Выбрать главу

Znalazła się w jego ramionach. Objął ją mocno, przytulił i wreszcie ustami zaczął szukać jej ust. Ona zaś westchnęła i poddała się temu.

– Co zrobimy? – zapytał wreszcie, przytulając jej głowę do swego policzka. – Czy mam porozmawiać z Jackiem, zanim będzie za późno? Albo z twoim ojcem?

– Nie – odparła.

– A więc co? – nalegał. – Jest za późno? Nie możesz się już wycofać?

Poczuła na swych ramionach wielki ciężar odpowiedzialności i przeraziła się. Nikt nie mógł jej pomóc, nie było też dobrego wyjścia z tej sytuacji. Nie mogła schować się za niczyimi plecami – ani ojca, ani babci, ani Jacka, ani Fitza. W tej sprawie sama musiała zdecydować.

Chociaż to nie do końca była prawda. Nie musiała podejmować żadnej decyzji. Ojciec i babcia dokonali za nią wyboru i ona się na to zgodziła. Jack był wobec niej uczciwy. Dał jej tydzień na zastanowienie i już udzieliła odpowiedzi. Powiedziała „tak". Nie mogła zranić Jacka, choć tak naprawdę nie wierzyła, że on ją kocha.

A Fitz ją kochał. I ona odwzajemniała to uczucie. O, tak! Kochała go całym sercem. Był jej przyjacielem. I kimś znacznie droższym.

Tak, musi coś zrobić.

– Fitz – rzekła – zejdźmy na dół. Będą na nas czekać.

– Masz rację – odparł podając jej ramię. – Wybacz mi, Julie. Zasmuciłem cię. Naprawdę chciałbym, abyś była szczęśliwa, wiesz o tym. A Jack to wspaniały człowiek.

– Tak, wiem – powiedziała i na krótką chwilę oparła głowę na ramieniu Fitza.

Rozdział osiemnasty

Ogarnęło go dziwne uczucie spokojnej rezygnacji. Podczas balu miały być ogłoszone jego zaręczyny. Wiedział o tym od chwili przyjazdu do Portland House, ale w ciągu tego tygodnia tyle się działo, że zawsze coś innego zajmowało jego uwagę. Bal – punkt kulminacyjny świątecznych imprez – wciąż był dla niego odległą przyszłością.

Lecz teraz to już nie była przyszłość. Tańce miały się rozpocząć za chwilę. Rodzina i goście ponownie zbierali się w sali balowej. Muzycy stroili instrumenty. Wkrótce zacznie się zabawa.

Za dwie godziny będzie oficjalnie zaręczony. Jego dziadek i ojciec Juliany mieli ogłosić zaręczyny przed kolacją. Oczywiście dla nikogo nie będzie to niespodzianką.

Ubrany w swój srebrno-niebieski strój wieczorowy, bezwiednie robił duże wrażenie na paniach, które wydawały się bardzo zaintrygowane faktem, że partnerował wielkiej de Vacheron. On jednak czekał na Julianę. Miał z nią zatańczyć pierwszy taniec.

Miał nadzieję, że Belle nie zjawi się na balu, choć liczni goście czuliby się tym zawiedzeni. Sądził jednak, że ona nie przyjdzie. Nie wierzył, że jest jej całkiem obojętny. Ogłoszenie jego zaręczyn mogłoby być dla niej zbyt bolesne albo przynajmniej krępujące.

To już koniec – pomyślał. Właściwie skończyło się już jakiś czas wcześniej. Ód jutra wszystkie swoje uczucia będzie musiał skierować na Julianę. Odwrócił się i uśmiechnął, gdy dziewczyna stanęła w drzwiach, zarumieniona, z błyszczącymi oczami, drobna i nie wyglądająca na więcej niż szesnaście lat. Wyciągnął do niej rękę i skłonił się, gdy ją ujęła.

– Nie miałem okazji powiedzieć ci, moja droga, jak ślicznie wyglądasz dzisiejszego wieczora – powiedział. -Wszyscy mężczyźni na tej sali będą mi zazdrościli.

Spojrzała na niego błyszczącymi oczami, a on zauważył, że dziewczyna z wysiłkiem przełyka ślinę. Jego uśmiech złagodniał.

– Jesteś zdenerwowana – rzekł. – Ja też. Ale wszystko będzie dobrze. Wyglądasz przeuroczo.

– Czy… czy mogłabym z tobą porozmawiać? – zapytała.

Coś się stało. Od razu się zorientował. To coś więcej niż zwykłe zdenerwowanie.

– Tak, oczywiście, moja droga – odparł prowadząc ją w stronę drzwi wiodących do jednego z przedsionków sali balowej. Kiedy już się tam znaleźli, stanowczym ruchem zamknął za sobą drzwi.

– Co się stało? – zapytał.

– Czy ty mnie kochasz? – Odwróciła się i spojrzała na niego dużymi przestraszonymi oczami. Na policzkach miała rumieńce.

Do czorta, dowiedziała się, że on i Belle spędzają dużo czasu ze sobą. A za nic w świecie nie chciałby zranić tej dziewczyny.

– Bardzo cię lubię, Juliano – rzekł. – Tak, kocham cię. – Nie skłamał. Istnieją różne rodzaje miłości.

– Ach! – powiedziała tylko.

– Bałaś się, że cię nie kocham? – Ujął jej dłoń i zatrzymał w swojej ręce.

– Miałam nadzieję, że nie – odparła. A potem spojrzała na niego spłoszona i próbowała uwolnić dłoń. – Och, przepraszam. Wybacz mi. Miałeś rację. Jestem bardzo zdenerwowana. Ja… och, wybacz mi.

– Dlaczego miałaś nadzieję, że cię nie kocham? -zapytał.

– Ja… ja nie wiedziałam, co mówię – odrzekła spuszczając wzrok i patrząc na jego ręce. Lecz zaraz potem ponownie spojrzała mu w twarz, a on dojrzał w jej oczach tę przemianę, którą zauważył już kilka razy wcześniej. Grzeczna, posłuszna dziewczynka zamieniła się w pełną determinacji kobietę. Z tą determinacją niedawno z nim flirtowała. Tego wieczora jednak chodziło o coś innego. -Lubię cię – powiedziała. – Na początku wprawdzie myślałam, że jesteś zimnym człowiekiem, trochę zepsutym, ale potem stwierdziłam, że jesteś dobry i szlachetny. Sądzę, że w pewnym sensie zakochałam się w tobie. Wiem, że byłbyś dobrym mężem. Nie mogłabym trafić lepiej. Ale nie chcę wyjść za ciebie.

Jack poczuł, jak nieśmiało budzi się w nim nadzieja.

– Możesz mi powiedzieć dlaczego? – zapytał łagodnie.

– Tak – odrzekła. – Chciałabym… poślubić kogoś innego.

– Kogo? – Ze zdziwienia uniósł brwi. – Mógłbym wiedzieć?

– Fitza – odparła odważnie.

– Fitza? – Nic nie mogłoby go bardziej zdziwić. Fitz nie wydawał mu się typem romantycznego kochanka, który mógłby się podobać tak pięknej kobiecie jak Juliana. Ale przypomniał sobie, że w ciągu ostatniego tygodnia spędziła dużo czasu w towarzystwie Fitza. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że…

– Kocham go – powiedziała czyniąc rozpaczliwe, acz widoczne wysiłki, by opanować panikę.

Nadal trzymał jej dłoń.

– I chciałabyś, abym zwolnił cię z danego słowa? -zapytał. – Nie patrz na mnie z takim przerażeniem. Wszystko będzie dobrze. Nie zmuszałbym cię do małżeństwa.

– Nie chciałam cię zranić. – Znowu stała się małą dziewczynką. Jej oczy napełniły się łzami.

Uniósł jej dłoń do swoich ust.

– Juliano – powiedział – nie czuję się zraniony. Uwierz mi. Byłby to dla mnie zaszczyt, gdybyś została moją żoną, ale nie musisz się obawiać, że zaangażowałem się uczuciowo. Bardzo cię lubię. Lecz to, że cię stracę, nie złamie mi serca.

Dyplomacja nie była jego mocną stroną. Miał nadzieję, że nie powiedział niczego, co mogłoby ją obrazić czy zranić.

– Nic strasznego się nie stało – rzekł. – Zaręczyny nie zostały oficjalnie ogłoszone, mimo że wszyscy się tego spodziewają. Poszukam twojego ojca i pomówię z nim.

– Nie – powiedziała i Jack zauważył, że mała dziewczynka znowu gdzieś się podziała. – Ja porozmawiam z papą. Nie mogę pozwolić, byś wziął na siebie winę za to, co się stało. Bo nie ma w tym twojej winy. Byłeś… byłeś dla mnie bardzo dobry. Gdybym nie poznała Fitza…

Roześmiał się.

– Niezbyt pochlebia mi, że uważa się mnie za drugiego w kolejce po Fitzu. To nie znaczy, że mam coś przeciwko niemu. Czy twój ojciec zgodzi się na to małżeństwo?

– Niechętnie – rzekła unosząc głowę trochę wyżej. -Może w ogóle się nie zgodzi. Ale mam już dziewiętnaście lat. Za dwa lata sama będę mogła decydować, kogo chcę poślubić. Jestem gotowa czekać na Fitza, jeśli tylko on nie będzie miał nic przeciwko temu.