Выбрать главу

Uniósł jedną brew.

– Wiesz co? Coś mi się wydaje, że ta cała sytuacja zaczyna cię bawić.

– Wyobraźnia cię ponosi – ucięła.

– Mówię poważnie – w zamyśleniu dotknął podbródka. – Musi być przyjemnie dać ujście od dawna tłumionym emocjom.

– Mam pełne prawo do gniewu.

– Na pewno tak ci się wydaje.

Zrobiła groźną – miała nadzieję – minę.

– Gdybym teraz miała pistolet, to naprawdę bym cię zastrzeliła.

– Myślałem, że jesteś przywiązana do wideł.

– Jestem przywiązana do wszystkiego, czym ci mogę wyrządzić krzywdę.

– Nie wątpię. – Zachichotał.

– Nie obchodzi cię, że cię nienawidzę?

Długo wypuszczał powietrze z płuc.

– Coś ci wyjaśnię. Dla mnie najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo i zadowolenie. Jeżeli wydobycie cię z tej dziury, którą nazywałaś domem, ma kosztować kilka dni twojej nienawiści, to niech i tak będzie.

– Nie chodzi o kilka dni.

Nic nie powiedział.

Ona wciąż siedziała na podłodze i próbowała poskładać myśli. Do oczu cisnęły jej się łzy bezsilności. Spróbowała szybciej i głębiej oddychać, żeby łzy nie popłynęły po policzkach.

– Jedno twoje posunięcie wystarczyło… – mówiła głosem zabarwionym nerwowym śmiechem osoby, która już wie, że przegrała. – Jedno twoje posunięcie…

Spojrzał prosto na nią.

– Może byś tak już wstała?

Pokręciła głową.

– Chciałam tylko zdobyć odrobinę kontroli nad swoim życiem. Czy to tak wiele?

– Victoria…

– Jednym swoim posunięciem mi to odebrałeś… – przerwała, a po chwili dodała głośniejszym tonem: -… jednym jedynym posunięciem!

– Działałem w twoim najlepszym inte…

– Czy ty wiesz, co to oznacza, gdy ktoś zabiera ci możliwość podejmowania decyzji?

– Wiem, co to znaczy być manipulowanym – rzekł bardzo cicho.

– To nie to samo – powiedziała i odwróciła głowę, aby nie widział jej płaczu.

Przez chwilę panowała cisza. Robert próbował dobrać odpowiednie słowa.

– Siedem lat temu zaplanowałem swoje życie w najdrobniejszych szczegółach. Byłem młody i zakochany po uszy. Chciałem cię poślubić i przez całe życie dbać o twoje szczęście. Mieliśmy mieć dzieci – mówił zadumany. – Zawsze wyobrażałem sobie, że będą do ciebie podobne.

– Po co to wszystko mówisz?

Popatrzył na nią przenikliwie, ale ona nie śmiała spojrzeć mu w oczy.

– Bo wiem, czym są rozwiane marzenia. Byliśmy młodzi i za głupi, aby pojąć, co zrobili nasi ojcowie, żeby nas rozłączyć. Ale to nie była nasza wina.

– Nie rozumiesz, że nie obchodzi mnie, co było siedem lat temu? Dla mnie to nic nie znaczy.

– Ja myślę, że znaczy.

Złożyła ręce na piersiach i oparła się o ścianę.

– Nie chcę już o tym rozmawiać.

– Dobrze. – Wziął gazetę i udawał, że czyta.

Victoria siedziała na podłodze i starała się nie płakać.

Dwadzieścia minut później kareta zatrzymała się przed niewielkim zajazdem w Faversham przy drodze do Canterbury. Victoria czekała w środku, a Robert poszedł wynająć pokoje.

Wrócił po kilku minutach.

– Wszystko gotowe – oznajmił.

– Mam nadzieję, że dostałam osobny pokój.

– Oczywiście.

Mimo zmęczenia odmówiła przyjęcia pomocy i wyskoczyła z karety sama. Poczuła dotyk jego dłoni na plecach i poszli do zajazdu.

– Mam nadzieję – przywitał ich właściciel, gdy przekroczyli próg frontowego pomieszczenia – że panu i pańskiej żonie spodoba się u nas.

Victoria odczekała, aż znajdą się sami na schodach.

– Mieliśmy mieć osobne pokoje – szepnęła z pretensją.

– Mamy. Musiałem mu powiedzieć, że jesteś moją żoną. Od razu widać, że nie jesteśmy rodzeństwem. – Delikatnie dotknął, jej kruczoczarnych włosów. – A nie chciałem, żeby ktoś pomyślał…

– Ale…

– Właściciel zapewne pomyślał, że jesteśmy małżeństwem, ale nie przepadamy za sobą.

– Przynajmniej to drugie jest prawdą – mruknęła. Odwrócił się do niej z promiennym uśmiechem.

– Ja za tobą przepadam od zawsze. Zaskoczona jego wesołością przemówiła:

– Sama nie wiem, czy jesteś szalony, zacięty czy po prostu głupi.

– Jeśli mogę zagłosować, to opowiadam się za zacięty. Westchnęła teatralnie i ruszyła przed nim.

– Idę do swojego pokoju.

– Nie chcesz, wiedzieć, który to? Dosłownie czuła na plecach jego uśmieszek.

– Może mi podasz numer – zasyczała przez zaciśnięte zęby.

– Trzy.

– Dziękuję – odparła, a po chwili pożałowała, że w dzieciństwie wpojono jej zasady dobrego wychowania. Robert nie zasługiwał na podziękowania.

– Ja mam czwórkę – podpowiedział. – Na wypadek, gdybyś mnie szukała.

– To nie będzie konieczne. – Dotarła do końca schodów, skręciła za róg i zaczęła się rozglądać za swoim pokojem. Za sobą usłyszała kroki Roberta.

– Nigdy nic nie wiadomo. – A ponieważ nie odpowiadała, dodał: – Ja widzę mnóstwo powodów, żebyś chciała się ze mną skontaktować. – A gdy nadal go ignorowała, uzupełnił wypowiedź: – Gdy złodziej będzie chciał się włamać do twojego pokoju. Gdy będziesz miała koszmary.

Jedyne koszmary, pomyślała, mogą dotyczyć akurat ciebie.

– Ten zajazd może być nawiedzony – ciągnął. – Pomyśl tylko, ile strachu mogą napędzić duchy.

Tego nie potrafiła zignorować. Odwróciła się do niego.

– To najbardziej nieprawdopodobna myśl, jaką słyszałam. Wzruszył ramionami.

– Wszystko się może zdarzyć.

Nie odpowiedziała, tylko przyglądała mu się, jakby próbowała ocenić, w jaki sposób odwieźć go do szpitala dla obłąkanych.

– Możesz też za mną zatęsknić.

– Powtórzę to co poprzednio: To najbardziej nieprawdopodobna myśl, jaką słyszałam.

Chwycił się za serce.

– Ranisz mnie, moja pani.

– Nie jestem twoją panią.

– Ale będziesz.

– O proszę – powiedziała z udawaną obojętnością. – Jest mój pokój. Dobranoc.

Nie czekając na odpowiedź, weszła do środka i trzasnęła mu drzwiami przed nosem.

Po chwili usłyszała przekręcanie klucza w zamku.

Zdumiona otworzyła usta. Ten łajdak ją zamknął!

Ulżyła sobie tupnięciem, a potem z głośnym westchnieniem rzuciła się na łóżko. Nie chciała wierzyć, że ośmielił się zamknąć ją na klucz.

Ale musiała. Przecież mimo wszystko on ją porwał. A on zawsze nad – wszystkim chciał panować.

Przez kilka minut leżała nadąsana na łóżku. Jeżeli ma mu uciec, to musi zrobić to tej nocy, bo gdy znajdą się w jego domku nad morzem, na pewno nie będzie spuszczać jej z oka. A znając Roberta, domek na pewno znajduje się w odosobnieniu.

Nie. Najlepiej uciekać od razu. Na szczęście Faversham leżało niedaleko Bellfield, gdzie mieszka jej rodzina. Nie paliła się za bardzo do odwiedzenia ojca, bo nigdy nie przebaczyła mu, że ją wtedy siłą zatrzymał. Mimo to pastor wydawał się mniej niebezpieczny niż Robert.

Podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Było wysoko. Gdyby skoczyła, na pewno zrobiłaby sobie krzywdę. Odwróciła się od okna i nagle zauważyła drugie drzwi.

Do sąsiedniego pokoju. Szybko domyśliła się, do czyjego. Co za ironia losu, że jedyna droga ucieczki prowadzi przez jego pokój!

Podeszła powoli i popatrzyła na klamkę. Później przyjrzała się framudze. Wydawały się masywne. Otwarcie ich narobi hałasu, który może zbudzić Roberta. A jeśli on się zbudzi, zanim ona dotrze na korytarz, to nici z ucieczki. Musi znaleźć sposób, aby otworzyć drzwi po cichu i nie budzić jego podejrzeń.