma głosami i mogła używać ich zamiennie za naciśnięciem niewidzialnego guzika.
Pokręciłam głową. Nie byłam w nastroju do żartów.
– Czyżbyśmy złamali twego ducha? Odebraliśmy ci wolę walki?
Spojrzałam na nią. Gniew przenikał mnie jak fala żaru.
– Czego ty chcesz, Nikolaos?
– O, teraz o wiele lepiej. – Jej głos unosił się i opadał, każde słowo kończył dziewczęcy chichot. Być może już nigdy nie polubię dzieci.
– Jean-Claude powinien już osłabnąć w swojej trumnie. Powinien być osłabiony z głodu, a jednak jest wciąż silny i najedzony. Jak to możliwe?
Nie miałam pojęcia, więc nic nie powiedziałam. A może to było pytanie retoryczne.
Jednak nie.
– Odpowiedz, Anito. – Wymówiła moje imię, przeciągając zgłoski.
– Nie wiem.
– Ależ wiesz.
Nie wiedziałam, ale ona i tak by mi nie uwierzyła.
– Dlaczego krzywdzisz Phillipa?
– Po ostatniej nocy zasłużył sobie na lekcję pokory.
– Ponieważ ci się przeciwstawił? – spytałam.
– Tak – odparła. – Ponieważ mi się przeciwstawił. – Podniosła się z fotela i podbiegła do mnie. Odwróciła się lekko, a biała sukienka zafalowała wokół niej. Podbiegła do mnie w podskokach, uśmiechając się. – I dlatego, że byłam na ciebie wściekła. I być może dlatego, że ten mały pokaz doda ci nowego zapału, abyś wreszcie odnalazła zabójcę wampirów. – Jej śliczna buzia była zwrócona w moją stronę, blade oczy promieniały rozbawieniem. Była dobra.
Przełknęłam mocno ślinę i zadałam pytanie, które nie dawało mi spokoju.
– Czemu byłaś na mnie wściekła?
Przekrzywiła głowę w bok. Gdyby nie fakt, że była krwiopijcą, mogłaby wydawać się całkiem milutka.
– Czyżbyś nie wiedziała?
Odwróciła się do Burcharda.
– Co o tym sądzisz, przyjacielu? Czyżby naprawdę nie zdawała sobie z tego sprawy?
Wyprostował się i odparł:
– Wydaje mi się, że to całkiem możliwe.
– Och, Jean-Claude był bardzo niegrzeczny. Nałożył drugi znak na niczego nie podejrzewającą śmiertelniczkę.
Znieruchomiałam. Przypomniałam sobie ogniste niebieskie oczy na schodach i głos Jean-Claude’a w mojej głowie. No dobrze, podejrzewałam coś takiego, ale wciąż nie pojmowałam znaczenia tego, co się stało.
– Co oznacza drugi znak?
Oblizała wargi miękko jak kot.
– Wyjaśnimy jej, Burchardzie? Powiemy jej?
– Jeżeli naprawdę nie wie, o pani, myślę, że musimy ją oświecić – stwierdził.
– Tak – rzekła i podpłynęła z powrotem do swego fotela.
– Burchardzie, powiedz jej, ile masz lat.
– Mam sześćset trzy lata.
Spojrzałam na jego gładkie oblicze i pokręciłam głową.
– Przecież jesteś człowiekiem, a nie wampirem.
– Otrzymałem czwarty znak i będę żył tak długo, jak długo będę potrzebny mej pani.
– Nie, Jean-Claude nie zrobiłby mi czegoś takiego – powiedziałam.
Nikolaos wykonała lekki, nonszalancki ruch dłońmi.
– Musiałam go bardzo mocno nacisnąć. Wiedziałam, że dał ci pierwszy znak, aby cię uleczyć. Chyba był zdesperowany i chciał ratować swoją skórę.
Przypomniałam sobie echo jego głosu rozbrzmiewające w mojej głowie. „Przepraszam. Nie miałem wyboru”. Niech go diabli, przecież zawsze mamy wybór.
– Co noc nawiedza mnie w snach. Co to znaczy?
– Komunikuje się z tobą, animatorko. Wraz z trzecim znakiem będzie miał z tobą kontakt myślowy.
Pokręciłam głową.
– Nie.
– Co ma znaczyć to „nie”, animatorko? Nie dla trzeciego znaku, czy może nam nie wierzysz? – spytała.
– Nie chcę być niczyją służebnicą.
– A jesz ostatnio więcej niż zwykle? – zapytała.
Pytanie było tak dziwne, że patrzyłam na nią przez chwilę, aż w końcu sobie przypomniałam.
– Tak. To ważne?
Nikolaos zmarszczyła brwi.
– On wysącza z ciebie energię, Anito. Karmi się za pośrednictwem twojego ciała. Do tego czasu powinien już osłabnąć, ale ty dodajesz mu sił.
– Nie chciałam tego.
– Wierzę ci – stwierdziła. – Zeszłej nocy, kiedy uświadomiłam sobie, co zrobił, z wściekłości nieomal wyszłam z siebie. I dlatego odebrałam ci twojego kochanka.
– Uwierz, proszę, on nie jest moim kochankiem.
– Czemu więc ostatniej nocy ryzykował narażenie się na mój gniew, aby cię ocalić? W imię przyjaźni? Przyzwoitości? Nie sądzę.