Выбрать главу

Szefowa zaprowadziła ją do pewnej szesnastolatki, która z całych sił starała się ignorować korpulentną kobietę – zapewne swą matkę – stojącą tuż obok.

– Victohhhria – Madame przypomniała sobie o francuskim akcencie. – To jeeest panna Harriet Brightbill, a to jej mamau. – Wskazała kobietę. – Bądź tak dobhhhra i pomóż młodej damie przy doborze sthhhroju.

– Ja dokładnie wiem, czego chcę – oznajmiła pan Brightbill.

– A ja wiem, czego ja chcę – dodała Harriet z dłońmi na biodrach.

Victoria powstrzymała się od uśmiechu.

– Poszukamy czegoś, co spodoba się obu paniom. Pani Brightbill wydała z siebie głośny pomruk.

– Mamo! – zwróciła się do niej karcąco Harriet. Przez następną godzinę Victoria prezentowała po kolei różne tkaniny. Dokładnie oglądały wszystkie jedwabie, muśliny, satyny. Victoria szybko się zorientowała, że Harriet ma o wiele lepszy gust niż jej matka. Sporo czasu straciła na przekonywanie pani Brightbill, że o sukcesie towarzyskim niekoniecznie muszą decydować falbanki na sukni.

W końcu pani Brightbill, która naprawdę kochała córkę i chciała dla niej jak najlepiej, przeprosiła i wyszła do poczekalni. Harriet usiadła na krześle i głęboko odetchnęła.

– Zmęczyła cię, nie? – zagadnęła.

Victoria się uśmiechnęła.

– Dobrze, że kuzyn zaprosił nas na ciastka, bo inaczej nie zniosłabym tych zakupów. A musimy jeszcze iść do kapelusznika i rękawicznika.

– Na pewno miło spędzicie czas – powiedziała dyplomatycznie Victoria.

– Miło spędzę czas dopiero, gdy wszystkie pakunki dotrą do domu i będę mogła je otworzyć… O, patrz! Właśnie idzie mój kuzyn. Robert! Robert!

Victoria zareagowała odruchowo. Na dźwięk imienia Robert natychmiast schowała się za doniczkową roślinę. Odezwał się dzwonek przy drzwiach. Victoria zerkała zza liści.

To Robert. Jej Robert.

Z trudem zdławiła jęk. Tylko tego brakowało! Właśnie teraz, gdy znalazła w życiu trochę szczęścia, on musiał się pojawić i wywrócić wszystko do góry nogami. Nie była pewna, co do niego czuje, ale wiedziała jedno – nie chciała się z nim spotkać, i to w miejscu pracy.

Milimetr po milimetrze przesuwała się w stronę drzwi na zaplecze.

– Kuzynie – usłyszała głos Harriet, gdy przemykała się za jej krzesłem. – Bogu dzięki, że już jesteś. Mama doprowadza mnie do obłędu.

Robert zaśmiał się, a jego śmiech ukłuł Victorię w serce.

– Gdybym nie widział, jak doprowadza cię do szaleństwa, uznałbym, że ci to nie grozi.

Harriet westchnęła, jakby chciała powiedzieć „ale to życie ciężkie”, zupełnie w stylu szesnastolatki, która jeszcze nic o życiu nie wie.

– Gdyby nie ta wspaniała sprzedawczyni… – Nastąpiła chwila ciszy, a Victoria przycupnęła za sofą. – Co się stało z Victorią?

– Z Victorią?

Victoria wstrzymała oddech. Nie lubiła tego tonu w jego głosie. Od drzwi dzieliło ją zaledwie półtora metra. Na pewno się uda. Powoli wstała, kryjąc się za manekinem krawieckim w sukni z ciemnozielonej satyny, i zaczęła cofać się na zaplecze.

Powinno się udać. Wiedziała, że powinno.

Już sięgała po klamkę. Przycisnęła. Tak. Poszło gładko.

Udało się! Odetchnęła z ulgą i oparła się o ścianę. Dzięki Bogu już nie musiała obawiać się konfrontacji z Robertem.

– Victoria? – odezwała się Katie, patrząc ze zdumieniem na koleżankę. – Myślałam, że pomagasz…

Drzwi otworzyły się z hukiem. Katie krzyknęła. Victoria wydała z siebie jęk.

– Victoria? – powiedział Robert. – Dzięki Bogu, to ty!

Rozrzucił bele z tkaninami i przewrócił manekin. Gdy stanął naprzeciwko niej, spojrzała na niego z przerażeniem. Oddychał z trudem i miał wymizerowaną twarz.

I w tym momencie, nie zwracając uwagi na to, że mają widownię, nie zdając sobie sprawy, że Katie, madame Lambert, Harriet, pani Brightbill i trzy inne klientki przyglądają się zdziwione, przyciągnął ją do siebie z zachłannością głodnego człowieka i przytulił.

A potem zaczęli się całować.

11

Robert głaskał Victorię po rękach, ramionach, plecach. Jakby chciał się upewnić, czy to naprawdę ona. Na moment przerwał i zajrzał jej w oczy, a potem objął dłońmi jej twarz i pocałował.

Całował z całą namiętnością, którą tłumił od siedmiu lat.

Całował z tęsknotą, którą przez kilka ostatnich tygodni potęgowała niepewność, co się z nią dzieje i czy w ogóle żyje.

I pewnie całowałby ją w nieskończoność, gdyby czyjaś ręka nie złapała go za lewe ucho i nie odciągnęła na bok.

– Robercie Kemble! – przemówiła ciotka. – Jak ci nie wstyd?

Rzucił błagalne spojrzenie Victorii, która wyglądała na oszołomioną i przerażoną.

– Muszę z tobą porozmawiać – powiedział stanowczo, celując w nią palcem.

– Co to ma znaczyć? – zapytała madame Lambert bez śladu francuskiego akcentu.

– Ta kobieta będzie moją żoną – ogłosił Robert.

– Co? – jęknęła Victoria.

– Wielkie nieba – wydusiła pani Brightbill.

– Och, Victorio! – radośnie zaszczebiotała Katie.

– Robert, dlaczego nic nam nie mówiłeś? – zapytała Harriet.

– Kim ty jesteś, do diabła? – wykrzyknęła madame Lambert, ale nikt nie wiedział, czy zwraca się do Roberta czy do Victorii.

Wszyscy mówili jednocześnie, zrobiło się spore zamieszanie, aż w końcu Victoria krzyknęła:

– Cicho! Przestańcie wszyscy!

Wszyscy spojrzeli w jej stronę. Nie wiedziała, jak się zachować, znalazłszy się w centrum uwagi. W końcu uniosła głowę.

– Przepraszam wszystkich – przemówiła w końcu. – Nie czuję się najlepiej. Chyba dzisiaj pójdę wcześniej do domu.

Rozpętało się piekło. Każdy z obecnych miał własną stanowczą i niepodważalną opinię na temat niezwykłej sytuacji, której właśnie byli świadkami. W zamieszaniu Victoria próbowała wymknąć się tylnymi drzwiami, ale Robert był szybszy. Złapał ją za nadgarstek i pociągnął z powrotem na środek pomieszczenia.

– Nigdzie nie idziesz – rzekł głosem jednocześnie wzburzonym i łagodnym. – Najpierw porozmawiamy.

Harriet zrobiła unik przed machającą wściekle rękami matką i dopadła Victorii.

– Naprawdę wyjdziesz za mojego kuzyna? – zapytała zachwycona.

– Nie – odparła Victoria i lekko pokręciła głową.

– A właśnie że tak – wtrącił Robert. – Wyjdzie za mnie.

– Przecież nie chcesz się ze mną ożenić.

– Ależ chcę. Czy w innym razie mówiłbym coś takiego w obecności największej plotkary w Londynie?

– Ma na myśli moją mamę – wyjaśniła Harriet.

Victoria usiadła na beli zielonej satyny i ukryła twarz w dłoniach.

U jej boku stanęła madame Lambert.

– Nie wiem, kim pan jest – powiedziała, celując w niego palcem – ale nie pozwolę krzywdzić swojej pracowniczki.

– Jestem hrabią Macclesfield.

– Hrabią… – Wybałuszyła oczy. – Hrabią… Victoria jęknęła. Zapragnęła zapaść się pod ziemię. Madame Lambert usiadła obok niej.

– Ej, dziewczyno, on naprawdę jest hrabią? I chce się tobą ożenić?

Victoria skinęła głową, nadal kryjąc twarz w dłoniach.

– Na miłość boską! – odezwał się władczy głos. – Czy wy nie widzicie, że dziewczyna jest w rozpaczy?

Starsza dama ubrana na czerwono podeszła do Victorii i obdarzyła matczynym uściskiem. Victoria podniosła głowę.

– Kim pani jest?

– Wdową po księciu Beechwood.

Victoria spojrzała na Roberta.