Выбрать главу

– Nie do wiary… znowu ty, piegusie! Jak tam Hiroko? – Boyd był wzruszony, że Spencer pamiętał jej imię. Uśmiechnął się i skinął w stronę drzew, gdzie stała jego żona.

– Świetnie. Chryste, ile to już czasu upłynęło, panie kapitanie… – Ich spojrzenia spotkały się na moment i znów przypomnieli sobie ból, który razem dzielili, i strach, i tę bliskość, która już nigdy nie wróci. Bliskość, zrodzona z cierpienia, podniecenia i lęku, a także z radości zwycięstwa. Ale chwila triumfu była taka krótka w porównaniu z całymi latami zmagań, i przede wszystkim o nich pamiętali. – Chodź, przywitasz się z nią. – Spencer przeprosił obecnych i zostawił Toma z jego druhami, którzy już mieli doskonałe humory i pragnęli jak najszybciej wrócić do stajni, by znów się napić whisky.

– Jak się wam powodzi? Zastanawiałem się, czy was tu spotkam, czy też przeprowadziliście się do miasta. – Często myślał, że łatwiej by im było żyć w takim San Francisco czy Honolulu, ale Boyd zdecydował, że wróci do domu, do doliny, o której tak często opowiadał.

Hiroko również zdumiała się na jego widok. Ukłoniła mu się, a Spencer uśmiechnął się do niej. Tak samo filigranowa i niewinna jak rok temu na własnym ślubie. W jej oczach dostrzegł coś nowego, mądrość i smutek, których poprzednio nie widział. Spencer z łatwością domyślił się, że ostatni rok nie był dla nich ani dobry, ani łatwy.

– Wyglądasz ślicznie, Hiroko. Cieszę się, że was znów widzę. – Delikatnie ujął jej dłoń, a ona zapłoniła się, nie mając odwagi na niego spojrzeć. Spencer zachował się wobec nich bardzo przyzwoicie. Choć początkowo robił wszystko, by wyperswadować im ten pomysł ze ślubem, w końcu stanął po stronie Boyda, tak jak zawsze stawał po stronie swych żołnierzy. Należał do ludzi, do których można się ze wszystkim zwrócić, i jego podkomendni o tym wiedzieli. Był silny, mądry i dobry, ale bezlitosny, gdy ktoś go zawiódł, co zdarzało się zresztą bardzo rzadko. W jego oddziale znalazło się tylko kilku żołnierzy, którzy nie chcieli iść za jego przykładem. Ciężko pracował, walczył z nimi ramię w ramię, wydawał się niezmordowany, gdy wspólnie z nimi chciał zwyciężyć w tej wojnie. Teraz wszystko się zmieniło… wojna się skończyła, wrócili do domów, byli znów bezpieczni, ale niczego nie zapomnieli.

– Ileż to już czasu upłynęło, prawda? – Ich spojrzenia spotkały się i Spencer dostrzegł w oczach Boyda coś nowego, jakąś głębszą mądrość i doświadczenie. Bez munduru przystojny kapitan wydawał się znacznie młodszy, niż kiedy się widzieli po raz ostatni, gdy Boyd wyjeżdżał z Japonii do San Francisco.

– Nie wiedziałem, że cię tutaj dzisiaj zobaczę – powiedział cicho Boyd, uradowany ze spotkania. Spencer nawet się nie domyślał, jak bardzo Webster się ucieszył na jego widok. Był pierwszą osobą, która życzliwie przemówiła do Hiroko od chwili jej przyjazdu do Kalifornii we wrześniu ubiegłego roku. – Tom nic mi nie powiedział.

– Prawdopodobnie wszystkie jego myśli zaprzątała narzeczona. – Spencer uśmiechnął się szeroko do Websterów. – Napisałem mu, że spróbuję przyjechać, ale sam do ostatniej chwili nie wiedziałem, czy mi się to uda. Powinienem już być w Nowym Jorku. Ale jakoś nie chce mi się opuszczać Kalifornii. – Rozejrzał się wkoło, a Boyd podał Hiroko talerz i próbował ją skłonić, by coś zjadła. Ale ją bardziej interesował ich wspólny przyjaciel niż jedzenie. Ostrożnie odstawiła talerz na pień drzewa, znajdujący się tuż obok.

– Czy spędza tu pan wakacje? – spytał Boyd. W jego oczach można było dostrzec głębokie przywiązanie i szacunek, jaki cechował ich wzajemne stosunki w Japonii.

Spencer pokręcił głową i roześmiał się na cały głos.

– Nie. Na miłość boską, Webster, czyżbyś zapomniał, że mam na imię Spencer?

Boyd Webster zaczerwienił się jak rak, co mu się zresztą często zdarzało, nawet w środku bitwy. Zyskał sobie dzięki temu wiele przezwisk. Obaj mężczyźni znów wybuchnęli śmiechem.

– Pomyślałem sobie, że mnie oddasz pod sąd wojenny, jeśli się do ciebie zwrócę po imieniu.

Hiroko uśmiechała się, obserwując ich. Przypomniały jej się szczęśliwsze dni, daleko stąd, kiedy mieszkała w swojej ojczyźnie i nie była traktowana jak niepożądany gość.

– Wierz, albo nie, ale znów się uczę. Nie potrafiłem sobie wymyślić żadnego innego zajęcia po powrocie do kraju. Właśnie skończyłem pierwszy rok prawa. – Nie wspominał, że udało mu się przerobić w ciągu jednego roku program prawie dwóch lat i za rok zostanie absolwentem wydziału prawa w Stanford.

– Studiujesz gdzieś na Wschodzie? – Boyd był pewien, że Spencer uczęszcza na Yale lub Harvard. Wiedział, że Spencer jest zamożny. Spencer nigdy nie rozmawiał o takich rzeczach, ale zawsze sprawiał wrażenie osoby wykształconej i dobrze urodzonej. Krążyły plotki, że pochodzi z wpływowej rodziny, mieszkającej gdzieś na Wschodzie, choć sam nic im nie mówił na ten temat. Wszyscy wiedzieli, że chodził do college'u i że był oficerem, resztę otaczała tajemnica. Zresztą kiedy czołgali się przez pole minowe, wydawało im się to nieistotne.

Spencer potrząsnął głową, spoglądając na swego młodego przyjaciela i myśląc, jak odmienny jest ten świat od tego, w którym on żyje. Zdawał się oddalony o całe lata świetlne od wyrafinowanego San Francisco. Spencer Hill nie znał świata farm i wielkich gospodarstw rolnych ani ludzi uprawiających ziemię i nigdy nawet o tym nie myślał. Nie wątpił, że wiedli ciężkie życie, co wypisane było na twarzy dwudziestodwuletniego Boyda.

– Nie, studiuję w Stanford. Zatrzymałem się tu w drodze do domu i zakochałem się w tych stronach. Zapisałem się na tutejszy uniwersytet przed powrotem do Nowego Jorku. Bałem się, że jeśli nie zrobię tego od razu, już tu nie przyjadę. Kocham Kalifornię. – Było coś zdumiewającego w tym, że Stanford leżał zaledwie trzy godziny drogi stąd, równie dobrze mógł się znajdować w innym kraju. – Wrócę tu jesienią. Obiecałem swoim staruszkom, że lato spędzę z nimi, na Wschodzie. Po demobilizacji widziałem się z rodzicami tylko kilka tygodni, potem rozpocząłem studia. W moim wieku zakrawa to na szaleństwo, ale zdaje się, że wielu facetom wojna pokrzyżowała szyki. Niektórzy studenci są starsi ode mnie. A ty, Boyd? Co tam u ciebie?

Hiroko usiadła cichutko i przysłuchiwała się rozmowie. Ciekawa była, czy Boyd opowie mu o ich smutnych doświadczeniach. Nigdy się nie skarżył, przynajmniej nie jej, a wiedziała, że właściwie nie ma teraz nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Oboje byli zaskoczeni, kiedy Tom zwrócił się do Boyda, by został drużbą na jego ślubie. Nikt ich nigdzie nie zapraszał, nikt z nimi nie rozmawiał, czasami stary pan Petersen musiał sam nalewać benzynę, bo niektórzy nie chcieli nawet być obsługiwani przez Boyda.

– Wszystko w porządku. Było mi trudno znaleźć pracę, bo wszyscy wrócili do domów jednocześnie. Ale jakoś sobie radzimy. – Hiroko obserwowała go, jej oczy nie zdradzały niczego. Spencer skinął głową.