Pokiwałam głową.
– Zgadza się, Phillipie.
– Boję się.
Przytuliłam go, gładząc pieszczotliwie po plecach. Objął mnie tak mocno, jakby już nigdy nie zamierzał mnie puścić.
– Anito!
– Ciii, nic nie mów. Już wszystko dobrze. Wszystko w porządku.
– Odeślesz mnie z powrotem, prawda? – Odsunął się ode mnie, aby móc spojrzeć mi w oczy.
– Tak – odparłam.
– Nie chcę umierać.
– Ale ty już nie żyjesz.
Spojrzał na swoje dłonie, kilka razy zacisnął i rozwarł pięści.
– Nie żyję? – wyszeptał. – Nie żyję? – Położył się na świeżo rozkopanej ziemi. – Odeślij mnie – poprosił.
Zrobiłam to.
Pod sam koniec zamknął oczy, a mięśnie jego twarzy zwiotczały, rozluźnione przez śmierć. Ciało na powrót zagłębiło się w ziemi, aż wreszcie znikło zupełnie.
Osunęłam się na kolana obok grobu Phillipa i rozpłakałam się.
48
Edward miał wybity bark, dwie złamane kości w ręce i ranę od ukąszenia wampira. Mnie założono czternaście szwów. Oboje wróciliśmy do zdrowia. Ciało Phillipa przewieziono na miejscowy cmentarz. Za każdym razem kiedy tam pracuję, zachodzę do niego, aby się przywitać. Mimo iż wiem, że Phillip nie żyje i jest mu to obojętne. Groby nie są dla umarłych, lecz dla żyjących. Dzięki temu skupiamy się na nich, a nie na fakcie, że nasi drodzy nieobecni gniją w ziemi. Umarłym nie zależy na pięknych kwiatach i rzeźbionych marmurowych posągach.
Jean-Claude przysłał mi tuzin śnieżnobiałych róż o długich łodyżkach. Na bileciku napisał: „Jeżeli odpowiedziałaś na pytanie zgodnie z prawdą, przyjdź, aby ze mną zatańczyć”.
Odpisałam na odwrocie bileciku: „Nie” i wsunęłam za dnia pod drzwi Grzesznych Rozkoszy. Jean-Claude mnie pociągał. Może wciąż mnie pociąga. No i co z tego? Wydawało mu się, że to coś zmienia. Ale nie zmieniało. Nic a nic. Uświadamiałam to sobie przy okazji każdej kolejnej wizyty przy grobie Phillipa. A zresztą… nawet to nie było konieczne.
Wiem, kim oraz czym jestem. Jestem Egzekutorką i nie umawiam się z wampirami. Zabijam je.
Laurell K. Hamilton