– Mówiłam, że mama by mnie zrozumiała. – Twoja matka była bogobojną kobietą i znała swe miejsce. Zgodziłaby się ze mną w tej sprawie.
Victoria pamiętała, jak matka żartowała z nią i Ellie za plecami pastora. Pani Lyndon nie była taka ponura i surowa, jak sobie wyobrażał jej mąż. Tak, uznała Victoria, matka na pewno by mnie zrozumiała.
Długą chwilę patrzyła na brodę ojca, a w końcu uniosła wzrok i zapytała:
– Zakazujesz mi spotykać się z nim?
Tak mocno zacisnął zęby, że Victoria myślała, że pęknie mu szczęka.
– Dobrze wiesz, że nie mogę ci tego zakazać – odparł. – Poskarży się ojcu i wylecę z posady bez referencji. Ty sama musisz z nim zerwać.
– Nie zrobię tego – powiedziała stanowczo. Spojrzała buntowniczym wzrokiem.
– Robert przyjdzie za dwie godziny. Idę z nim na spacer.
– Powiedz mu, że już nie chcesz się z nim spotykać. I to jeszcze dzisiaj. Inaczej się postaram, na Boga, żebyś pożałowała.
Poczuła, że jej opór słabnie. Ojciec nie uderzył jej od wielu lat, od czasów dzieciństwa, ale był tak rozwścieczony, że mógł stracić nad sobą panowanie. Nic nie mówiła.
– Dobrze – powiedział ojciec z satysfakcją w glosie, biorąc jej milczenie za zgodę. – I weź ze sobą Eleonor. Nie wyjdziesz z tego domu w jego towarzystwie bez swojej siostry.
– Tak, tato. – W tej kwestii mogła okazać posłuszeństwo. Ale tylko w tej.
Dwie godziny później przyszedł Robert. Ellie tak szybko otworzyła drzwi, że nawet nie zdążył drugi raz uderzyć kołatką.
– Witaj, mój panie – powiedziała z porozumiewawczym uśmiechem. Robert płacił jej całego funta za każdy spacer, podczas którego znikała zakochanym z oczu. Ellie zawsze liczyła na tę łapówkę, za co Robert był jej niezmiernie wdzięczny.
– Dzień dobry, Ellie – odrzekł. – Widzę, że masz naprawdę dobry dzień.
– O, bardzo dobry, panie. I liczę, że szybko stanie się jeszcze lepszy.
– Zuchwałe dziewczę – mruknął. Ale wcale tak o niej nie myślał. Lubił młodszą siostrę Victorii. Łączyło ich rozważne i praktyczne podejście do życia. On na jej miejscu za podobną przysługę zażądałby dwa funty.
– O, Robert. – Victoria wpadła do przedpokoju. – Nie wiedziałam, że już przyszedłeś.
– Ellie szybko otworzyła drzwi – uśmiechnął się.
– Domyślam się. – Victoria posłała siostrze ostre spojrzenie. – Zawsze niecierpliwie oczekuje na twoje przyjście.
Ellie uniosła głowę i pozwoliła sobie na nieznaczny uśmieszek.
– Lubię dbać o swoje interesy. Robert roześmiał się. Objął Victorię.
– Idziemy?
– Muszę jeszcze wziąć książkę – powiedziała Ellie. – Coś czuję, że dzisiaj będę miała dużo czasu na czytanie.
Wyszła z przedpokoju i znikła u siebie.
Robert przyglądał się, jak Victoria poprawia czepek.
– Kocham cię – wyszeptał.
Wiązała sznurki czepka.
– Mam to powiedzieć głośniej? – szepnął z udawanym grymasem na twarzy.
Victoria natychmiast pokręciła głową i spojrzała na zamknięte drzwi do ojcowskiego pokoju. A on twierdzi, że Robert jej nie kocha i nie może pokochać. Ale się myli. Tego była pewna. Wystarczyło spojrzeć w jaskrawy błękit oczu Roberta, aby poznać prawdę.
– Romeo i Julia!
Victoria drgnęła na głos siostry, bo przez chwilę myślała, że Ellie porównuje ją i Roberta do pary nieszczęśliwych kochanków. Ale w dłoni siostry zauważyła tom Szekspira.
– Dosyć ponura lektura jak na takie słoneczne popołudnie – skomentowała.
– Nie zgadzam się – odparła Ellie. – Moim zdaniem to bardzo romantyczna historia. Nie licząc tego końcowego kawałka, jak wszyscy umierają.
– Tak – wtrącił Robert. – Ten kawałek można uznać za mało romantyczny.
Victoria uśmiechnęła się i dała mu kuksańca w bok. Wyszli we trójkę Z domu i przez łąkę zmierzali do lasu. Po mniej więcej dziesięciu minutach Ellie westchnęła.
– Ja chyba już tutaj zostanę – powiedziała.
Rozłożyła koc na ziemi i spojrzała porozumiewawczo na Roberta.
Wręczył jej monetę.
– Eleonoro – zwrócił się do niej oficjalnie. – Ty to masz duszę bankiera.
– O tak, nieprawdaż?
Usiadła na kocu i udawała, że nie widzi, jak Robert bierze Victorię za rękę i znikają między drzewami.
Dziesięć minut później znaleźli się na trawiastym brzegu w miejscu, gdzie spotkali się pierwszy raz. Victoria nie zdążyła rozłożyć koca, gdy Robert pociągnął ją na ziemię.
– Kocham cię – powiedział, całując ją w kącik ust.
– Kocham cię. – Pocałował w drugi kącik.
– Kocham cię. – Zsunął jej czepek.
– Kocham…
– Wiem, wiem! – Roześmiała się, powstrzymując go przed wyciągnięciem wszystkich szpilek z włosów.
Wzruszył ramionami.
– Bo tak jest.
Ale w jej głowie nadal brzmiało echo słów ojca. Wykorzysta cię.
– Naprawdę? – zapytała, patrząc mu prosto w oczy. – Naprawdę mnie kochasz?
– Jak w ogóle możesz o to pytać?
– Sama nie wiem – szepnęła. – Przepraszam cię. Bardzo. Wiem, że mnie kochasz. Ja też cię kocham.
– Okaż to – powiedział ledwie słyszalnym głosem.
Victoria ze zdenerwowania zwilżyła językiem wargi i przesunęła głowę o dzielący ich cal.
W chwili gdy zetknęły się ich usta, Robert był cały w ogniu. Położył dłoń na jej włosach i przytrzymał głowę.
– Boże, Torie – mówił – kocham cię dotykać, kocham twój zapach…
Odpowiedziała mu namiętnym pocałunkiem, przesuwając językiem po jego wargach, tak jak ją nauczył.
Zadrżał, czując, że ogarnia go rozpalona do białości żądza. Chciał złączyć się z Viktorią na zawsze, chciał, aby objęła go i nigdy nie puszczała. Trafił dłonią na guziki sukienki i zaczął rozpinać.
– Robert? – Drgnęła zdziwiona przekroczeniem kolejnej bariery intymności.
– Ciii, kochanie. – Pod wpływem namiętności drżał mu głos. – Chcę cię tylko dotknąć. Od tygodni o niczym innym nie marzę. – Położył dłoń na jej piersi i ścisnął cienką tkaninę letniej sukienki.
Victoria jęknęła z rozkoszą i pozwoliła mu dokończyć odpinanie guzików.
Ręce trzęsły mu się z podniecenia, ale jakimś cudem zdołał uporać się z tyloma guzikami, żeby uwolnić jej piersi spod sukienki. Victoria mechanicznie uniosła ręce, aby zasłonić nagość, ale on delikatnie je odsunął.
– Nie – szepnął. – Są takie wspaniałe. Cała jesteś wspaniała.
I wtedy, jakby na potwierdzenie swych słów, musnął dłonią jej piersi. Kolistymi ruchami pieścił je, a w pewnym momencie wstrzymał oddech, gdy poczuł, jak twardnieją jej sutki.
– Zimno ci?
Skinęła głową, potem pokręciła głową, a później znów skinęła.
– Nie wiem.
– Ja cię ogrzeję. – Położył całe dłonie na jej piersiach, ogrzewając je swym ciepłem. – Chcę cię pocałować – powiedział cichym głosem. – Pozwolisz mi się pocałować?
Victorii kompletnie zaschło w gardle. Przecież całował ją setki razy. Może nawet tysiące. Dlaczego więc teraz pyta o pozwolenie?
Zrozumiała, gdy powoli przesunął językiem wokół jej sutka.
– O Boże! – jęknęła, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. – Robercie!
– Pragnę cię, Torie. – Położył twarz między jej piersiami. – Nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnę.
– Musimy przestać – wydusiła. – Ja nie mogę… Moja reputacja… – Nie miała pojęcia, jak ubrać swoje myśli w słowa. W uszach cały czas miała ostrzeżenie ojca. Wykorzysta cię i porzuci. Popatrzyła na głowę Roberta spoczywającą między jej piersiami. – Nie, Robercie.
Z trudem łapiąc powietrze, pomógł jej poprawić sukienkę. Próbował pozapinać guziki, ale za bardzo trzęsły mu się ręce.