Выбрать главу

– Wobec tego co tutaj zaszło?

– Dolph, aby dotrzeć na cmentarz, ghule musiały przewędrować spory kawał drogi. Do najbliższego cmentarza jest stąd dobrych parę mil. Ghule nie urządzają takich spacerków. Przyjmijmy więc, ale bardzo ostrożnie, że zaatakowały dozorcę, gdy zjawił się, aby je przepłoszyć. Powinny były przed nim uciec, ale może postąpiły inaczej.

– Czy to nie mogło być coś innego, co podszyło się pod ghule?

– Możliwe, choć raczej w to wątpię. Kimkolwiek było to coś, pożarło tego człowieka. Mógłby to zrobić człowiek, ale żaden śmiertelnik nie rozdarłby ciała w taki sposób. Ludzie nie mają tyle siły.

– A wampiry?

– Wampiry nie jedzą mięsa.

– Zombi?

– Być może. Znam kilka rzadkich przypadków, kiedy zombim trochę odbiło i zaczęły atakować ludzi. Poza tym one łakną mięsa. Bez niego zaczynają gnić.

– Myślałem, że zombi zawsze gniją.

– Te, które jedzą mięso, mogą wytrzymać dłużej niż normalnie. Słyszałam o pewnej kobiecie, która po trzech latach wciąż wygląda jak człowiek.

– Pozwalają jej atakować i pożerać ludzi?

Uśmiechnęłam się.

– Karmią ją surowym mięsem. O ile dobrze pamiętam, w tym artykule wspominano o jagnięcinie. Podobno za nią przepada.

– Czytałaś o tym w jakimś artykule?

– Każdy zawód ma swoje branżowe pismo, Dolph.

– Jaki nosi tytuł?

Wzruszyłam ramionami.

– „Animator”, jakiż inny?

Uśmiechnął się.

– W porządku. Na ile jest możliwe, że to był atak zombich?

– Powiedziałabym, że to raczej wątpliwe. Zombi nie chodzą w grupach, chyba że im się rozkaże.

– Nawet – sprawdził notatki – zombi żywiące się mięsem?

– Istnieją tylko trzy udokumentowane przypadki. W każdym z nich występował pojedynczy łowca.

– A zatem zombi żywiące się mięsem albo nowy gatunek ghula. Czy tak?

Skinęłam potakująco głową.

– Taa.

– W porządku. Dzięki. Przepraszam, że zająłem ci czas w wolny wieczór.

Zamknął notes i spojrzał na mnie. Prawie się uśmiechał.

– Sekretarz powiedział, że wybrałaś się na wieczór panieński. – Uniósł brwi. – No, no, lubimy sobie poszaleć, co?

– Nie nabijaj się ze mnie, Dolph.

– Gdzieżbym śmiał.

– No jasne – powiedziałam. – Jeśli już nie jestem potrzebna, to zmykam.

– Na razie to byłoby wszystko. Zadzwoń, gdyby coś przyszło ci do głowy.

– Nie ma sprawy. – Wróciłam do samochodu. Okrwawione plastykowe rękawiczki trafiły do worka na śmieci w bagażniku. Zastanawiałam się, co zrobić z kombinezonem, i w końcu złożyłam go i położyłam na worku na śmieci. Może jeszcze raz go założę.

– Uważaj dziś na siebie, Anito – zawołał Dolph. – Nie chcielibyśmy, żebyś coś złapała.

Łypnęłam na niego spode łba. Reszta członków jego grupy pomachała do mnie i zawołała unisono:

– Koooochamy cię!

– Odwalcie się.

Jeden z nich zakrzyknął:

– Gdybyśmy wiedzieli, że lubisz oglądać nagich mężczyzn, coś byśmy dla ciebie wymyślili!

– Nie interesuje mnie oglądanie tego, co mógłbyś mi pokazać, Zerbrowski.

Rozległ się śmiech, a potem ktoś powiedział:

– Załatwiła cię, stary… kurczę, zawsze wie, jak ci dopiec!

Wsiadłam do samochodu, słysząc męski śmiech i propozycję zostania moim „niewolnikiem miłości”. Zapewne tym kimś, kto oferował mi swe usługi, był Zerbrowski.

6

Do Grzesznych Rozkoszy wróciłam krótko po północy. Jean-Claude czekał na mnie na schodach. Opierał się o ścianę, trwając w absolutnym bezruchu. Nie zauważyłam, żeby oddychał. Wiatr poruszał koronkami przy jego koszuli. Kosmyk czarnych włosów musnął blady gładki policzek.

– Czuć od ciebie krew innych, ma petite.

Jego głos był cichy i mroczny, pełen delikatnego gniewu. Prześlizgnął się po mojej skórze niczym lodowaty wiatr.

– Zabijałaś wampiry, moja mała animatorko?

– Nie – wyszeptałam ochryple. Nigdy nie słyszałam takiego głosu.

– Wiedziałaś, że nazywają cię Egzekutorką?

– Tak. – Nie uczynił nic, aby mi zagrozić, a jednak w tej chwili nic nie zmusiłoby mnie do przejścia obok niego. Równie dobrze drzwi mogłyby być zamknięte na kłódkę.

– Ile zabójstw masz na swoim koncie?

Nie spodobała mi się ta rozmowa. Dążyła w niewłaściwym kierunku. Nie chciałam tego. Znałam pewnego mistrza wampirów, który potrafił wyczuwać, kiedy ktoś kłamał. Nie wiedziałam, co było przyczyną nastroju Jean-Claude’a, ale nie zamierzałam go okłamywać.

– Czternaście.

– I ty nazywasz nas zabójcami.

Patrzyłam na niego; nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

Wampir Buzz zszedł po schodach. Zlustrował wzrokiem Jean-Claude’a i mnie, po czym zajął miejsce przy drzwiach, splatając muskularne ramiona na piersiach.

– Udana przerwa? – spytał Jean-Claude.

– Tak, mistrzu, dziękuję.

Mistrz wampirów uśmiechnął się.

– Już ci mówiłem, Buzz, nie nazywaj mnie mistrzem.

– Dobrze, mis… Jean-Claudzie.

Wampir wybuchnął dźwięcznym, niemal przyjemnym dla ucha śmiechem.

– Chodź, Anito, wejdźmy do środka, tam jest cieplej.

Na ulicy było wyjątkowo parno i gorąco. Nie wiedziałam, o co mogło mu chodzić. Stanęłam, wpatrując się w drzwi, nie chciałam wejść do środka. Coś było nie tak, a ja nie wiedziałam co.

– Wchodzisz? – spytał Buzz.

– Podejrzewam, że nie uda mi się namówić cię, abyś pofatygował się do klubu i poprosił Monicę oraz drugą dziewczynę, tę rudą, aby do mnie wyszły?

Uśmiechnął się, błyskając kłem. To była cecha charakterystyczna „młodych” nieumarłych, popisywanie się kłami. Lubili szokować i sycili się strachem.

– Nie mogę opuścić mego posterunku. Dopiero co miałem przerwę.

– Domyślałam się, że to powiesz.

Uśmiechnął się do mnie.

Weszłam do mrocznego lokalu. Hostessa odbierająca relikwie czekała na mnie przy drzwiach. Oddałam jej krzyżyk. Wręczyła mi numerek. To nie była uczciwa wymiana. Jean-Claude’a nigdzie nie było widać.

Catherine była na scenie. Stała nieruchomo, z rozszerzonymi oczami. Jej oblicze wydawało się delikatne i szczere jak twarzyczka dziecka. Długie miedziane włosy skrzyły się w świetle reflektorów. Była pogrążona w głębokim transie. Wystarczył mi jeden rzut oka, by rozeznać się w sytuacji.

– Catherine – wyszeptałam i pobiegłam w jej stronę.

Monica siedziała przy naszym stoliku i patrzyła na mnie. Jej usta wykrzywiał perfidny, ironiczny uśmieszek.

Zanim dobiegłam do sceny, za plecami Catherine pojawił się wampir. Nie wyszedł zza kulis, po prostu pojawił się znikąd. Po raz pierwszy zrozumiałam, jak musieli postrzegać wampiry zwykli śmiertelnicy. Jak istoty dysponujące wiedzą magiczną. Taak. Magia.

Wampir wlepił we mnie wzrok. Miał jedwabiste złote włosy, skórę barwy kości słoniowej i oczy jak dwie sadzawki. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową. To się nie działo naprawdę. Nie mogło się dziać. Nikt nie jest aż tak urodziwy.

Jego głos w porównaniu z obliczem był niemal pospolity, ale pobrzmiewała w nim rozkazująca nuta.

– Powiedz coś do niej.

Otworzyłam oczy, by stwierdzić, że wszyscy widzowie patrzą na mnie. Przyjrzałam się pustej twarzy Catherine i wiedziałam, co się stanie, ale jak każdy nieświadomy klient – musiałam spróbować.

– Catherine, Catherine, słyszysz mnie?

Nawet nie drgnęła, zauważyłam jedynie, że oddychała, płytko, ale miarowo. Żyła, lecz jak długo? Wampir wprowadził ją w głęboki trans. To oznaczało, że mógł wezwać ją praktycznie w każdej chwili i z każdego miejsca, a ona stawiłaby się na wezwanie. Od tej chwili jej życie należało do niego. Kiedykolwiek zechciał, mógł je również odebrać.