Uśmiechnęła się do Roberta i przyjęła pudełko.
– Dziękuję – powiedziała uprzejmie. – Katie? Poczęstujesz się?
Katie znalazła się przy niej w mgnieniu oka. Victoria wręczyła koleżance pudełko i wróciwszy do podszywania sukni, próbowała ignorować roznoszący się apetyczny zapach.
Robert wziął krzesło i usiadł obok.
– Ta suknia pięknie by na tobie wyglądała – odezwał się, patrząc na Victorię.
– Niestety – odparła, z zacięciem wbijając szpilkę w materiał. – Już ją zamówiła pewna księżna.
– Mógłbym powiedzieć, że kupię ci taką samą, ale raczej nie zyskałbym w twoich oczach.
– Aleś domyślny, panie hrabio.
– Krępuje cię moja obecność.
Powoli odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
– Dobrze, że zauważyłeś.
– To dlatego, że rano myślałaś, że się ode mnie uwolnisz.
– Miałam taką nadzieję.
– Starasz się, aby twoje życie powróciło do normalności.
Wydała z siebie zabawny odgłos będący połączeniem śmiechu, westchnięcia i prychnięcia.
– Najwyraźniej doszedłeś do perfekcji w wypowiadaniu tego, co oczywiste.
– Hm… – Podrapał się w głowę. Wyglądał, jakby udawał, że myśli. – Twoje rozumowanie zawiera pewne błędy.
Nie pofatygowała się z odpowiedzią.
– Tobie tylko się wydaje, że to jest normalne życie.
Wbiła kilka kolejnych szpilek w rąbek. Nagle zdała sobie sprawę, że ze zdenerwowania staje się nieuważna, i musiała przepiąć szpilki w inne miejsce.
– Ale to nie jest normalność. Niby jakim cudem? Żyjesz tak zaledwie miesiąc.
– Nasze narzeczeństwo trwało tylko dwa miesiące – musiała dorzucić.
– No tak, ale przez następne siedem lat stale o mnie myślałaś. Nie miała ochoty zaprzeczać. Powiedziała tylko:
– Nie słyszałeś, co ci rano mówiłam?
Pochylił się i wpatrywał w nią intensywnie jasnoniebieskimi oczami.
– Słyszałem każde słowo. A potem całe przedpołudnie o tobie myślałem. Chyba rozumiem twoje uczucia.
– To dlaczego tu przyszedłeś?
– Bo uważam, że nie masz racji.
Upuściła szpilki.
– Życie nie polega na tym – mówił – żeby schować się do kąta, patrzeć, jak świat się kręci, i mieć nadzieję, że nic złego nas nie dopadnie. – Przyklęknął i pomógł jej zbierać szpilki. – Życie polega na korzystaniu z szans i sięganiu do gwiazd.
– Miałam swoją szansę – odezwała się oschle. – Już przepadła.
– I chcesz pozwolić, aby to zadecydowało o całym twoim dalszym losie? Victoria, masz zaledwie dwadzieścia cztery lata. Przed tobą całe życie. Twierdzisz, że znalazłaś bezpieczną drogę na resztę życia?
– Dla ciebie: tak.
Wstał.
– Widzę, że muszę dać ci trochę czasu, żebyś się nad tym zastanowiła.
Spojrzała na niego z nadzieją, że nie widzi, jak jej się trzęsą ręce.
– Wrócę pod koniec dnia i odprowadzę cię do domu. Zastanawiała się, czyj dom ma na myśli.
– Nie będzie mnie – oświadczyła. Wzruszył ramionami.
– Znajdę cię. Zawsze i wszędzie cię znajdę.
Nie musiała odpowiadać na tę deklarację, ponieważ właśnie odezwał się dzwonek przy drzwiach.
– Muszę wracać do pracy – bąknęła.
Robert skłonił się i ruszył do wyjścia. Jednak zatrzymał się na widok wchodzących klientek.
Do zakładu wkroczyła pani Brightbill, ciągnąc za sobą Harriet.
– Panna Lyndon – zaszczebiotała. – O, i Robert.
– Miałam przeczucie, że cię tu zastaniemy, kuzynie – odezwała się Harriet.
Victoria dygnęła uprzejmie.
– Dzień dobry, pani Brightbill, dzień dobry, panno Brightbill.
Harriet kiwnęła ręką.
– Mów mi Harriet. Przecież i tak będziemy krewniaczkami.
Robert ukłonił się kuzynce.
Victoria wbiła wzrok w podłogę. Wolałaby posłać groźne spojrzenie Harriet, ale jako pracownica zakładu musiała zachowywać się odpowiednio w stosunku do klientek. A przecież przez cały ranek przekonywała Roberta, że nie chce stracić tu pracy, prawda?
– Przyszłyśmy zaprosić cię na herbatę – oznajmiła Harriet.
– Obawiam się, że muszę odmówić – odparła skromnie Victoria. – To nie wypada.
– Nonsens – powiedziała pani Brightbill.
– A moja mama uchodzi za autorytet w sprawach tego, co wypada, a co nie wypada – stwierdziła Harriet. – Więc jeśli mówi, że wypada, to na pewno wypada.
Victoria zmarszczyła brwi, zastanawiając się chwilę nad zawiłą wypowiedzią Harriet.
– Chyba muszę się zgodzić z kuzyneczką, chociaż sprawia mi to ból – dodał Robert. – Sam nie raz usłyszałem od cioci wykład o stosownym, zachowaniu.
– W to akurat łatwo uwierzyć – powiedziała Victoria.
– O tak, Robert lubi sobie poszaleć – potwierdziła Harriet, a kuzyn rzucił jej karcące spojrzenie.
– Naprawdę? – Victoria zwróciła się do dziewczyny.
– Tak, tak. Przypuszczam, że to złamane serce pchało go w ramiona innych kobiet.
Nieprzyjemny ucisk w żołądku Victorii stawał się coraz bardziej dotkliwy.
– O ilu dokładnie mówisz kobietach?
– Było ich mnóstwo – odparła gorliwie Harriet. – Multum.
Robert się roześmiał.
– Czemu się śmiejesz? – fuknęła młoda Brightbill. – Chcę, żeby była trochę o ciebie zazdrosna.
Victoria zasłoniła roześmiane usta dłonią i udawała, że się zakrztusiła. Doprawdy, słodka ta Harriet.
Do rozmowy włączyła się pani Brightbill, która do tej pory załatwiała coś z madame Lambert.
– Panna Lyndon gotowa? – Z tonu jej głosu wynikało, że nie bierze pod uwagę przeczącej odpowiedzi.
– To bardzo miło z pani strony, pani Brightbill, ale mam tu w zakładzie bardzo dużo pracy i…
– Właśnie rozmawiałam z madame Lambert. Uznała, że nic się nie stanie, jeżeli wyjdziesz na godzinkę.
– Nie masz się co sprzeciwiać – rzekł uśmiechnięty Robert. – Cioteczka zawsze stawia na swoim.
– To chyba rodzinne – mruknęła Victoria.
– Mam nadzieję – odparł.
– No dobrze – powiedziała Victoria. – Właściwie chętnie wypiję filiżankę herbaty.
– Znakomicie. – Pani Brightbill zatarła ręce. – Mamy wiele spraw do omówienia.
Victoria wytrzeszczyła oczy i dopiero po kilku sekundach udało jej się zrobić niewinną minę.
– Pan hrabia też jest zaproszony?
– Jeśli sobie tego nie życzysz, to nie.
Victoria odwróciła się do Roberta i posłała mu złośliwy uśmiech.
– A zatem miłego dnia.
On tylko oparł się plecami o ścianę i z uśmiechem obserwował, jak wychodzi z zakładu. Nie chciał odbierać jej przekonania, że to ona jest górą. Mówiła, że pragnie normalności? Zachichotał do siebie. Nie ma bardziej przerażająco normalnej osoby niż ciocia Brightbill.
Spotkanie przy herbacie upłynęło w dość przyjemnej atmosferze. Pani Brightbill i Harriet raczyły Victorię opowieściami o Robercie, z których w tylko nieliczne skłonna była uwierzyć. Tak wychwalały jego honor, odwagę i dobroć, jakby kandydował na świętego.
Właściwie nie wiedziała, dlaczego tak bardzo chciały mieć ją w rodzinie. Ojciec Roberta z pewnością nie podchodził z entuzjazmem do małżeństwa syna z córką pastora. Która teraz w dodatku jest zwyczajną krawcową! Kto to słyszał, aby hrabia żenił się z kimś takim? Mimo to na podstawie kilku wypowiedzi pani Brightbill typu: „Och, już przestaliśmy liczyć, że Robert kiedykolwiek się ożeni” albo „Jesteś pierwszą od lat godną szacunku kobietą, którą się zainteresował”, Victoria wywnioskowała, że zależy im na tym małżeństwie.
Ona sama ledwie się odzywała. Niewiele miała do powiedzenia, a poza tym pani Brightbill i Harriet rzadko dopuszczały ją do głosu.