– Przecież to jeszcze dziecko, Tad. – Olivię zawsze irytowało to, że tak rozpieszczał ich najmłodszą córkę. Za każdym razem przywoził jej z Napa i San Francisco jakieś drobiazgi lub coś oryginalnego do ubrania.
– Będzie się w nich czuła wyjątkowo.
Ubóstwiał Crystal od dnia jej narodzin, ilekroć na nią spojrzał, czuł bolesne ukłucie w sercu. Jako mała dziewczynka miała aureolę jasnych włosów i zawsze patrzyła prosto w oczy, jakby miała mu do powiedzenia coś niezwykłego. Spoglądała na świat rozmarzonym wzrokiem i było w niej coś wyjątkowego, co sprawiało, że wszyscy zatrzymywali się i przyglądali się jej oniemiali. Zawsze skupiała na sobie wzrok ludzi. Coś ich do niej przyciągało, coś więcej niż jej wyjątkowa uroda. Niepodobna do nikogo z rodziny, jedyna w swoim rodzaju – była niczym muzyka dla duszy ojca, nieskazitelna i świetlista jak kryształ. To on wybrał dla swej córeczki imię, kiedy ujrzał ją po raz pierwszy spoczywającą w ramionach Olivii w kilka chwil po narodzeniu. Imię pasowało idealnie do jej błyszczących, wyrazistych oczu i miękkich, jasnych włosów. Nawet rówieśnicy, z którymi się bawiła, wyczuwali, że Crystal jest kimś wyjątkowym, że w jakiś nieuchwytny sposób różni się od pozostałych dzieci – była swobodniejsza, pogodniejsza i szczęśliwsza od nich. Nigdy nie poddawała się całkowicie nakazom i ograniczeniom, nakładanym na nią przez nerwową, wiecznie narzekającą matkę, starszą siostrę o wiele od niej brzydszą, brata, dokuczającego jej bezlitośnie, czy nawet przez surową babkę która wprowadziła się do nich po śmierci dziadka Hodgesa, kiedy Crystal miała siedem lat. Tylko ojciec zdawał się ją rozumieć, tylko on wiedział, że jest niezwykła, niczym jakiś rzadki ptak, któremu od czasu do czasu trzeba pozwolić swobodnie polatać, by mógł wznieść się ponad przeciętność. Dostał Crystal w darze prosto z rąk Boga i dla niej zawsze robił wyjątki, łamał zasady, obsypywał ją drobnymi upominkami, ku niezadowoleniu innych.
– Crystal! – rozległ się za drzwiami pokoju ostry głos matki.
Dzieliła ten pokój z Becky przez prawie piętnaście lat. Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi otworzyły się i w progu stanęła Olivia Wyatt, spoglądając na córkę z nerwową dezaprobatą.
– Czemu jesteś nago?
Crystal była piękna, a Olivia nie lubiła myśleć o tym, że jej córka, choć patrzyła na świat oczami niewinnego dziecka, jest już dojrzałą kobietą. Dziewczynka odwróciła się do matki, ubranej w suknię z niebieskiego jedwabiu i czysty biały fartuch, taki sam, jaki miała babcia Minerva.
– Włóż coś na siebie! Twój ojciec i brat już wstali! – Obrzuciła ją surowym spojrzeniem i zamknęła za sobą drzwi, jakby już czekali w progu, pragnąc ujrzeć obnażone, młode ciało Crystal. Ojciec, gdyby ją zobaczył, zachwyciłby się, zdumiony jej kobiecością, a Jared, jak zawsze, pozostałby obojętny na niezwykłą urodę siostry.
– Och, mamusiu… – Dziewczynka wiedziała, że matka wpadłaby w gniew, gdyby ujrzała ją stojącą nago w strumieniu. – Przecież tu nie wejdą. – Uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. Olivia zaczęła ją besztać.
– Nie wiesz, ile jeszcze mamy roboty? Twojej siostrze trzeba pomóc się ubrać. Babcia nie poradzi sobie sama z dzieleniem indyka i krojeniem szynek. Czemu nigdy nie można na ciebie liczyć, Crystal Wyatt? – Obie wiedziały, że to nieprawda, Crystal nie była leniwa, ale nie lubiła zajęć domowych, wolała towarzyszyć przy pracy ojciu: jeździć z nim traktorem albo zaganiać bydło, gdy brakowało ludzi do roboty. Podczas gwałtownych burz, niezmordowanie odszukiwała cielaki, które odłączyły się od stada. Miała wyjątkowy dar obchodzenia się ze wszystkimi zwierzętami. Ale dla jej matki to wszystko się nie liczyło.
– Ubierz się – poleciła jej, ale spojrzawszy na czystą, białą sukienkę, wiszącą na drzwiach do garderoby, dodała: – Włóż niebieską sukienkę, bo białą zabrudzisz, pomagając babci.
Olivia przyglądała się, jak Crystal wkłada bieliznę i wciąga przez głowę wypłowiałą, niebieską sukienkę. Przez chwilę znów wglądała jak dziecko, ale jej kobiecość była zbyt dojrzała, by zdołała ją ukryć stara sukienka. Crystal nie zdążyła jeszcze zapiąć guzików, kiedy drzwi otworzyły się i do pokoju wpadła Becky. Miała brązowe włosy, jak jej matka, i szeroko osadzone brązowe oczy. Odznaczała się przeciętną urodą – była wysoka i szczupła jak Crystal, ale nie wyróżniała się niczym szczególnym. Piskliwym głosem poskarżyła się Olivii, że Jared zmoczył wszystkie ręczniki w jedynej łazience w domu.
– Nie mogę nawet porządnie wytrzeć włosów. Mamusiu, to powtarza się dzień w dzień! Wiem, że robi mi na złość! – Crystal przyglądała się siostrze w milczeniu, jakby ujrzała ją pierwszy raz w życiu. Choć mieszkały razem przez prawie piętnaście lat, obie dziewczyny bardziej przypominały obce sobie osoby niż siostry. Rebecca wydawała się ulepiona z tej samej gliny, co matka: obie były nerwowe i wiecznie narzekały. Becky wychodziła za mąż za chłopaka, w którym się zakochała, kiedy była w wieku Crystal. Czekała na niego przez całą wojnę. Teraz, prawie dokładnie rok po jego szczęśliwym powrocie z Japonii, miała go poślubić. Mimo swych osiemnastu lat wciąż pozostawała dziewicą.
– Nienawidzę go, mamo! Nienawidzę! – pomstowała na swego brata. Długie brązowe włosy opadały jej wilgotnymi kosmykami na ramiona, do oczu nabiegły łzy. Spoglądała gniewnie na matkę i siostrę, wymyślając Jaredowi.
– Od dziś nie będziesz już musiała mieszkać z nim dłużej pod jednym dachem – powiedziała matka z uśmiechem.
Wczoraj odbyły ze sobą długą rozmowę, spacerując za stajnią, i matka wyjaśniła jej, czego Tom będzie od niej oczekiwał w noc poślubną, którą mieli spędzić w Mendocino. Becky słyszała już o tym od swych przyjaciółek. Niektóre wyszły za mąż, jak tylko ich ukochani wrócili z wojny do domów. Ale Tom chciał najpierw znaleźć pracę, a ojciec Becky nalegał, by córka nie porzucała szkoły średniej. Pięć tygodni temu Becky zakończyła naukę i dziś, w jasny, słoneczny dzień u schyłku lipca, miały się spełnić jej marzenia. Zostanie panią Parker. Brzmiało to niezwykle poważnie i napawało ją lękiem. W głębi duszy Crystal dziwiła się, czemu jej siostra chce poślubić Thomasa Parkera. Nigdy nie wyjadą dalej niż do Booneville. Jej życie upłynie tu, gdzie się urodziła i wychowała, na ranczo ojca. Crystal też kochała to miejsce, o wiele bardziej niż inni. Chciała tu wrócić, ale dopiero wówczas, gdy pozna inny świat. Najpierw musi obejrzeć inne miejsca, inne rzeczy, spotkać innych ludzi niż ci, z którymi dotychczas żyła. Pragnęła zobaczyć coś więcej niż kawałek ziemi, otoczony Górami Mayacama. Ściany jej pokoju wylepione były fotosami gwiazd filmowych – Grety Garbo, Betty Grable, Vivien Leigh i Clarka Gable. Powiesiła sobie też zdjęcia Hollywood, San Francisco i Nowego Jorku, a pewnego razu ojciec pokazał jej widokówkę z Paryża. Czasami marzyła, że wyjedzie do Hollywood i zostanie gwiazdą filmową. Myślała o podróżach do niezwykłych miejsc, o których szeptała z ojcem. Wiedziała, że to tylko marzenia, ale lubiła je snuć. Przede wszystkim wiedziała, że nie chce spędzić życia u boku takiego mężczyzny, jakim był Tom Parker. Ojciec zaproponował mu pracę na ranczo, bo Tomowi nie udało się zdobyć innego zajęcia. Po ataku na Pearl Harbour rzucił szkołę i zaciągnął się do wojska. A Becky czekała cierpliwie, pisząc do niego co tydzień i nieraz całymi miesiącami czekając na jego listy. Kiedy wrócił, wydawał się taki dojrzały, znał tyle wojennych opowieści. W wieku dwudziestu jeden lat był mężczyzną, przynajmniej w oczach Becky. A dziś, rok po powrocie do kraju, miał zostać jej mężem.
– Czemu nie jesteś jeszcze gotowa? – zwróciła się niespodziewanie Becky do swej siostry, stojącej boso, w niebieskiej sukience, którą kazała jej włożyć matka. – Powinnaś już być ubrana! – Była siódma rano, a do kościoła mieli jechać o wpół do jedenastej.