– Tak – odparł, koncentrując wzrok na jej ustach. – Jak najbardziej.
– Naprawdę?
Zrobił krok w jej stronę. Potem następny.
– Tak. Bo widzisz, chciałem oderwać myśli od pewnej rzeczy.
Nerwowo oblizała wargi i zaczerwieniła się.
– Ach, rozumiem.
Podszedł bliżej.
– Ale nie udało się. Podszedł jeszcze bliżej.
– Nic a nic? – zapytała cicho.
Pokręcił głową. Byli już tak blisko siebie, że niemal stykali się nosami.
– Nadal cię pragnę. – Przepraszająco wzruszył ramionami. – Nic na to nie poradzę.
Stała nieruchomo i tylko patrzyła. On uznał, że to lepsze niż jednoznaczne odrzucenie. Położył jej dłoń na biodrze.
– Szukałem w drzwiach jakiejś dziurki. Nie wyglądała na zaskoczoną, gdy szepnęła:
– Znalazłeś? Pokręcił głową.
– Nie. Ale mam bujną wyobraźnię. Oczywiście… – Pochylił się i musnął jej wargi delikatnym pocałunkiem. -… nie umywa się do rzeczywistości. Ale wystarczyło, żeby doprowadzić mnie do obecnego stanu skrajnego i przedłużającego się dyskomfortu.
– Dyskomfortu? – powtórzyła. Popatrzyła bez zrozumienia.
– Uhm. – Pocałował ją raz jeszcze. Również delikatnie, bez narzucania się.
I tym razem nie cofnęła się przed nim. Jego nadzieje rosły równie mocno jak podniecenie. Trzymał jednak swoje żądze na wodzy. Czuł, że aby uwieść Viktorię, musi posłużyć się zarówno czynami, jak i słowami. Pogładził ją po policzku i szepnął:
– Mogę cię pocałować? Okazała zdziwienie.
– Już pocałowałeś. Niespiesznie się uśmiechnął.
– Teoretycznie chyba można… – Jeszcze raz musnął ustami jej wargi. -… to uznać za pocałunek. Ale zbrodnią przeciwko mowie jest nazywanie również pocałunkiem tego, co mam na myśli.
– Co to znaczy?
Poruszyła go jej ciekawość.
– No… przecież wiesz – rzekł z uśmiechem. – Ale odświeżę ci pamięć.
Połączyli się ustami. Całował ją gorąco, pieszcząc jej wargi.
– Mniej więcej chodziło mi o coś takiego.
Wyczuwał, że poddała się jego namiętności. Serce Victorii biło mocniej, z każdą chwilą oddychała coraz szybciej. Pod tkaniną sukienki czuł rozpaloną skórę ukochanej. Gdy całował jej szyję, odchyliła głowę do tylu.
Wiedział, że jej opór słabnie.
Przesunął dłoń po plecach dziewczyny i mocno przycisnął ją do siebie. Nie mógł już dłużej ukrywać swojego fizycznego podniecenia, a ponieważ nie odsunęła się, przyjął to jako znak milczącej zgody. – Chodźmy na górę – szepnął jej do ucha. – Chodźmy, będziemy się kochać.
Nie struchlała w jego ramionach, ale w nienaturalny sposób pozostawała bez ruchu.
– Victorio – szepnął cicho.
– Nie proś mnie o to – powiedziała, odwracając głowę. Zaklął w duszy.
– Jak długo mam jeszcze czekać? Nic nie odpowiedziała. Przycisnął ją mocniej.
– Jak długo?
– Nie jesteś ze mną uczciwy. Wiesz, że nie mogę tak po prostu… To nie w porządku.
Puścił ją tak gwałtownie, że aż się zdziwiła.
– Victoria, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tylko ty nie chcesz tego dostrzec. – Spojrzał na nią z resztką pożądania, ale czuł się zbyt zagniewany i rozzłoszczony, aby zauważyć udrękę na jej twarzy. A potem odwrócił się plecami i wyszedł.
19
Victoria zamknęła oczy, ale nie mogła zamknąć uszu. Po domu rozniósł się odgłos pośpiesznych kroków Roberta, po których rozległo się głośne trzaśniecie drzwiami do pokoju.
Oparła się o kuchenną ścianę. Czego ona tak się boi? Przecież nie może dłużej zaprzeczać, że zależy jej na Robercie. Nic tak nie raduje jej serca jak jego uśmiech. Ale kochanie się z nim to poważna sprawa. Nic nie mogła poradzić na to, że pozostała w niej odrobina urazy żywionej przez tak wiele lat. W pewnym momencie uraza ta stała się cząstką jej samej, a nic jej tak nie przerażało jak utrata poczucia własnej tożsamości. Właśnie dzięki temu poczuciu przetrwała ostatnie lata. „Jestem Victoria Lyndon”, powtarzała sobie po szczególnie ciężkim dniu. „I nikt mi tego nie zabierze”.
Zakryła dłońmi twarz i ciężko oddychała. Miała zamknięte oczy, ale nadal widziała szczerą twarz Roberta. Nadal słyszała jego głos powtarzający „kocham cię”. A potem poczuła jeszcze, że dłonie pachną tak jak on – mieszaniną skóry i drewna sandałowego. Przeżywała rozterkę.
– Muszę stąd wyjść – powiedziała cicho i ruszyła w stronę drzwi prowadzących do ogródka na tyłach domku. Gdy znalazła się na dworze, głęboko odetchnęła świeżym powietrzem. Uklękła na trawie i dotknęła kwiatów.
– Mamo – szepnęła. – Słyszysz mnie?
Nieba nie przecięła błyskawica, ale szósty zmysł kazał jej się odwrócić i ujrzała Roberta w oknie. Siedział na parapecie plecami do niej. Garbił się ponuro.
Zraniła go. Kurczowo trzymała się swojej urazy, bo tylko na niej mogła polegać. Ale w ten sposób raniła jedyną osobę, którą…
Złamała kwiat na dwoje. Czy chciała powiedzieć „kocha”?
Poczuła, że jakaś niewidzialna siła zmusza ją do wstania. W jej sercu pojawiło się nowe uczucie. Nie była pewna, czy to miłość, ale było delikatne i dobre, a przede wszystkim zagłuszało urazę. Czuła się teraz bardziej wolna niż dotychczas.
Podniosła wzrok do okna. Robert wciąż siedział z twarzą w dłoniach. To nie w porządku. Nie powinna przysparzać mu cierpienia. On jest dobrym człowiekiem. Czasami bywa zbyt dominujący, pomyślała z uśmiechem, ale jest dobry.
Wróciła do domku i po cichu wymknęła się do swego pokoju.
Przez całą minutę siedziała nieruchomo na łóżku. Czy zdobędzie się na ten krok? Zamknęła oczy i skinęła głową. Potem wzięła głęboki oddech i sięgnęła do zapięcia sukienki.
Ubrała się w jedwabną koszulę nocną i wygładziła ją po bokach. Czuła się odmieniona.
W końcu sama przed sobą przyznała się do tego, o czym wiedziała od początku – że pragnie Roberta. Pragnie go i chce mieć pewność, że on także jej pragnie. Miłość wiązała się z cierpieniem, ale pożądała Roberta i temu zaprzeczyć nie mogła. W pełni świadoma tego, na co się decyduje, przekręciła klamkę drzwi pokoju Roberta. Drzwi były zamknięte na klucz.
Żeby się upewnić, jeszcze raz przekręciła klamkę. Naprawdę zamknięte.
Wprost nie mogła w to uwierzyć. To ona podejmuje jedną z najdonioślejszych decyzji w życiu, a on zamyka za sobą drzwi na cholerny klucz.
Przemknęło jej przez myśl, że powinna zrezygnować i dalej cierpieć w samotności. Nie dowie się, co stracił, łajdak jeden. Ale wtedy uświadomiła sobie, że ona także się nie dowie, co straciła. A poza tym chciała znów czuć się kochana.
Podniosła rękę i zapukała do drzwi.
Zaskoczony Robert podniósł głowę. Wydawało mu się, że ktoś porusza klamką przy drzwiach, ale doszedł do wniosku, że to po prostu skrzypi stary budynek. W najśmielszych marzeniach nie wyobrażał sobie, że to z własnej woli idzie do niego Victoria.
Ale po chwili usłyszał coś dziwnego. Pukanie. Czego ona może chcieć?
Szybkim krokiem przeszedł przez pokój i otworzył drzwi.
– Co ty jeszcze… – Wstrzymał oddech. Sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale na pewno nie tego. Stała w powabnej koszuli, którą jej podarował, i tym razem nie okrywała się kocem. Niebieski jedwab uwydatniał wszystkie kształty, głęboki dekolt ukazywał rowek między piersiami, a długie rozcięcie na boku odsłaniało nogę.
Ciało Roberta zareagowało natychmiast. Jakimś cudem udało mu się wypowiedzieć jej imię. Nie przyszło mu to łatwo, bo w ustach miał kompletnie sucho.
Stała przed nim Z dumną miną, ale trzęsły jej się ręce.
– Podjęłam decyzję – odezwała się cichym głosem.