Выбрать главу

– Jesteś gotowa?

Nie.

– Zrób to, do cholery.

Zrobił to. Przyłożył krzyżyk do mojej szyi, poczułam chłód metalu, żadnego pieczenia, dymu, swądu palonego ciała, bólu. Byłam oczyszczona, a w każdym razie na tyle, na ile było to możliwe.

Zakołysał łańcuszkiem tuż przed moją twarzą. Chwyciłam krzyżyk jedną ręką i ścisnęłam tak mocno, że aż moja dłoń zaczęła drżeć. To nie trwało długo. Łzy pociekły mi z kącików oczu. Nie płakałam. Byłam po prostu wyczerpana.

– Możesz usiąść? – zapytał.

Skinęłam głową i zmusiłam się, by usiąść, opierając się plecami o wannę.

– Możesz wstać?

Zastanawiałam się przez chwilę i uznałam, że raczej nie. Byłam strasznie osłabiona, roztrzęsiona i zbierało mi się na wymioty.

– Sama nie dam rady.

Edward ukląkł przy mnie, objął mnie ramieniem, a drugą rękę wsunął mi pod kolano, po czym podniósł mnie bez najmniejszego trudu. Wstał płynnie, bez wyraźnego wysiłku. Trzymał mnie na rękach jak dziecko.

– Postaw mnie – powiedziałam. Spojrzał na mnie.

– Co?

– Nie jestem dzieckiem. Nie chcę, aby ktoś mnie nosił.

Westchnął przeciągle i mruknął:

– W porządku. – Opuścił mnie na podłogę i odsunął się. Zatoczyłam się na ścianę i osunęłam na podłogę. Łzy powróciły, niech to szlag!

Siedziałam na podłodze, szlochając, byłam za słaba, aby przejść z łazienki do sypialni! Boże!

Edward po prostu stał opodal, wpatrując się we mnie beznamiętnie. Jego oblicze pozostawało jak zawsze nieodgadnione.

Gdy się odezwałam, mój głos brzmiał prawie normalnie.

– Nie cierpię być bezradna. Po prostu nie cierpię!

Znów ukląkł obok mnie, objął ramieniem i zacisnął dłoń na moim nadgarstku. Drugą ręką objął mnie w pasie. Różnica wzrostu sprawiła, że było nam trochę niewygodnie, ale przynajmniej mogłam łudzić się nadzieją, że o własnych siłach dotarłam do łóżka.

Pluszowe pingwiny siedziały pod ścianą. Edward nie wspomniał o nich ani słowem. Jeśli on nic nie powie, to ja tym bardziej. Kto wie, może Śmierć sypia z pluszowym misiem? Nigdy w życiu.

Grube zasłony były wciąż zaciągnięte, dzięki czemu w pokoju panował wieczny półmrok.

– Odpoczywaj. Ja będę czuwał i dopilnuję, żeby żaden czarny lud nie podkradł się cichcem do ciebie.

Uwierzyłam mu.

Edward przyniósł z pokoju krzesło i usiadł, stawiając je pod ścianą przy drzwiach. Znów nałożył szelki z kaburą podramienną, pistolet trzymał w dłoni gotowy do strzału. Wyciągnął z samochodu torbę podróżną i wniósł do sypialni. Rozsunął zamek torby, po czym wyjął z niej coś, co wyglądało jak miniaturowy pistolet maszynowy. Nie znałam się na peemach i jedyne, co przychodziło mi do głowy, to uzi.

– Co to za broń? – spytałam.

– Miniuzi.

Coś takiego! Miałam rację. Wbił magazynek w kolbę, pokazał mi, jak się go wymienia, gdzie jest bezpiecznik i takie tam. Zaprezentował mi tę broń z lubością, jak dealer najnowszy model sportowego samochodu. Usiadł na krześle, kładąc miniuzi na kolanach.

Powieki mi opadały, ale powiedziałam:

– Tylko nie strzelaj do moich sąsiadów, dobra?

Chyba się uśmiechnął.

– Postaram się.

Skinęłam głową.

– Czy to ty zabijasz wampiry?

Tym razem na pewno się uśmiechnął, szeroko, czarująco.

– Śpij już, Anito.

Balansowałam na granicy snu, kiedy dobiegł mnie jego głos, łagodny i odległy.

– Gdzie ukrywa się za dnia Nikolaos?

Otworzyłam oczy i spróbowałam odnaleźć go wzrokiem. Wciąż siedział na krześle w bezruchu.

– Jestem zmęczona, Edwardzie, a nie głupia.

Jego śmiech towarzyszył mi, dopóki nie zapadłam w sen.

42

Jean-Claude siedział na rzeźbionym tronie. Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął jedną rękę; miał długie, szczupłe palce.

– Chodź – powiedział.

Miałam na sobie długą białą suknię ozdobioną koronkami. Nawet we śnie bym czegoś takiego nie założyła. Spojrzałam na Jean-Claude’a. To był jego wybór, nie mój. Strach ścisnął mi gardło.

– To mój sen – oznajmiłam.

Wyciągnął obie ręce i rzekł:

– Chodź.

Podeszłam do niego. Suknia zaszeleściła o kamienie, przy każdym kroku słyszałam wywoływane przez nią dźwięki. Te odgłosy działały mi na nerwy.

Nagle stanęłam tuż przed Jean-Claudem. Powoli uniosłam ręce w stronę jego czekających dłoni. Nie powinnam tego robić. Kiepski pomysł, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać.

Ujął mnie za ręce, a ja uklękłam przed nim. Uniósł moje dłonie w stronę koronek zdobiących przód jego koszuli i zmusił mnie, abym zacisnęła na nich palce.

Ujął moje ręce w swoje i ścisnął mocno, a potem manipulując moimi dłońmi, rozerwał przód koszuli.

Jego klatka piersiowa była gładka i biała, jedynie pośrodku widać było cienką kreskę czarnych kręconych włosów. Niżej było ich więcej, odcinały się wyraźnie na tle płaskiego białego brzucha. Blizna po oparzeniu, gładka i lśniąca w porównaniu z jego doskonałym ciałem, wydawała się dziwnie rażąca, jakby nie na miejscu.

Jedną ręką ujął mój podbródek i zmusił mnie, abym uniosła głowę. Drugą ręką przesunął po klatce piersiowej, nieco poniżej prawego sutka. Na białej skórze pojawiła się krew. Czerwona cienka strużka pociekła w dół.

Chciałam się odsunąć, ale jego palce wpiły się w moją szczękę, unieruchamiając ją jak imadło. Krzyknęłam:

– Nie!

Uderzyłam go lewą ręką. Chwycił mnie za nadgarstek i przytrzymał. Oparłam się prawą ręką o podłogę i spróbowałam podnieść się z klęczek. Jean-Claude unieruchomił mnie oburącz tak skutecznie, że poczułam się jak motyl nadziany na szpilkę. Mogłam się poruszać, ale nie mogłam uciec. Osunęłam się na ziemię, zmuszając go, żeby pozwolił mi usiąść, obawiałam się, że mnie udusi. Jednak dał mi usiąść.

Kopnęłam z całej siły, trafiając go obunóż w kolano. Wampiry odczuwają ból. Puścił moją szczękę tak gwałtownie, że runęłam w tył. Chwycił mnie za oba nadgarstki i szarpnięciem poderwał na kolana, jednocześnie unieruchamiając nogami. Rozsiadł się w fotelu, kolanami kontrolując dolną połowę mego ciała, równie dobrze mógł zakuć mnie w łańcuchy.

Pomieszczenie wypełnił wysoki, melodyjny śmiech. Nikolaos stanęła z boku, obserwując nas. Jej śmiech odbił się gromkim echem w całym pomieszczeniu i zaczął narastać, coraz głośniejszy i przeszywający jak hałaśliwa, drażniąca muzyka.

Jean-Claude schwycił mnie jedną ręką za oba nadgarstki, a ja nie byłam w stanie go powstrzymać. Wolną ręką pogładził mnie po policzku i szyi. Dotknął palcami podstawy czaszki i zaczął napierać.

– Jean-Claude, błagam, nie rób tego!

Coraz bardziej przybliżał moją twarz do rany na swojej piersi. Stawiałam opór, ale jego palce wydawały się jak przyspawane do mojej czaszki, były częścią mnie.

– NIE!

Śmiech Nikolaos przerodził się w słowa.

– Gdy usunąć wierzchnią warstwę, okazuje się, że jesteśmy wszyscy tacy sami, animatorko.

Wrzasnęłam.

– Jean-Claude!

Jego głos można było porównać do aksamitnej fali, ciemnej i ciepłej, przenikającej mój umysł.

– Krew z mojej krwi, ciało z mego ciała, dwa umysły w jednym ciele, dwie dusze złączone w jedno. – Przez jedną krótką chwilę olśnienia zobaczyłam to i poczułam. Wieczność z Jean-Claudem. Jego dotyk… przez wieki. Jego usta. Jego krew.

Zamrugałam i zorientowałam się, że nieomal dotknęłam wargami rany na jego piersi. Wystarczyłby jeden zdecydowany ruch i zlizałabym krew z rany.

– Jean-Claude, nie! Jean-Claude! – wykrzyczałam. – Pomóż mi, Boże! – Te słowa także wypłynęły z moich ust.